niedziela, 29 czerwca 2014

Twist-Up Gloss Stick: nawilżająca pomadka-błyszczyk by Isa Dora


Hej :)
Dziś chciałabym wam przedstawić idealnego sprzymierzeńca na lato, czyli nawilżającą pomadkę-błyszczyk Twist-Up Gloss Stick od Isa Dora.
Kosmetyk ten dostałam na majowym spotkaniu blogerek i zachwycił mnie już od pierwszego wejrzenia. W swojej kolekcji nie miałam jeszcze żadnego produktu w kredce, więc byłam zachwycona tym, iż właśnie taki kosmetyk zasili szeregi mojej całkiem już sporej armii produktów do ust.


Opis producenta:
Pomadka w połączeniu z nawilżającym błyszczykiem o kremowej konsystencji nada Twoim ustom miłego doznania. Miękka, kremowa konsystencja, która idealnie rozpływa się na ustach, pozwoli na zatrzymanie wilgoci na długi czas, dzięki czemu usta staną się nieprawdopodobnie świeże, pełne blasku i koloru. Dodatkowo działanie aktywnych wypełniaczy peptydu kolagenowego i pre-kwasu hialuronowego działa ujędrniająco, dzięki czemu usta wyglądają pełniej i bardziej płynnie. Wykręcany sztyft ułatwia dozowanie odpowiedniej ilości produktu.

Swoją pomadkę posiadam w kolorze nr 15 Knock-Out Pink. Jest to bardzo wyrazisty i intensywny odcień różu, który w moim przekonaniu jest nieco neonowy. Odcień ten będzie idealny dla osób nie bojących się intensywnych kolorów i błysku na ustach. Pochodzi on z kolekcji lato 2014 "Sunset in Rio".
Kosmetyk ten to produkt 2w1 łączący w sobie intensywność pomadki i blask błyszczyka. Trzeba przyznać, że tworzy on na ustach niezwykłą taflę odbijającą światło, co będzie się przepięknie prezentować w słoneczne, letnie dni. Trzeba przyznać, że (tak jak pisze producent) usta wyglądają na pełniejsze, są pełne blasku i koloru.
Pomadka ta nie wysusza ust, a nawet nieco je nawilża. Bardzo ważnym czynnikiem jest dla mnie brak podkreślenia suchych skórek, a ten produkt tego nie robi, więc możemy go stosować nawet, gdy będziemy miały problemy ze spierzchniętymi i przesuszonymi ustami.


Co do trwałości muszę przyznać, że jest ona rewelacyjna! Kosmetyk ten przetrwa nie tylko mówienie, ale i picie, a nawet jedzenie! Co prawda straci mocno na intensywności połysku i koloru, ale nadal będzie utrzymywał się na ustach. Możecie to zobaczyć na ostatnim zdjęciu, które wykonałam po zjedzeniu dwudaniowego obiadu. Bez jedzenia i picia pomadka utrzymuje się na ustach nawet do 3 godzin, ale straci w tym czasie swój intensywny połysk i kolor.
Opakowanie produktu jest intensywnie różowe z metalicznymi napisami, które jak na razie się nie starły. Kształtem przypomina kredkę, którą można wysunąć za pomocą srebrnego pokrętła. Kredka ta nie wymaga temperowania.
Konsystencja pomadki jest miękka, lekka i kremowa dzięki czemu produkt nanosi się na usta gładko i przepięknie się w nie wtapia. Nie skleja przy tym ust, a włosy na wietrze nie kleją się do tej pomadki jak muchy do lepu.
Zapach kosmetyku jest niezwykle przyjemny i delikatny. Słodkawy, nieco waniliowy. Bardzo mi się podoba i myślę, że spodoba się większości z was.
Wydajność porównywalna jest do innych tego typu produktów, ale jeśli chodzi o produkty do ust wydajność to (moim zdaniem) pojęcie względne.
Cena tego produktu to 54zł za 2,7g. Całkiem sporo, ale za taką jakość warto zapłacić trochę więcej. Produkt ten ważny jest przez rok od daty otwarcia. Niestety nie wiem, gdzie można go zakupić oprócz drogerii Douglas i sklepów internetowych. Jeśli wiecie gdzie jeszcze są dostępne produkty Isa Dora dajcie znać.


Tak wygląda pomadka po zjedzeniu dwudaniowego obiadu. Jak widać kolor nadal utrzymuje się na ustach, ale jest mniej intensywny i bez połysku.

Ja jestem w tym kolorze aktualnie zakochana i czekam tylko na upalne dni, abym mogła ją zaprezentować na swoich ustach w pełnej okazałości :) Szkoda, że cena jest dość wysoka, ale trzeba przyznać, że płaci się tutaj za jakość.
A wy co sądzicie o tej nawilżającej pomadce-błyszczyku? Przypadła wam do gustu, czy raczej nie lubicie tego typu kosmetyków w kredce?

piątek, 27 czerwca 2014

Sally Hansen Xtreme wear nr 405 Coral Reef


Hej :)
Dziś przychodzę do was z postem lakierowym, bo takiego już dawno na moim blogu nie było. Jako, że w pracy nie mogę mieć pomalowanych paznokci takie posty będą pojawiały się niestety rzadko. Ostatnio jednak miałam kilka dni wolnego i mogłam w końcu pomalować paznokcie lakierem. Wybór padł na lakier Sally Hansen Xtreme wear nr 405 Coral Reef.


Kolor nr 405 to typowy koralowy odcień jednak w zależności od padania światła idzie w kierunku neonowego pomarańczu albo pudrowego różu. Mimo wszystko jest to przepiękny kolor, który nosiłam na swoich paznokciach z wielką chęcią. Będzie on idealny na zbliżające się (mam nadzieję) upalne dni :)
W swojej kolekcji posiadam dwa lakiery Sally Hansen oraz top coat Insta-Dri, który używam prawie za każdym razem, gdy pomaluję paznokcie. W lakierach Sally Hansen pokładałam wielką nadzieję, ponieważ słyszałam od niejednej dziewczyny, że lakiery te są warte zakupu. Skusiłam się więc na nie i jako tako zakupu nie żałuję, ale... No właśnie i jest jedno ale. Podczas malowania z patyczka pędzelka spływa całkiem sporo lakieru co skutecznie utrudnia malowanie paznokci. Za każdym razem było mi ciężko nabrać odpowiednią ilość lakieru, bo ciągle spływała z patyczka dodatkowa jego ilość. Nie wiem dlaczego tak jest.
Jako tako pędzelek ma całkiem dobry kształt i dobrze się nim maluje paznokcie, ale spływanie lakieru skutecznie uprzykrza jego aplikację. Konsystencja lakieru jest przyjemna, niestety jednak jedna warstwa nie wystarczy nam na pokrycie bez prześwitów całego paznokcia. Co prawda nie kryje źle, ale dla lepszego efektu trzeba nałożyć dwie cienkie warstwy. Jako tako do krycia nie mogę się przyczepić, bo większość lakierów wymaga nałożenia dwóch warstw (gorzej jak trzeba nałożyć więcej), a ten lakier dodatkowo nie tworzy smug i zacieków co także jest jego sporym atutem. Niestety lakier nie wysycha zbyt szybko i trzeba dość długo czekać żeby nic się nie odbiło na paznokciach. Dlatego ja za każdym razem (z wyjątkiem pierwszego użycia) używam top coat'u, który przyspiesza wysychanie lakieru i dodatkowo przedłuża jego trwałość. Bez top coat'u lakier trzyma się około 3-4 dni, potem zaczyna odpryskiwać. Końcówki są już wytarte po około 2 dniach. Z top coat'em lakier trzyma się nawet 10 dni, a końcówki zaczynają być wytarte w okolicach 4 dni od pomalowania. Jakość może nie powala, ale i tak nie jest źle w porównaniu z innymi lakierami tańszych firm. Jego cena to około 15zł za 11,8ml, wiec nie jest źle jak na taką sporą pojemność. Buteleczka lakieru także mi się podoba, szczególnie ta metaliczna nakrętka, która według mnie dodaje elegancji opakowaniu. Lakier ten możecie zakupić chyba w każdym Rossmann'ie, ale także w wielu innych sklepach stacjonarnych, jak i internetowych.


Ja w tym kolorze się zakochałam! Jak dla mnie jest on bardzo dziewczęcy i radosny. Przykuł już uwagę niejednej kobiety :) Na lato będzie idealny :)
A wy lubicie koral na paznokciach? Co sądzicie o lakierach Sally Hansen? Uważacie, że są warte zakupu, czy jednak warto zastanowić się nad zakupem czegoś tańszego z innej firmy?

środa, 25 czerwca 2014

Fotorelacja ze spotkania blogerek w Leszczynach


Hej :)
Dnia 21.06.2014r, czyli w sobotnie popołudnie miałam okazję gościć na kolejnym spotkaniu blogerek, które tym razem odbyło się w Leszczynach niedaleko Rybnika. Spotkanie odbyło się w domu Pauliny jednej z organizatorek, której chciałam podziękować za gościnę i rybki, o których napiszę poniżej ;) Cel spotkania (oprócz pogaduch) był szczytny. Zorganizowana została zbiórka ubrań, kosmetyków i zabawek dla domu samotnej matki i dziecka. Bardzo lubię tego typu spotkania, które mają na celu nie tylko obdarowanie nas, ale i potrzebujących.


W spotkaniu udział wzięły:

Każda z nas miała za zadanie przynieść nie tylko coś dla mam i ich dzieci, ale i jedzonko ;) Ania upiekła dla nas babkę, ale oprócz słodkości były też dwie pyszne sałatki :) Jak widać coś niezdrowego też było i było tego nawet całkiem sporo :P


Za zdjęciu trzy wodzisławianki :*
P.S. Dzięki za pomoc w powrocie do domu :) Inaczej mogłabym nie trafić :P


Od sponsorów otrzymałyśmy takie oto łakocie :) Jak widać "wyspa kreta" została już upieczona i zjedzona :) Oni chyba wiedzieli, że ja nie potrafię piec i dali mi praktycznie gotowca :P


 
No i rzeczy z wymianki :) Wszystko już używam, bo trafiłam na perełki, których dziewczyny nie chciały :)
Jako, że Paulina nie chciała już rybek chciała oddać je w dobre ręce. Mój brat ma spore akwarium, więc chętnie je przygarnął i teraz rybki pływają wśród innych ze swojego gatunku ;)


A oto rzeczy, które udało nam się zebrać :) Mam nadzieję, że mamuśki i ich dzieci będą z nich zadowolone :)


Chciałam podziękować Anicie, Emilii i Paulinie za możliwość uczestnictwa w tym zacnym spotkaniu i za jego organizację. Dziewczynom za miłą rozmowę, a sponsorom za upominki, które w większości zaczęłam już używać :)

niedziela, 22 czerwca 2014

Wizyta w ogrodach + dzień ze mną + OOTD


Hej :)
Dwa tygodnie temu miałam okazję zwiedzać przepiękne ogrody znajdujące się w Goczałkowicach-Zdroju. Ogrody Kapias, bo tak nazywa się to miejsce to ogrody pokazowe, które nawiązują do poszczególnych miejsc i pór roku. Ogrody te dzielą się na dwie części: stare i nowe ogrody. Stara część to niewielkiej wielkości ogrody, które wyglądem nawiązują m.in. do ogrodów japońskich i holenderskich. W tym miejscu znajduje się także ogród romantyczny i górski. Nowa część to ogromne miejsce, w którym znajdziemy m.in. ogród zimowy, jesienny, angielski, grecki itd. Warto napomknąć, że wstęp jest darmowy, więc każdy może zwiedzić to miejsce nawet jak nie ma ani grosza w portfelu.

W tym poście chciałabym wam pokazać kilka zdjęć z wizyty w tym miejscu oraz po raz pierwszy zaprezentować wam mój outfit of the day.


Dla fanów ogrodnictwa będzie to niezwykłe miejsce pełne inspiracji i motywacji. Gdyby ktoś chciał zakupić jakieś drzewka, krzewy, czy kwiaty można to zrobić w centrum ogrodniczym znajdującym się tuż obok wejścia do ogrodów. Na terenie ogrodów znajduje się także restauracja i kawiarnia, więc w razie gdyby ktoś zgłodniał można się przejść do tego stylowego miejsca urządzonego w włoskim stylu (zdjęcie doniczkowych kloszy pochodzi właśnie z restauracji).
Gdyby ktoś był zainteresowany zwiedzeniem tego miejsca to zapraszam na oficjalną stronę ogrodów Kapias. Link macie TUTAJ.


Bluzka- Orsay
Spodenki- New Look
Sandałki- No Name kupione w chińskim markecie
Łańcuszek- Avon
Bransoletka- Pepco
Okulary- Avon
Torebka- Avon

Podsumowując: piękna pogoda + piękna roślinność dały mi maximum rozluźnienia i wytchnienia :) Jeśli będziecie przejazdem obok tych ogrodów to warto do nich zajrzeć nawet jeśli nie jesteście fanami ogrodnictwa :)

czwartek, 19 czerwca 2014

Nowy zwycięzca wiosennego rozdania


Jako, że zwyciężczyni głównej nagrody nie odezwała się do mnie przez pięć dni od ogłoszenia wyników, a tyle dni miała na wysłanie do mnie wiadomości e-mail jestem zmuszona wylosować nowego szczęśliwca, który zgarnie główną nagrodę.
Mam nadzieję, że tym razem ktoś się zgłosi i zgarnie zestaw kosmetyków :)

Nie przedłużając kolejną zwyciężczynią zostaje...


Gratulacje!
Tym razem także czekam 5 dni na wiadomość od ciebie, mam nadzieję, że się do mnie zgłosisz pisząc maila na adres: luckywoman0108@gmail.com

wtorek, 17 czerwca 2014

Tołpa Botanic: białe kwiaty i amarantus, czyli moi dwaj ulubieńcy


Hej :)
Dzisiaj chciałabym wam przedstawić dwa produkty Tołpy, które urzekły mnie nie tylko zapachem, ale i działaniem. Są to spóźnione prezenty od firmy Tołpa, które dostała każda z dziewczyn będąca na pierwszym rybnickim spotkaniu blogerek. Brawa dla firmy, że wysłała kurierem każdej z nas paczuszkę do domu.
Muszę przyznać, że produkty firmy Tołpa od zawsze mnie ciekawiły, jednak nigdy nie zdecydowałam się na ich zakup ze względu na dość wysokie ceny tych produktów. Jednak gdy tylko wypróbowałam te dwa kosmetyki postanowiłam, że i wy powinniście wypróbować te produkty dlatego dwa zakupione przeze mnie kosmetyki postanowiłam wam rozdać we wiosennym rozdaniu. Mam nadzieję, że dziewczyny które je wygrały będą z nich zadowolone.


Pierwszy kosmetyk, który mnie totalnie zauroczył to żel pod prysznic, który pojawił się w kwietniowych ulubieńcach. Tutaj macie linki do tego posta KLIK.


Żel ten pochodzi z serii botanic amarantus i muszę przyznać, że zapach ma obłędny. Słodki, delikatny, kwiatowy, ale niestety nie wyczuwalny w łazience, czy na ciele. Żel ten ma nawilżać naszą skórę, delikatnie ją oczyszczać i uelastyczniać. Nawilżenie może nie jest jakieś ekstra, ale rzeczywiście jest odczuwalne. Przypuszczam, że jest to zasługą całkiem dobrego składu, w którym nie ma SLS'ów, są za to proteiny pszenicy, ekstrakt z torfu i z amarantusa, gliceryna oraz kwas mlekowy. Mimo, że nie ma składnika pieniącego w postaci SLS żel ten dobrze się pieni, tworząc delikatną pianę, która otula nasze ciało podczas kąpieli. Konsystencja produktu jest średnio gęstawa, nieco mleczna, przypomina emulsję. Kosmetyk ten jest hypoalericzny, a więc przeznaczony dla osób z wrażliwą skórą i trzeba przyznać, że delikatna jak i sucha skóra raczej go pokochają. Produkt ten dobrze oczyści naszą skórę, nie wysuszy jej i uprzyjemni nasz prysznic ze względu na zapach. Opakowanie produktu ma prosty, przyjemny dla oka design. Wykonane jest z miękkiego plastyku dzięki czemu łatwo możemy wycisnąć produkt na gąbkę. Nie wyślizguje się z rąk, a dziubek zamiast nakrętki dodatkowo ułatwia aplikację. Niestety cena jak na żel pod prysznic jest spora, bo kosztuje on w cenie regularnej 14,99zł za 200ml.


Kolejny mój ulubienic to delikatny płyn micelarny Tołpa botanic białe kwiaty. Tak samo jak żel pod prysznic powala zapachem. Tutaj dominuje róża stulistna, jaśmin i stokrotka, które razem tworzą świetne, delikatne, pudrowe trio. Micel ten nie podrażnia moich wrażliwych oczu i to jest jego największym plusem. Zmywa makijaż całkiem nieźle. Nie wiem czy poradzi sobie z kosmetykami wodoodpornymi, ale z wszystkimi innymi sobie radzi. Wystarczy tylko przytrzymać przez kilka sekund nasączony płynem waciki, a cały makijaż oka pięknie schodzi. Wszystkie tusze szybko się rozpuszczają dzięki czemu nie musimy trzeć oka, aby pozbyć się z niego resztek kosmetyku. Podkład, róż i bronzer także zmywają się bez żadnego problemu. Skład może nie powala na kolana, ale jest delikatny dla oka i reszty twarzy. Nie wysusza i nie podrażnia skóry oraz ma ładne, proste opakowanie z dziubkiem, który znacząco ułatwia aplikację płynu na wacik. Jak dla mnie jest średnio wydajny, ale ja płynu micelarnego nie oszczędzam. Jego cena to 22,99zł za 200ml, więc niestety nie mało jak na taką małą pojemność.


To co podoba mi się w kosmetykach Tołpa to to, że mają całkiem dobre składy, są delikatne dla skóry i mają ciekawe zapachy. Opakowania także przyciągają wzrok tak samo jak informacje na nich zawarte w postaci "post scriptum". Chyba żadna inna firma nie ma tylu informacji zawartych na opakowaniach. Jeśli tylko uda mi się dostać te produkty w dobrej cenie to na pewno ponownie je zakupię, ale może w innej wersji zapachowej z serii botanic.

A wy lubicie kosmetyki Tołpa? Jaki jest wasz ulubieniec spośród wszystkich kosmetyków tej firmy?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...