poniedziałek, 29 grudnia 2014

Kwartalne zużycia kosmetyczne


Hej :)
Dzisiaj chciałabym wam pokazać moje zużycia kosmetyczne, które udało mi się poczynić w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Październik, listopad i grudzień były miesiącami dosyć trudnymi jeśli chodzi o denkowanie produktów, ale jakoś udało mi się kilkanaście kosmetyków wykończyć z czego niezmiernie się cieszę. Oczywiście jak zwykle najwięcej jest pielęgnacji, ale z kolorówki też zużyło się kilka rzeczy.


Z kategorii WŁOSY zużyłam:

Odżywka do włosów soja i miód Mythos 50ml- mimo felernego opakowania tej miniatury jakoś udało mi się tą odżywkę wydostać z tej buteleczki. Zapach odżywki jest przyjemny dla nosa, ale działanie średniawe. Włosy po użyciu tego produktu są niby wygładzone, ale są jakieś takie tępe w dotyku i mało nawilżone. Jakoś mnie nie zachwycił ten kosmetyk i na pełnowymiarowe opakowanie raczej się nie skuszę.

Odżywka do włosów Dove z aktywnym serum spajającym 200ml- miałam wrażenie, że ta odżywka jest jedną z najgorszych odżywek Dove jakie miałam. Po użyciu moje włosy były szorstkie, niewygładzone, a o nawilżeniu nie było mowy. Zużyłam ten produkt mieszając go z innymi odżywkami i na pewno tej odżywki już więcej nie kupię.

Szampon Garnier Ultra Doux z olejkiem z awokado i masłem karite do włosów suchych i zniszczonych 250ml- na początku ten szampon bardzo lubiłam, ale po kilku myciach pod rząd zauważyłam, że moje włosy dużo szybciej się przetłuszczają po jego użyciu. Zaczęłam więc używać ten szampon jako przerywnik przy stosowaniu innych tego typu produktów i wtedy sprawdzał się on dobrze. Niestety przy codziennym stosowaniu obciążał włosy i je szybciej przetłuszczał, ale za to były one bardziej miękkie i mniej splątane niż przy użyciu innych szamponów.

Szampon do każdego typu włosów "Owoce i witaminy" Isana 400ml- mimo, iż jest to bardzo tani szampon to jednak spisywał się u mnie dobrze. Oczyszczał włosy, nie powodował powstania łupieżu, ale za to plątał włosy. Miałam także wrażenie, że moje włosy są lekko przesuszone, ale nie wiem, czy to nie jest czasem wina ogrzewania przez grzejnik elektryczny, przy którym ostatnio notorycznie siedzę, bo jest mi tak zimno. Mimo wszystko myślę, że jeszcze kiedyś kupię szampon z tej firmy.

Maska do włosów z minerałami z Morza Martwego Planeta Organica 300ml- maska całkiem dobrze spisywała się na moich włosach. Po jej użyciu włosy były wygładzone, miękkie, bardziej błyszczące i mniej splątane. Niestety zapach niezbyt przypadł mi do gustu, ale można było się do niego przyzwyczaić. Ogólnie jestem na tak jeśli chodzi o ten kosmetyk. Więcej o tej maseczce możecie przeczytać TUTAJ.


Z kategorii ZAPACH zużyłam:

Antyperspirant Rexona Biorythm 150ml- uwielbiam antyperspiranty tej firmy, ale ten jakoś mało chronił mnie przed potem. Nie było źle, ale inne antyperspiranty z tej firmy były lepsze i do poprzednich, które miałam na pewno powrócę, głównie do tej serii gdzie jest zapach Sexy.

Mgiełka do ciała Avon Planet Spa z olejkiem z jaśminu 100ml- zapach tej mgiełki mnie oczarował. Bardzo lubiłam ją używać do odświeżenia się, szczególnie w lato. Zapach niestety jakoś długo się nie utrzymywał, ale wybaczam mu to, bo mgiełka kosztowała mnie 9,99zł. Mgiełki Avonu bardzo lubię, a teraz mam w zapasie mgiełkę o cudownym zapachu figi, za którą zapłaciłam 7,99zł :)

Próbka wody Puma Woman- niestety zapach totalnie nie dla mnie, w dodatku bardzo krótko był wyczuwalny na skórze. Dobrze, że nie dostałam od kogoś pełnowymiarowego produktu, bo raczej byłby to nietrafiony prezent, a sama sobie tej wody na pewno nie kupię.



Z kategorii CIAŁO zużyłam:

Płyn do kąpieli Figa i Wanilia Avon 1000ml- najlepszy zapach płynu z Avonu jaki miałam! Jest słodki i pachnie jak drogie perfumy. Ten płyn do kąpieli skończył się chyba już po trzech tygodniach używania, bo wszyscy tak chętnie go wlewali do wody. Na pewno zakupię ten zapach ponownie, bo jest cudny!

Chusteczki do higieny intymnej z nagietkiem firmy Cleanic 2 opakowania po 10szt- szczerze mówiąc te chusteczki mnie nie zachwyciły jakoś bardzo, ponieważ były (moim zdaniem) słabo nasączone płynem i tylko z tego powodu jestem z nich niezadowolona. Nie wiem, czy jeszcze się na nie skuszę, bo ostatnio odkryłam o wiele tańsze i większe ilościowo chusteczki z firmy Facelle.

Mydło do rąk Isana o zapachu mleka i miodu oraz róży i jogurtu 500ml- bardzo lubię te mydełka, bo są tanie i dobrze myją ręce i ciało, ale niestety mam wrażenie, że niektóre z tych mydeł bardzo wysuszają skórę. Mimo wszystko nadal będę je kupowała, bo za tą cenę warto zakupić je ponownie.

Krem do depilacji pach, rąk i okolic bikini Eveline Just Epil  3w1 125ml- stosowałam go tylko do wygolenia miejsc intymnych i na początku wszystko było ok. Nie podrażniał mnie, nie nastąpił wysyp krostków. Niestety pod koniec opakowania zauważyłam, że krem nieco zmienił swoje działanie i nie działa już tak dobrze jak zaraz po otwarciu. Krem musiałam trzymać na włoskach przez min. 10 minut, a czasami zdarzało się tak, że niektóre miejsca musiałam dogolić golarką jednorazową. Ponownie się raczej na niego nie skuszę.

Arganowe masło do ciała The Body Shop 50ml- zapach jakoś niezbyt przypadł mi do gustu, ale nie był zły i szło się do niego przyzwyczaić. Masełko czasami topornie się rozsmarowywało, szczególnie przy zbyt długim wmasowywaniu je w ciało. Pełnowymiarowego produktu bym raczej nie zakupiła.
Więcej o tym masełku możecie przeczytać TUTAJ.

Mleczko do ciała Mythos 50ml- miniatura starczyła mi na dwukrotne pokrycie całego ciała. Dla mnie mleczko to było całkiem ok, szybko się wchłaniało, nie pozostawiało tłustej warstwy i nawet ładnie pachniało.

Krem do rąk Balea o zapachu owoców leśnych 100ml- najlepszy krem do rąk jaki miałam. Był niewyczuwalny na dłoniach po wsmarowaniu go w nie tzn. nie tworzył tłustego filmu, pięknie pachniał i był bardzo wydajny. W składzie nie ma parafiny, więc jeśli nie lubicie otoczki jaką ona tworzy na dłoniach to ten krem będzie dla was idealny.

Jagodowe masło do ciała The Body Shop 200ml- zapach produktu jest całkiem przyjemny, dodatkowo masełko dobrze nawilża skórę i to na całkiem długi czas. Szybko się wchłania i dobrze rozsmarowuje na ciele. Szkoda tylko, że cena tego masełka to ponad 50zł. Więcej o tym masełku możecie przeczytać TUTAJ.


Z kategorii MAKIJAŻ zużyłam:

Lakier do paznokci Loreal Color Riche nr 506 Exotic Grenade 5ml- piękny kolor lakieru jaki otrzymałam od mojej przyjaciółki od razu przypadł mi do gustu. Całkiem długo trzymał się na paznokciach, a z top coat'em prawie dwa tygodnie bez żadnego odprysku. Lakier ten tak maltretowałam, że od września do grudnia zużyłam całe opakowanie co rzadko mi się zdarza jeśli chodzi o lakiery do paznokci.

Baza pod cienie Avon- na początku wszystko było z nią ok, ładnie podbijała kolor cieni i je utrzymywała na powiece, jednak już pod koniec opakowania tak zgęstniała, że nie szło ją wciągnąć ze słoiczka, nie wspominając już o jej rozsmarowaniu na powiece. Mimo wszystko jej to wybaczam, bo kosztowała mnie tylko 10zł, a stwardnienie nastąpiło przy wykańczaniu produktu.

Perełki rozświetlające Avon- ten kosmetyk miałam już chyba ze trzy lata. Na początku o ile dobrze pamiętam świetnie się nimi różowiło i rozświetlało policzki, jednak po około pół roku do roku zaczynały one coraz mniej działać, tzn. na pędzel nie nakładało się tyle kosmetyku ile poprzednio. Mimo, że ponoć nie wolno ich rozkruszać, rozkruszałam kilka perełek co jakiś czas i wtedy było dobrze. Została mi odrobina tego produktu, jednak tą resztówkę wyrzuciłam, bo nie szło z nią za bardzo już nic zrobić. Tego kosmetyku na pewno już nie kupię.


Z kategorii TWARZ zużyłam:

Płatki kosmetyczne Life 10szt 2 opakowania- płatki te nie rozwarstwiają mi się przy demakijażu, natomiast lekko rozwalają się przy zmywaniu paznokci. Mimo wszystko bardzo je lubię i to jest moje już ente opakowanie.

Płyn micelarny Loreal Ideal Soft 200ml- bardzo polubiłam się z tym płynem do demakijażu. Szybko rozpuszczał makijaż, nie podrażniał moich oczu i był całkiem wydajny. Ja zakupiłam go za 8zł i żałuję, że nie kupiłam od razu kilu buteleczek. To mój ulubieniec ostatnich kilu miesięcy.

Vichy płyn micelarny 30ml- tragedia jakich mało. Nie zmywał makijażu, a jak już coś zmył to resztki makijażu, zamiast na waciku były rozmazane wokół oczu. Na szczęście oczu mi nie podrażnił. Dobrze, że nie miałam pełnowymiarowego produktu, bo bym na niego bardzo narzekała.

Peeling enzymatyczny z owoców tropikalnych e-naturalne.pl 30g- świetnie działający peeling do twarzy, który był w stanie usunąć nawet grube i wielkie suche skórki bez konieczności tarcia skóry. Niestety ja jestem leń i nie chciało mi się za bardzo robić tej mikstury, bo peeling ten jest w proszku i trzeba go wymieszać w odpowiedniej proporcji z wodą. Myślę, że tylko z tego powodu ponownie go nie zakupię. Więcej o tym produkcie możecie przeczytać TUTAJ.

Krem do twarzy Embryolisse Lait-creme concentre 5ml- krem w pełnowymiarowym opakowaniu kosztuje około 100zł i uważam, że nie jest warty wydania tych pieniędzy. Na drugim miejscu w składzie jest parafina, która moim zdaniem w takim drogim kremie znaleźć się nie powinna. Samo działanie nawilżająco-odżywcze jest mierne, jednak krem ten fajnie spisywał się jako baza pod makijaż, był bardzo wydajny i szybko się wchłaniał.

Krem do twarzy Idyllic Sensilis 5ml i próbki innych kremów- mimo takiej małej ilości kremu Idyllic starczył mi on na 5 użyć. Mimo, iż jest to krem przeciwzmarszczkowy to moja skóra się z nim polubiła i to na tyle, że planuję zakup pełnowymiarowego produktu. Żadna próbka mnie nie podrażniła i każda sprawdziła się dobrze jeśli chodzi o nawilżenie i stosowanie pod makijaż. Czekam tylko, aż zużyję zapasy kremów i wtedy zakupię sobie jakiś pełnowymiarowy krem tej firmy.

Łagodzący krem wzmacniający do twarzy na dzień SPF 10 Tołpa Roscal 40ml- szybko się wchłaniał, był idealny pod makijaż, ale słabo nawilżał moją twarz, a pod koniec użytkowania szczypał moją skórę zaraz po nałożeniu. Trochę na siłę próbowałam go zużyć, ale dałam radę. Niestety nie zakupię go już ponownie, bo moja skóra potrzebuje sporej dawki nawilżenia. Więcej o tym produkcie możecie przeczytać TUTAJ.


Kolagenowa maseczka do twarzy w płatku Beauty Formulas- bardzo fajny gadżet do domowego SPA. Fajnie się czułam w trakcie i chwilę po użytkowaniu tej maseczki, jednak nie zauważyłam jakichś głębszych efektów. Mimo wszystko taka maseczka sprawdzi się przed większym wyjściem, a u mnie na pewno jeszcze kiedyś zagości. Więcej o tym produkcie możecie przeczytać TUTAJ.

Dermaglin maseczka przeciwtrądzikowa dla kobiet i mężczyzn 20g- maseczki te mają świetny skład, jednak jest w nich coś co moją skórę podrażnia i powoduje, że przez kilka godzin mam na twarzy duże, czerwone placki. Myślę, że to wina glinki kambryjskiej. Po użyciu moja twarz była ściągnięta i taka jakby przesuszona, przez co musiałam od razu nakładać grubą warstwę kremu nawilżającego. Natomiast działanie oczyszczające było widoczne i u osób z problemami trądzikowymi ta maseczka mogłaby się dobrze sprawdzić. Zużyłam jeszcze maseczkę odżywczą i maseczkę Kleopatry jednak nie mam już opakowań po tych produktach. Jeśli chodzi o te dwie damskie maseczki to ta maseczka Kleopatry była najlepsza, bo nie spowodowała takiego ściągnięcia i czarownych plam na twarzy jak inne maseczki tej firmy. Jedna taka maseczka starczyła mi na 3-4 użycia.

Maseczka nawilżająca Dermomask 10ml- maseczkę tę zakupiłam za poleceniem pani pracującej w drogerii Hebe. Niestety nawilżenie mimo obiecujących słów na opakowaniu okazało się nikłe. Produkt ten kosztował mnie coś około 5 zł i starczył mi na trzy razy. Niestety już go więcej nie kupię.


Próbki innych kremów, czyli kremów Avene Hydrance Optimale Legere i UV Legere (Legere był dobry i zastanawiam się nad zakupem pełnowymiarowego produktu), Yves Rocher Elixir 7.9 (całkiem dobre serum), maseczka Yves Rocher Hydra Vegetal (nie była zła, więc może kiedyś skuszę się na pełnowymiarowy produkt), krem True Perfection na noc i na dzień Oriflame (oba mi nie podpasowały, rolowały się na twarzy, nie nawilżały i zaraz po nałożeniu podrażniały moją skórę, która mnie piekła), Bielenda maseczka efekt mezoterapii 5g- nie zachwyciła mnie i ponownie jej nie kupię.

A tak prezentuje się całe moje denko. Jak dla mnie są to spore zużycia, nawet jak na trzymiesięczny okres zużywania.


A jak u was prezentuje się denko? Jest spore czy raczej malutkie? :) Znacie, któryś z zaprezentowanych niżej kosmetyków, a może któryś bardzo lubicie lub wręcz przeciwnie jakiegoś naprawdę nie cierpicie? Czekam na wasze opinie :)

sobota, 20 grudnia 2014

Najlepsza odżywka do włosów firmy Balea jaką miałam


Cześć :)
W ten sobotni wieczór chciałabym wam przedstawić jeden z moich ulubionych ostatnio produktów do włosów. Tematem dzisiejszego posta będzie mój absolutny hit w pielęgnacji włosów, a mianowicie mowa będzie o odżywce do włosów suchych i zniszczonych Balea z olejkiem arganowym. Kosmetyk ten pochodzi z mojej niemieckiej listy zakupowej, którą zrealizowała dla mnie Daria.


Opis produktu:
Profesjonalna odżywka do suchych i zniszczonych włosów, zawierająca pielęgnujący olejek arganowy. Nawilżający kompleks z białka pszenicy, pantenol oraz gliceryna stymulują i pobudzają cebulkę włosa oraz wzmacniają całą jego strukturę.

Zacznę może od opakowania, które jest w formie tubki wykonanej jest z bardzo miękkiego plastyku, a co za tym idzie tubkę można z łatwością ścisnąć w celu wydobycia produktu. Produkt bez problemu zjeżdża na dno, więc nie trzeba się bawić w rozcinanie opakowania i wydobywania z niego sporych resztek odżywki. Opakowanie ma nawet całkiem solidne zamknięcie, które łatwo się otwiera i zamyka. Wykonane jest z czarnego plastyku z dodatkiem brokatu, który delikatnie mieni się pod światłem.
Zapach odżywki jest całkiem przyjemny, mi przypomina zapach odżywki Kallos Crema Al Latte, czyli mleka i delikatnej nutki wanilii. Niestety zapach ten nie utrzymuje się na włosach bardzo długo nad czym trochę ubolewam.
Konsystencja produktu jest kremowa, średnio gęsta, ale niewiele trzeba jej nałożyć, aby pokryć całe włosy, przez co wydajność odżywki staje się większa.


No i najważniejsze, czyli działanie. Wspomnę tylko, że moje włosy są wysokoporowate, suche i farbowane i jeśli macie taki typ włosa jak ja to odżywka ta będzie dla was idealna. Śmiało mogę powiedzieć, że może zastąpić niejedną maskę do włosów. Nakładam ją od połowy włosów w dół, ale czasami zdarzy mi się ją nałożyć na całe włosy.
Odżywkę trzymam na włosach około dwie minuty i tyle czasu wystarczy, aby odżywka zadziałała odczuwalnie na nasze włosy. Po zmyciu produktu z włosów są one sypkie, miękkie, gładkie, pięknie się błyszczą, wyglądają na dużo zdrowsze niż są no i przede wszystkim czuję, że są dobrze nawilżone. Mam problemy z plątaniem się włosów, a po użyciu tej odżywki moje włosy nie mają kołtunów i bardzo dobrze się rozczesują. Produkt ten ładnie dociąża włosy, ale absolutnie ich przy tym nie obciąża.
Cena tej odżywki waha się w granicach 6-10zł za 200ml, więc niedużo biorąc pod uwagę świetne działanie i całkiem dobrą wydajność produktu. Niestety dostać ją możecie tylko w zagranicznych drogeriach DM lub w sklepach internetowych. Mam nadzieję, że kiedyś któraś z tych sławniejszych drogerii typu Rossmann, czy Natura wprowadzi produkty Balea i Alverde na stałe do swojego asortymentu.

Podsumowując: kosmetyk ten stał się jednym z moich ulubionych produktów do włosów w kategorii odżywki. Na pewno jeszcze nie raz po nią sięgnę, bo moje włosy bardzo się z tym produktem polubiły :)

Moja ogólna ocena: 5/5

Opinie na Wizażu: LINK

sobota, 13 grudnia 2014

Spóźnieni ulubieńcy listopada


Hej :)
Dzisiaj (po kolejnej już długiej przerwie) chciałabym wam przedstawić trzech moich ulubieńców listopadowych. Wyjątkowo więcej jest teraz kolorówki niż pielęgnacji, ale to wszystko za sprawą rozjaśnienia się mojej cery o ton i konieczności zakupienia nowego podkładu. Puder natomiast zakupiłam podczas Rossmann'owskiej promocji za namową mojej koleżanki Kasi, którą serdecznie pozdrawiam :)


Zacznę może od recenzji balsamu do ciała Balea z 40% zawartością olejków. Balsam ten posiadam już od kilku miesięcy, ale postanowiłam go sobie zostawić na zimę, ponieważ w tym okresie moja skóra potrzebuje mocniejszego nawilżenia i jeśli chodzi o to działanie kosmetyk pod tym względem sprawdza się naprawdę dobrze. Nawilżenie jest odczuwalne nawet pod koniec drugiego dnia od wysmarowania ciała.
Balsam dosyć szybko się wchłania, jednak pozostawia na skórze warstwę ochronną, która niektórym może przeszkadzać. Na szczęście po nałożeniu ubrania nie pojawia się na nim żadna plama. Zapach tego produktu nie jest zły, ale jakoś niespecjalnie przypadł mi do gustu. Na szczęście po wsmarowaniu balsamu w ciało już po chwili go nie wyczuwam. Skład jak dla mnie jest ok, natomiast denerwuje mnie trochę wydajność tego balsamu, ponieważ połowa opakowania skończyła mi się już po 4, czy 5 użyciach. Balsam ten kosztuje coś około 10zł w niemieckim DM, natomiast w Polsce ceny w sklepach internetowych wahają się od 12 do 15zł. Mimo słabej wydajności polubiłam ten balsam za dobre i długie nawilżanie ciała.


Kolejnym moim ulubieńcem jest podkład Revlon Nearly Naked w odcieniu 120 Vanilla. Jest to jasny odcień z żółtym pigmentem, który w okresie jesienno-zimowym idealnie wpasowuje się w odcień mojej (wręcz biało-bladej) skóry. Nie wysusza jej, ładnie się w nią wtapia i wygląda na niej bardzo naturalnie. Cera (bez użycia pudru) wygląda promiennie i świeżo, dodatkowo ma się wrażenie, że jest wygładzona. Podkład ten najlepiej wygląda nałożony gąbeczką i tylko tak aktualnie go nakładam. Jego minusem jest natomiast brak pompki, aczkolwiek konsystencja tego podkładu jest dosyć rzadka, więc produkt bez problemu wypływa z opakowania. Cena tego kosmetyku w Rossmann'ie to 49,99zł, natomiast ja kupiłam go na Allegro za 25zł z wysyłką. Wydaje mi się, że znalazłam już swój podkład idealny i dlatego na 100% zakupię ponownie kolejne opakowania.


Za namową Kasi, która pracuje w Rossmann'ie skusiłam się na zakup pudru prasowanego Revlon Nearly Naked w odcieniu 010 Fair. Mimo, iż mam w kosmetyczce otwarte aż trzy inne pudry prasowane postanowiłam zaryzykować i zakupić kolejny. Tamte średnio się sprawdzały dlatego zachwycona podkładem z tej serii dałam się skusić i kupiłam ten puder. Zapłaciłam za niego 25zł, ponieważ dokupiłam coś w podobnej cenie regularnej i wtedy za dwa kosmetyki zapłaciłam 49,99zł, a tyle ten puder kosztuje w cenie regularnej. Ten zakup był strzałem w 10! Puder idealnie współgra z podkładem opisanym powyżej, pięknie wtapia się w skórę i nawet nałożenie większej ilości niż się powinno gwarantuje przyjazny dla oka efekt. Puder ten matuje moją twarz na cały dzień w połączeniu z podkładem z tej serii, natomiast w połączeniu z podkładem Pharmaceris z serii nawilżającej, efekt matu utrzymuje się przez pół dnia w pracy, czyli przez około 6 godzin. Opakowanie zawiera w sobie 8g produktu. Jest solidnie wykonane, noszone w torebce nie otwiera się i nie rysuje, a napisy jak na razie się nie starły. Do opakowania dołączony jest puszek, którym całkiem dobrze poprawia się makijaż. Aktualnie inne pudry poszły w odstawkę, bo ten podbił moje serce.


To by było na tyle. A jak u was z ulubieńcami? Jest ich więcej, czy tyle samo co moich. A tak w ogóle to znacie, któregoś z moich hitów miesiąca? Jeśli tak to dajcie znać co o nim myślicie :)

sobota, 6 grudnia 2014

Balea mango i aloe vera w formie mleczka do włosów bez spłukiwania


Cześć :)
Dzisiaj w przerwie między porządkami świątecznymi znalazłam chwilę czasu, aby coś dla was zrecenzować. Głęboko zastanawiałam się nad tym co by opisać i doszłam do wniosku, że przedstawię wam coś do włosów, a konkretniej mleczko bez spłukiwania do włosów suchych i zniszczonych mango i aloe vera firmy Balea.


Opis produktu:
Ochrona przed wysuszeniem oraz łatwiejsze rozczesywanie. Mleczko Balea Mango + Aloe Vera odżywia włosy i wygładza ich strukturę od zewnątrz. Suche, zniszczone włosy zyskują więcej blasku i stają się zdrowsze. Produkt wegański. 
Produkt przebadany dermatologicznie. 
Prosty w użyciu:
- po umyciu włosów należy wmasować w wilgotne włosy,
- nie spłukiwać.


Mleczko to zakupiłam na Allegro przy okazji zakupu gąbeczki do makijażu. Kosztowało mnie jak się nie mylę 11,90zł za 200ml. Skusiłam się na jego zakup, ponieważ zauważyłam, że w internecie jest bardzo mało recenzji związanych z tym produktem, a te które były były raczej pozytywne. Poza tym miałam już dość olejków na końcówki i chciałam wypróbować coś nowego.
Jak widać opakowanie to dosyć mała buteleczka z pompką, która dozuje całkiem sporą ilość produktu. Taka ilość wystarczy na wtarcie produktu w całe moje włosy, które są poza łopatki. Pompka nie zacina się i ma opcję "open-close", dzięki czemu kosmetyk możemy dodatkowo zabezpieczyć przed wniknięciem do buteleczki drobnoustrojów, przekręcając pompkę w odpowiednią stronę. Opakowanie mimo, iż nie jest przeźroczyste pozwala zobaczyć jaka ilość produktu nam pozostała. Wystarczy, że ustawimy butelkę pod światło i wszystko widać.
Zapach tego produktu jest obłędny! Bardzo słodkie i intensywne mango łączy się z delikatną nutką aloesu tworzący przepiękny zapach. Całkiem długo utrzymuje się on na włosach. Nawet po kilkunastu godzinach czuć go jeszcze na włosach.
Konsystencja tego produktu jest moim zdaniem mleczno-żelowa, lekka, idąca bardziej w kierunku wodnistej niż gęstej. Mimo wszystko produkt daje się dobrze rozetrzeć w dłoniach, a później na włosach.


No i teraz najważniejsze, czyli działanie. Produkt ten przeznaczony jest do włosów suchych i zniszczonych z tendencją do puszenia się i plątania. Zacznę może od tego jak w ogóle ten produkt stosuję. Po umyciu i wysuszeniu ręcznikiem włosów wcieram jedną porcję mleczka w wilgotne włosy i odczekuję około pięć minut. Czekam tą chwilę, ponieważ chcę, aby produkt dobrze się wchłonął. Po tym czasie suszę włosy suszarką. Nie wcieram mleczka we włosy u nasady, ani w skórę głowy. Po wysuszeniu, włosy przy końcach są lekko napuszone, jednak gdy stosowałam olejki, czy sera na końcówki efekt po wysuszeniu był podobny. Liczyłam jednak, że to mleczko trochę bardziej ujarzmi moje włosy. Niestety tak się nie stało. Za to po użyciu tego produktu moje włosy troszeczkę mniej się plączą i to jest dla mnie plus. Mam ogromny problem z plątaniem się włosów, a dzięki temu mleczku moje włosy są nieco niej splątane, a czasami nawet wcale (wszystko zależy od tego jaki szampon i odzywkę użyję podczas mycia włosów). Dodatkowo włosy są nawilżone, wygładzone, miękkie i przede wszystkim lśniące, dzięki czemu wyglądają na zdrowsze. Ogromnym plusem jest też fakt, że ciężko z tym produktem przesadzić. Zdarzyło mi się kiedyś na nałożyć na włosy trzy pompki, a włosy po takiej sporej ilości wcale nie były przetłuszczone, ani obciążone. Wydajność tego mleczka także jest świetna. Produkt ten stosuję ponad dwa miesiące, jak nie więcej, stosując go średnio co drugi dzień, a w buteleczce pozostało mi jeszcze ponad dwie trzecie opakowania. Skład może nie powala na kolana, ale moje włosy go lubią. Niestety produkt ten dostępny jest tylko w drogeriach DM i w sklepach internetowych. Nadal ubolewam nad tym, że w sklepach stacjonarnych jest taka słaba dostępność kosmetyków Alverde i Balea.

Podsumowując: bardzo polubiłam się z tym produktem. Moje włosy po jego użyciu są miękkie, bardziej lśniące i gładsze, pięknie pachną, mniej się puszą i plączą. Szkoda tylko, że kosmetyk ten nie jest dostępny w Polsce stacjonarnie, bo pewnie kupiłabym go ponownie.

A co wy myślicie o tym mleczku? Skusiłybyście się na nie, czy raczej wolicie standardowe odżywki, olejki i sera do stosowania na końcówki?

Moja ogólna ocena: 4/5

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Październikowo-listopadowe zakupy (głównie kosmetyczne)


Hej :)
Jako, że dziś nie mam za bardzo czasu na napisanie pełnej recenzji kosmetycznej postanowiłam, że podzielę się z wami moimi zakupami, jakie uczyniłam w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy. Nie jest tego dużo, ponieważ mam spore zapasy kosmetyczne, ale kilka produktów musiałam zakupić, a kilka rzeczy po prostu wpadło mi w oko i dzięki temu wylądowało w moim koszyku.


Na początku października zakupiłam sobie u jednej z dziewczyn z facebook'owej grupy świecowej kilka wosków, samplerów i świecę. Jako, że moja kolekcja wosków zubożała, postanowiłam zainwestować w coś nowego. Padło jak zwykle na woski Yankee Candle, a dokładnie na woski o zapachu: Spiced Orange, Sugared Plums, Beach Flowers i Napa Valley Sun. Jeśli chodzi o samplery to zakupiłam sobie: Coconut & Vanilla Bean, Silver Bells, Exotic Bloom i Ocean Blossom. Świeca natomiast jest z firmy WoodWick i posiada drewniany knot, który podczas palenia imituje dźwięk palonego w kominku drewna. Zapach tej świecy to zapach pudru (talku) dla dzieci, który niezbyt przypadł mi do gustu.


W Rossmann'ie zakupiłam sobie tylko kilka rzeczy, a mianowicie mydło w płynie Isana o zapachu czegoś w rodzaju górskiego jeziora (swoją drogą jest to bardzo ładny zapach, który mógłby wejść na stałe do sprzedaży), chusteczki do higieny intymnej Facelle, maseczkę nawilżającą z firmy Bielenda oraz balsam do ust Carmex (nigdy go nie miałam, a że jest on tak wychwalany to postanowiłam go w końcu zakupić).


Podczas niedawnej promocji "Kup dwa produkty do makijażu, drugi tańszy lub w tej samej cenie dostaniesz gratis", postanowiłam zainwestować w coś z wyższej półki. Na zdjęciu widzicie tylko moje produkty, jednak aby mi się opłacał ich zakup postanowiłam zakupić coś dla koleżanki, ale tych produktów na zdjęciu nie umieściłam. Bardzo chciałam wypróbować zachwalane tusze do rzęs L'Oreal i skusiłam się na tusz Volum Million Lashes So Couture oraz tusz False Lash Wings, które razem kosztowały mnie 63,69zł. Dodatkowo zakupiłam sobie mój ulubiony ostatnio tusz do rzęs Lovely Curling Pump Up za 4,50zł i puder prasowany Revlon Nearly Naked w odcieniu 010 Fair, który kosztował mnie 25,50zł. Jeszcze wpadały do mojego koszyka dwie rzeczy, a dokładnie zmywacz do paznokci Isana za 5,99zł i antyperspirant Lady Speed Stick Pro 5 in 1 za 5,49zł.


W Biedronce zakupiłam sobie antyperspirant Rexona i płatki pod oczy Purederm. Antyperspirant kosztował mnie 6,99zł, a płatki chyba tyle samo. Swoją drogą trochę mnie podrażniają i nie wiem dlaczego, bo podrażnienie występuje tylko czasami.


Będąc w Pepco zakupiłam sobie przepiękny lampion za 29,90zł, który aktualnie stoi na moim parapecie i tworzy niepowtarzalny klimat. Już nie mogę się doczekać aż spadnie śnieg i będą święta, bo wtedy będzie wyglądał jeszcze bardziej uroczo.


Na Allegro zakupiłam sobie wychwalany przez wiele dziewczyn podkład z Revlonu Nearly Naked w odcieniu Vanilla, który przepięknie komponuje się z moim aktualnym bladym odcieniem skóry. Dodatkowo u tego samego sprzedawcy zakupiłam sobie przepiękną malinową szminkę z firmy MUA i z tej samej firmy zakupiłam sobie puder prasowany w odcieniu nr 1 Shade. Szminka kosztowała mnie 6,99zł, a puder tylko 4,99zł.


W Tesco zakupiłam sobie dwie farby do włosów Palette za 9,29zł każda. Jedną w odcieniu RI5 intensywna czerwień, a drugą w odcieniu RF3 intensywny ciemny rubin. Obie te farby zamierzam ze sobą połączyć. Mam nadzieję, że zmieszane ze sobą dają fajny i ciekawy efekt na włosach. Trochę żałuję tego zakupu, bo teraz w Rossmann'ie te farby są nieco tańsze, ale mówi się trudno. Dodatkowo zakupiłam sobie świąteczne tea light'y i świece, które zostawię sobie na święta. Świece kosztowały mnie 6,99zł, a tea light'y 3,99zł.


Tak wyglądają moje zakupy poczynione w październiku i listopadzie. Tak jak pisałam powyżej nie jest ich dużo, ponieważ dosyć sporo zapasów kosmetycznych czeka w szafce na swoją kolej. Myślę, że w jednym z kolejnych postów pokażę wam zakupy świąteczne jakie poczyniłam dla moich bliskich. Mam koncepcję żeby zrobić ten post w formie pokazu prezentów jakie można komuś podarować, szczególnie mężczyznom, z którymi ja mam największy problem :)

Dajcie znać co myślicie o moim pomyśle na posta i pochwalcie się co wy sobie kupiłyście w ostatnim czasie :) Czekam z niecierpliwością na wasze komentarze :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...