poniedziałek, 23 lutego 2015

Suchy szampon Dove- godny zastępca Batiste, czy bubel?


Hej :)
Dzisiaj chciałabym wam przedstawić produkt, który bardzo mnie zaciekawił po recenzji jednej z vlogerek urodowych. Polecała ona suchy szampon Dove i mówiła, że jak dla niej jest on jeszcze lepszy niż suchy szampon z Batiste. Postanowiłam to sprawdzić, więc przy najbliżej wizycie w Rossmann'ie zakupiłam ten produkt


Zacznijmy może od tego co obiecuje nam producent:
Szampon został stworzony by odżywiać włosy, usuwając nadmiar sebum. Sprawia, że włosy zachowują świeżość pomiędzy myciami. Lekka formuła dodaje włosom objętości, pozostawiając je czyste i świeże.
Suchy szampon zawiera cząsteczki skrobi, które po spryskaniu włosów „przyklejają się” do kuleczek sebum i brudu, absorbując je. Następnie razem z nimi są wyczesywane z włosów (szczotką lub grzebieniem). Suchy szampon DOVE został ponadto wzbogacony w ekstrakt z zielonej herbaty znany z działania odświeżającego i tonizującego oraz odżywcze proteiny jedwabiu. Ma przyjemny zapach o nutach zielonego jabłuszka, kwiatów, ambry i piżma, dzięki któremu ten prosty i skuteczny gest odświeżenia fryzury staje się jeszcze przyjemniejszy! [LINK]

(na ostatnim zdjęciu pozostałości produktu nie są wyczesane)

Zacznę może od samego opakowania tegoż szamponu. Muszę przyznać, że z wyglądu bardzo mi się podoba. Niby proste, białe opakowanie z różowo-szarymi dodatkami i napisami, ale naprawdę ładnie prezentuje się na toaletce, czy w łazience. Atomizer nie zacina się i nie zatyka, wytwarza także niedużą mgiełkę, która idealnie osadza się na naszych włosach, a raczej u ich nasady.
Jeśli chodzi o zapach to faktycznie jest on przyjemny i delikatny. Można w nim wyczuć nuty zielonego jabłuszka i kwiatów. Reszty nut zapachowych nie wyczuwam. Co najważniejsze zapach ten naprawdę długo utrzymuje się na naszych włosach, jest wyczuwalny nawet na drugi dzień od aplikacji suchego szamponu, jednak nie jest już tak intensywny jak zaraz po użyciu.
Jeśli chodzi o samo działanie produktu to w porównaniu do suchego szamponu firmy Batiste jest ono naprawdę dobre! Muszę jednak przyznać, że suchego szamponu Batiste jak na razie nic nie przebiło, ale szampon z Dove może śmiało znaleźć się na drugim miejscu w klasyfikacji ogólnej jeśli chodzi o suche szampony.
Szampon Dove naprawdę na długo odświeża i odtłuszcza włosy, jednak pamiętajmy, że żaden suchy szampon nie da nam takiego efektu jak świeżo umyte włosy. Czasami zdarza mi się nie umyć włosów jeszcze przez jeden dzień od użycia suchego szamponu i muszę przyznać, że nawet po tak długim odstępie od jego użycia, włosy nadal całkiem dobrze i świeżo wyglądają. Niestety wadą tego produktu jest to, że nie dodaje nam on objętości, jedyne co robi to odświeża włosy. Szkoda, że objętości nie ma, bo gdyby była to śmiało mogłabym napisać, że jest to godny zastępca Batiste. Jeszcze jednym minusem jest fakt, że zaraz po użyciu tego kosmetyku, w trakcie wmasowywania produktu we włosy czuć już plątanie i takie jakby sklejanie się włosów, a także od razu czuć, że włosy są usztywnione. Niestety nie da się ich przeczesać palcami, bo od razu będziemy czuły ciągnięcie. Plusem natomiast jest mniejszy stopień bielenia włosów, a co za tym idzie pyłek ten nie jest po wmasowaniu aż tak widoczny, jak po użyciu szamponu Batiste. Jest to prawdopodobnie spowodowane zawartością krzemionki w składzie, zamiast talku. Dzięki temu dziewczyny z ciemnymi włosami będą mogły go śmiało stosować i powinny być z niego pod tym względem zadowolone.
Wiadomym jest, że włosy po użyciu jakiegokolwiek suchego szamponu nie są aż tak błyszczące i nie wyglądają na zdrowe, jak po normalnym umyciu włosów. Muszę jednak przyznać, że jako tako blask włosów po użyciu szamponu z Dove jest, a włosy nie wyglądają na suche, tak jak to bywało w przypadku szamponów z firmy Batiste i Isana.
Cena tego produktu w Rossmann'ie to 18zł jednak ja zakupiłam go za 15zł. Nie jest to mało patrząc na ceny Batiste, czy tym bardziej Isany. Niemniej jednak jest to produkt łatwo dostępny o całkiem dobrym działaniu, który doskonale sprawdzi się w awaryjnych sytuacjach. Co do wydajności muszę przyznać, że jest ona nieco gorsza od suchego szamponu Batiste, jednak nie jest z nią źle.


Podsumowując: szampon ten śmiało mogę nazwać "nieco gorszym" zamiennikiem Batiste, bo mimo wszystko suchego szamponu z firmy Batiste nie przebije. Jego zaletami są: przyjemny zapach, szybkie odświeżenie włosów oraz brak mocnego bielenia i pozbawienia włosów blasku. Niestety wadami tego produktu są: plątanie, brak dodania widocznej objętości, a dla niektórych także cena i wydajność. Mimo wszystko jeśli nie uda mi się nigdzie kupić suchego szamponu z Batiste to z przyjemnością sięgnę z powrotem po ten z Dove.

LINK: Opinie na Wizażu

Moja ogólna ocena: 4/5

czwartek, 12 lutego 2015

Masło do ciała Alverde wanilia i mandarynka- dobry nawilżacz nie tylko na zimowe dni


Hej :)
Dzisiaj chciałabym wam opisać kosmetyk, który wywołuje u mnie niezwykle mieszane uczucia. Sięgając po niego targają mną negatywne i jednocześnie pozytywne emocje, jednak gdyby nie pewna ważna dla mnie cecha, byłby to kosmetyk idealny. Mowa będzie o maśle do ciała mandarynka i wanilia firmy Alverde. Jeśli chcecie się dowiedzieć dlaczego ten produkt jednocześnie kocham i nienawidzę to zapraszam do przeczytania krótkiej lektury poniżej.


Zacznę od tego, że zakupiłam ten kosmetyk ze względu na wiele pozytywnych opinii jakie o nim przeczytałam na Wizażu i nie tylko. Był to produkt niezwykle chwalony, a że jest to edycja limitowana postanowiłam, że szybko się taka okazja nie nadarzy i muszę się w niego zaopatrzyć póki jeszcze jest dostępny. Dzięki Darii, która przywiozła mi go z Niemiec, stałam się szczęśliwą posiadaczką tego internetowego hitu. Pierwsze powąchanie tego produktu już wywołało u mnie mieszane uczucia. Niby zapach jest przyjemny i słodki, ale jest w nim coś duszącego co mnie trochę odpycha. Wyczuć możemy wanilię, ale mandarynki niestety nie wyczuwam. Jest w tym zapachu nutka czegoś cytrusowego, ale niekoniecznie jest to mandarynka. Zapach całkiem długo utrzymuje się na ciele i to jest dla mnie plusem. Nawet piżama trochę tym produktem pachniała jeszcze przez parę dni, jednak nie był to zapach jakoś bardzo wyczuwalny.
Przyszła kolej na pierwsze użycie. Konsystencja rzeczywiście przypomina masło, które jest gęste, ale które ma w sobie coś żelowego o ile mogę to tak nazwać. Niemniej jednak jest to przyjemna konsystencja, która łatwo daje się rozprowadzić na ciele, ale niestety niekoniecznie daje się łatwo na nim rozetrzeć. Trzeba to masło wcierać i wcierać, a i tak pozostają na ciele przez długi czas smugi, co zaprezentowałam na zdjęciu poniżej. Masło wchłania się opornie, ale nawet jeśli zaraz po wysmarowaniu się nim ubierzemy się, to na ciuchach nie pozostanie żaden tłusty ślad.


Co do działania nawilżającego to muszę powiedzieć, że jestem zachwycona tym jak długo ten kosmetyk nawilża nasze ciało. Uwierzcie mi, że nawet po dwóch dniach od wsmarowania w siebie tego specyfiku, jesteśmy w stanie wyczuć powłokę nawilżającą jaką ten produkt pozostawia na naszym ciele, a także (jeśli ma ktoś bardzo przesuszoną skórę) po przejechaniu sobie po skórze paznokciem nie pozostanie na niej żaden biały ślad. Kosmetyk ten naprawdę świetnie nawilża nasze ciało, a skóra po jego użyciu jest gładka i miękka w dotyku. Napomknę jeszcze, że mam skórę normalną, suchą w okolicy nóg i u mnie nawilżenie jest wystarczające. Niestety nie wiem jak sprawdzi się ten produkt u dziewczyn z bardzo suchą skórą. Myślę, że nawilżenie będzie, ale nie tak długotrwałe jak u mnie.
Co do składu to jest on naprawdę świetny, ale jak wiadomo (albo i nie) kosmetyki Alverde są kosmetykami naturalnymi. Są one także w bardzo dobrej cenie. Masełko to kosztuje (przeliczając euro na złotówki) około 10zł. Niestety produkty Alverde są dostępne tylko w drogeriach DM, których u nas nie ma, a w sklepach internetowych ceny są o kilka złotych wyższe. Nadal ubolewam nad tym, że nie można tych kosmetyków dostać w Polsce stacjonarnie.
Co do opakowania widać, iż jest to słoiczek, a ja takie opakowania lubię, bo łatwo można z nich wygrzebać całą zawartość kosmetyku. Opakowanie wykonane jest z porządnego plastyku, które nawet po kilku upadkach na ziemię nie pękło.


Podsumowując: kocham to masło za naprawdę bardzo dobre nawilżenie mojej skóry, jednak nienawidzę go za to toporne wchłanianie się i tworzenie smug. Nienawidzę jak muszę coś długo rozsmarowywać na ciele, a niestety z tym masłem tak jest i trzeba się trochę namęczyć zanim smugi przestaną być widoczne, a masło całkowicie się wchłonie. Dla osób cierpliwych i posiadających skórę normalną idącą w stronę suchej to masełko powinno się sprawdzić jeśli chodzi o nawilżenie, nie wiem jednak czy u osób z bardzo suchą skórą ten produkt pod względem długotrwałego nawilżenia się sprawdzi.

A u was jak z nawilżaniem ciała? Jest jakiś łatwo dostępny kosmetyk, który jest tani, a naprawdę dobrze nawilża?

Moja ogólna ocena: 4-/5

LINK: Opinie na Wizażu

sobota, 7 lutego 2015

Ulubieńcy stycznia


Cześć :)
Korzystając z kilku godzin wolnej soboty postanowiłam napisać dla was posta o ulubieńcach, którzy zachwycili mnie w styczniu. Są to naprawdę cudowne produkty, które na pewno będę jeszcze używała przez następne miesiące. Tym razem królować będą kosmetyki do pielęgnacji twarzy, bo niestety w zimie stan mojej skóry nieco się pogorszył, jednak dzięki temu znalazłam kilka świetnych perełek.


Pierwszym moim ulubieńcem jest nawilżający krem do twarzy o bogatej konsystencji Bioderma Hydrabio Riche, który został mi polecony przez panią kosmetolog podczas konsultacji w drogerii Hebe. Krem ten udało mi się zakupić za 42zł (z wysyłką w cenie) na Allegro. W aptekach krem ten kosztuje około 80zł za 40ml, a nawet i więcej w zależności od apteki.
Produkt ten przeznaczony jest dla bardzo suchej i odwodnionej skóry, a także dla skóry wrażliwej, więc alergicy powinni się z tym kremem polubić. Jako, iż jest to bogaty krem używałam go tylko w okresie jesienno-zimowym z naciskiem na te bardzo chłodne dni, jednak w styczniu, gdy spadł pierwszy śnieg krem ten pokazał swoją wielką moc nawilżania. Niestety jestem zmarzluchem i gdybym mogła to bym była ciągle przyklejona do grzejnika, szczególnie tego elektrycznego, który ma naprawdę ciepły nawiew. Niestety tak gorące powietrze w bliskim kontakcie z moją skórą spowodowało jej ogromne wysuszenie i ten krem pomógł mi się z nim uporać. Bardzo dobrze nawilżył moją skórę, a także doskonale sprawdził się jako baza pod makijaż. Podkład nie roluje się na nim i nie warzy. Dodatkowym plusem jest także pompka, która dozuje idealną ilość produktu wystarczającą na pokrycie całej twarzy. Krem ten przyjemnie pachnie, bardzo szybko się wchłania, jednak jedynym minusem jakim można się tu dopatrzyć jest standardowa cena, a dla niektórych także brak ochronnego filtra.


Następnym ulubieńcem jest odżywcza maseczka do twarzy z miodem i olejkiem migdałowym Nivea Aqua Effect przeznaczona dla cery suchej. Maseczkę tę zakupiłam w Tesco, bo była przeceniona z 4,99zł na 2,49zł. Pomyślałam "czemu by jej nie spróbować". I to był mój strzał w 10! Produkt ten daje zaraz po nałożeniu niesamowite uczucie nawilżenia, odżywienia i ulgi dla skóry przemęczonej po całym dniu pracy. Producent zaleca, aby maseczkę tę trzymać na skórze przez około 10-15 minut, a resztę produktu zetrzeć wacikiem. Ja jednak pozostałość zazwyczaj zmywam letnią wodą, bo zaraz po zastosowaniu maseczki nakładam na skórę krem na noc i kładę się spać.
Przy regularnym stosowaniu jej dwa razy w tygodniu i łączeniu z dobrym kremem nawilżającym widać jak skóra mocno przesuszona zaczyna wracać do normy. Maseczka ta składa się z dwóch części po 7,5ml każda, a jedna taka część wystarcza na 3 użycia, czyli za 5zł w cenie regularnej mamy aż 6 użyć (ja mam te sześć użyć aż za 2,50zł :D). Zapach tego produktu jest niesamowicie przyjemny, delikatnie słodki, a konsystencja jest całkiem gęsta i daje się bardzo łatwo rozprowadzić po skórze. Mogłabym nawet rzec, że palce gładko suną po skórze nakładając na nią ten kosmetyk. Tak dobrze nawilżającej i odżywczej maseczki jeszcze nie miałam!


Ostatnio zaczęłam dbać o okolice oczu i do tego celu co jakiś czas stosuję kolagenowe płatki pod oczy z firmy Purederm. W jednej takiej saszetce jest 30 płatków, czyli jedno takie opakowanie starczy nam na 15 użyć. To całkiem sporo jak za cenę 9,99zł, bo tyle zapłaciłam za te płatki w Biedronce. To co mi się w nich podoba to natychmiastowy efekt ukojenia i nawilżenia okolicy pod oczami, a także zredukowanie cieni i opuchlizny wokół nich. Skład też nie jest najgorszy jak na tą cenę.
Producent zaleca, aby płatki te trzymać pod oczami około 15-20minut, jednak ja bardzo często stosuję je na noc albo tak długo dopóki same nie odpadną, gdy wyschną. Opakowanie jest bardzo szczelne, więc (jeśli je dobrze zamkniemy) nie musimy się obawiać, że przy kolejnym otwarciu nieużyte płatki będę wyschnięte.


Ostatni produkt, który stał się moim ulubieńcem w miesiącu styczniu to balsam do ciała Balea z 40% zawartością olejków. W okresie zimowym sprawdza się on rewelacyjnie, bo gdy wyjdę spod prysznica do niezbyt ciepłej łazienki to bardzo szybko go nakładam, a on jeszcze szybciej się wchłania, dzięki czemu nie muszę tak długo marznąć. Dodatkowo daje on uczucie nawilżenia na bardzo długi czas, a w okresie grzewczym moja skóra potrzebuje dosyć silnych nawilżaczy o długotrwałym działaniu, a ten kosmetyk właśnie do takich produktów o przedłużonym działaniu należy. Mi zapach się podoba, ale niestety niektórym może nie odpowiadać, bo jest lekko mydlany. Skład tego produktu jest naprawdę bardzo dobry w stosunku do ceny, jednak produktu tego nie możemy jak na razie kupić w sklepach stacjonarnych.


To by byli moi styczniowi ulubieńcy. Niestety nic z kolorówki mnie nie zachwyciło na tyle, aby mogło się znaleźć w ulubieńcach. Mam nadzieję, że aktualny miesiąc zaowocuje jakąś miłością do produktów makijażowych :)
A u was jak z ulubieńcami? Też króluje pielęgnacja? Dajcie znać, czy znacie któryś z moich ulubieńców albo czy któryś z przedstawionych powyżej produktów was zachwycił.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Zakupy, współpraca, prezenty, czyli styczniowy haul


Hej :)
Dzisiaj post zakupowy, czyli ten post, który najbardziej lubię czytać (a raczej oglądać) odwiedzając wasze blogi. Sama również lubię się pochwalić tym co sobie zakupiłam, a że ostatnie miesiące nie obfitowały w zakupy to w styczniu wszystko nadrobiłam. Niestety mój portfel nieco przy tym zubożał, ale zapasy kosmetyczne trzeba było uzupełnić, trzeba było także pooglądać drogeryjne nowości no i trochę się rozpieścić kupując coś dla siebie :)


Pierwsze zakupy poczyniłam w sklepie firmowym Ziaja, w którym byłam po raz pierwszy. Wchodząc do tego sklepu najbardziej zainteresowana byłam kosmetykami z serii Ziaja Med, które nie są dostępne w drogeriach. Skusiłam się tam na kremowe mydło ceramidowe za 7,99zł, które w gratisie miało krem do rąk. Tonik zwężający pory z serii liście manuka, który kosztował mnie 7,90zł ma tak dziadowską pompkę, że cały produkt znajduje się nie na waciku, a na opakowaniu. Musiałam go przelać do opakowania po innym toniku, bo inaczej musiałabym wylewać płyn bezpośrednio na wacik. Dodatkowo skusiłam się na oliwkową maseczkę do twarzy o działaniu regenerującym z kwasem hialuronowym za 1,29zł, którą już zużyłam i muszę przyznać, że sprawdziła się całkiem nieźle. Na okres zimowy zaopatrzyłam się w tłusty krem ochronno-regenerujący z filtrami UV, który poleciła mi pani sprzedawczyni. Muszę powiedzieć, że jak na razie ten krem naprawdę całkiem nieźle się sprawdza, a kosztował mnie 15,99zł. Jako, że chcę już powoli zapobiegać powstawaniu zmarszczek kupiłam sobie wygładzający krem pod oczy, który odsprzedałam po przeczytaniu niezbyt pochlebnych opinii na jego temat. Kosztował mnie 12,99zł.


W Rossmanie zakupiłam sobie mydło w płynie bez i orchidea Isana (uzupełniacz), za które zapłaciłam tylko 2,29zł. Z tej samej firmy kupiłam sobie za 6,99zł masło do ciała granat i figa, jednak po kilku niezbyt pochlebnych recenzjach odsprzedałam je. Skusiłam się także na trzy farby do włosów, w tym jedną naturalną z firmy Delia w odcieniu 05 brąz, która kosztowała mnie 5,99zł. Z Palette kupiłam sobie farbę w odcieniu R15 intensywna czerwień w cenie 7,99zł i 217 mahoń w tej samej cenie, które mam zamiar ze sobą wymieszać. Aż jestem ciekawa jaki odcień wyjdzie na moich włosach. Z firmy Facelle zakupiłam sobie moje ulubione chusteczki do higieny intymnej, które kosztowały w promocji 2,99zł za 20 sztuk. Nie mogłam przejść też obojętnie obok suchego szamponu z Dove, który zachwalała jedna z vlogerek, a który był w promocji i kosztował 14,99zł. Jak na razie sprawdza się on dobrze, ale jeszcze nie wiem, czy zastąpi mój ukochany Batiste. Jako, że ostatnio staram się nie jeść słodyczy pod postacią cukierków, batoników itd. skusiłam się na mus jabłkowo-mangowy, który kosztował 5,89zł. Powiem wam szczerze, że ten słoiczek starczył mi na cały dzień szamania z przerwami na podstawowe posiłki jak obiad, czy kolacja.


Niedawno odezwał się do mnie pan Mateusz z propozycją wypróbowania kosmetyków firmy Diadem. Bardzo podoba mi się idea firmy, która za każdy zakupiony produkt funduje kobietom z krajów trzeciego świata dwie godziny edukacji. Do testów wybrałam sobie dwa lakiery do paznokci, jeden w odcieniu białej kredy F-28 i drugi w odcieniu jasnego brązu o numerze 266. Dodatkowo skusiłam się na serum do rzęs z kolagenem i elastyną, bo ostatnio strasznie wypadają mi rzęsy (do tego stopnia, że w jednym miejscu mam sporą dziurę pomiędzy rzęsami), a także wybrałam sobie brązową kredkę do brwi. Już zabrałam się do testów, a efekty zobaczycie niedługo.


W sklepie Home & You upolowałam przepiękny koszyk z przykrywką, za który zapłaciłam tylko 13,50zł. Nawet nie wiecie jak się cieszyłam, że udało mi się go kupić w takiej cenie. Nawet w Pepco nie kupi się takiego kosza za takie pieniądze. Na meblach to małe cudo prezentuje się rewelacyjnie!


Na Allegro wyhaczyłam licytację z testerami drogich marek i pomyślałam, że spróbuję coś wylicytować, a nóż widelec może uda mi się kupić coś tanio. Udało mi się wylicytować w miarę dobrej cenie tester pomadki Dior Addict Insoumise nr 983 w śliwkowym odcieniu z dodatkiem rozświetlających drobinek za 30zł i lakier do paznokci Lancome w srebrno-kremowym odcieniu o wykończeniu perłowym, za który zapłaciłam 19zł. Przyznam szczerze, że jestem niezbyt zadowolona z tego zakupu, bo kosmetyki troszeczkę odbiegały od opisu przedstawionego w aukcji. Szminka jako tako nawet całkiem ładnie prezentuje się na ustach, ale lakier niezbyt przypadł mi do gustu. W dodatku okazało się, że w opisie na początku aukcji pisało, iż jest to produkt nowy i pełnowymiarowy, po czym chyba przed końcem aukcji opis został zmieniony i z produktu pełnowymiarowego zrobiła się miniatura o pojemności 4,5ml. Mam nadzieję, że przekonam się nie tylko do szminki, ale także i do lakieru.

W Fashion House w Sosnowcu kupiłam sobie w sklepie Diverse sweterek za 35zł w szarym kolorze. Nie umiałam uwierzyć, że tak piękny, nowy i firmowy sweter jest tam tak tani.
Następnie poszłam do Cropp'a i wyczaiłam tam adidaski na koturnie, które kosztowały mnie jedynie 40zł, a że w dzień, w którym byłam na drugą zakupioną w tym samym sklepie rzecz była dodatkowo przecena -50% to za 30zł kupiłam sobie przepiękny żakiet, którego nie ma na zdjęciu, ale wierzcie mi na słowo, że jest on naprawdę śliczny. Dodatkowo wybrałam go w czarnym kolorze, więc będzie mi do większości ubrań pasował. Po przyjeździe do do mu okazało się, że żakiet był trochę przypalony żelazkiem, ale udało mi się mu skrócić rękawy do długości 3/4 i wygląda teraz jak nowy :)


W Tesco zakupiłam sobie ciepłe, bawełniane skarpetki z F&F za 17zł 4 pary i majteczki za 7,20zł także 4 pary. Ceny są naprawdę spoko patrząc na jakość materiału z jakiego są wykonane. Dodatkowo za 2,50zł kupiłam sobie rewelacyjną maseczkę do skóry suchej z Nivea i jeśli jeszcze będzie w tej cenie to zakupię sobie kilka opakowań :) Za 4zł kupiłam sobie także świeczkę o zapachu pomarańczy, która nie dość, że w ogóle nie pachnie to pali się tak jakby się jej nie chciało, ale czego wymagać od świecy za 4zł. Wiadomo, że nie będzie to Yankee Candle.


W Pepco za 99 groszy kupiłam sobie pilnik do paznokci i rolki do ubrań za 4.99zł o zapachu wanilii. Zobaczymy jak się sprawdzą i czy będą pachniały :)


No i moje najnowsze zakupy poczynione w Rossmann'ie, które będą prezentem (oprócz płynu do kąpieli Babydream, za który zapłaciłam 6,99zł) dla mojej koleżanki Klaudii, która mieszka w Holandii. Kupiłam jej balsam do ciała Wellness & Beauty o zapachu mango i papaja, a także nawilżający szampon i odżywkę do włosów z granatem firmy Alterra. Mam dla niej coś jeszcze, ale nie pokażę, bo przecież gdyby to wszystko zobaczyła to by już nie była niespodzianka :)


Tak oto prezentują się moje styczniowe łupy. Trochę poszalałam jeśli chodzi o zakupy, ale dawno nic sobie nie kupiłam i musiałam to wszystko nadrobić, a że okazji i promocji było sporo to dałam się im skusić.
A u was jak z zakupami? Wasz portfel w styczniu ucierpiał, czy raczej zakupy były poczynione z głową? Dajcie znać, czy upolowałyście coś w mega promocji, a jak tak to gdzie :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...