niedziela, 18 grudnia 2016

Ostatni projekt denko w 2016 roku

Hej :)
Dzisiaj przychodzę do was z ostatnim projektem denko w tym roku. Pustaków od ostatniego razu jest dość dużo, ale jeszcze więcej kosmetyków czeka na zużycie z resztkami produktu na dnie. Czekajcie więc po nowym roku na kolejny projekt z pustakami :)
Nie przedłużając przejdźmy więc do sedna tego posta.


TWARZ:
Płyn micelarny do skóry wrażliwej firmy Garnier- całkiem fajny płyn micelarny, który nieźle sobie radzi z niewodoodpornymi kosmetykami. Nie podrażnia oczu i starcza na naprawdę bardzo długo, a do tego jest niesamowicie wydajny. Cena także jest dobra. Kolejną butelkę mam już w użyciu.

Tonik do skóry suchej i wrażliwej firmy EcoLab- przecudowny tonik, który świetnie odświeżał i tonizował skórę, a przy tym ją nawilżał. Skład świetny, jeszcze lepszy zapach! W 100% polecam! Produkt nie jest drogi, więc myślę, że wart jest wypróbowania. Na pewno do niego wrócę.

Pianka do mycia twarzy do skóry suchej i wrażliwej firmy EcoLab- bardzo fajna pianka, która całkiem dobrze oczyszczała skórę, a przy tym jej nie wysuszała. Jest to kosmetyk naturalny, gdzie 99,5% składników jest pochodzenia organicznego. Zapach tej pianki był bajeczny, tak samo jak jej wydajność. Pianka starczyła mi na pół roku użytkowania. Na pewno skuszę się na jej zakup ponownie.

Iwostin kojący tonik do twarzy Sensitia- całkiem dobry tonik z nie najgorszym składem. Niestety kosztował mnie 24zł, więc moim zdaniem niemało. Za takie pieniądze mam wodę różaną, którą moja skóra kocha. Niemniej jednak produkt sam w sobie działał dobrze i pozostawiał skórę miękką i gładką w dotyku. Dla wrażliwców będzie w sam raz, chociaż polecam wodę różaną np. z firmy Manufaktura Kosmetyczna.

Woda termalna Avene miniwersja- bardzo fajna woda termalna, która służyła mi jako tonik do twarzy albo do odświeżania się w gorące dni. Jednak najlepsza woda termalna to woda Uriage, bo nie trzeba ściągać wacikiem jej nadmiaru no i jest tańsza. Ta miniwersja jest idealna na wyjazd i może w takim celu ja jeszcze zakupię.

Oczyszczające płatki do twarzy Tami z ekstraktem z ogórka i aloesu- jakoś się z nimi nie polubiłam, bo były słabo nawilżone. Jedyne co miały to dobry skład. Zapach także nie przypadł mi do gustu. Pamiętam, że był to tani produkt i jak za taką cenę sklasyfikowałabym je do grupy "można kupić do wypróbowania", ale ja ich już nie kupię, bo źle zmywały resztki makijażu, a o zmyciu całego makijażu nie ma nawet co mówić. Myślę, że takie płatki sprawdziłyby się najbardziej  na wyjeździe do oświeżania. 70 płatków spokojnie starczyło mi na ponad dwa miesiące codziennego stosowania.

Płatki kosmetyczne Carea Aloe Vera- są to moje ulubione płatki (widać to chyba po ilości zużytych opakowań :)). Nie rozdwajają się i nie kulkują podczas jeżdżenia nimi po twarzy. Dodatkowo są tanie. Można je kupić w Biedronce, bardzo często trójpak jest w promocji.


WŁOSY:
Szampon "Odnowa Nawilżenia" firmy Pantene Pro-V- producent twierdzi, że dzięki odpowiednim witaminom zawartym w tym produkcie nasze włosy mają stać się bardziej nawilżone- nic bardziej mylnego! Nigdy nie uzyskałam efektu nawilżenia przy używaniu tego produktu. Szampon jak szampon, dobrze oczyszczał włosy, ładnie pachniał, ale nic więcej nie robił. Był bardzo wydajny, dzięki czemu opakowanie 400ml starczyło mi naprawdę na bardzo długo.

Nawilżający balsam do włosów normalnych Planeta Organica z serii Afryka- ten produkt wywoływał u mnie dwojakie uczucia. Kochałam go i nienawidziłam jednocześnie. Zacznę może od minusów tego kosmetyku. Po pierwsze bardzo rzadka konsystencja, która aż przelewała się przez palce. Po drugie twarde opakowanie, które bardzo ciężko było ścisnąć. Z plusów zacznę od zapachu, który jak dla mnie był fenomenalny. Odżywka pachniała mango i bardzo delikatnie kokosem. Niestety zapach bardzo krótko utrzymywał się na włosach. Drugim plusem jest działanie. Balsam ten ładnie nawilżał i wygładzał włosy, ale niestety po wysuszeniu miałam na głowie pusz. Konieczne było używanie olejku na włosy żeby je jakoś ujarzmić, bo zwykłe odżywki w spray'u niestety nie dawały rady. Trzeci plus to skład, który jest bardzo dobry. Na pierwszym miejscu zaraz po wodzie mamy masło z mango, a następnie olej kokosowy. Reszta składu to w głównej mierze ekstrakty, emolienty i substancje zapachowo-konserwujące. Czy polecałabym wam zakupić ten produkt? Niestety nie, ponieważ nie jest on zbyt wydajny, a i działanie nie powala na kolana. Za pieniądze, które wydacie na ten balsam kupicie sobie coś znacznie lepszego.

Maska ajuwerdyjska firmy Planeta Organica- gorszej maseczki do włosów nie miałam! Włosy po użyciu tego produktu były obciążone i dziwne w dotyku. Niby skład świetny, ale samo działanie fatalne. Zapach również pozostawiał wiele do życzenia, no i te drobinki złotego brokatu- tragedia. Nie polecam.

Dove odżywka do włosów z serii Youthful Vitality- oj jak ja ją lubiłam! Przede wszystkim za działanie, a następnie za zapach. Po jej użyciu moje włosy były gładkie i nie plątały się tak bardzo jak zawsze. Widać było, że są bardziej nawilżone i odpowiednio dociążone. Oczywiście również cudnie pachniały, ale niestety ten piękny zapach nie utrzymywał się na nich jakoś wyjątkowo długo. Niestety ponoć ta seria została wycofana ze sprzedaży, a szkoda, bo chętnie bym tą odżywkę zakupiła ponownie.

Odżywka do włosów suchych i zniszczonych z olejkiem z awokado i masłem karite Ultra Doux firmy Garnier- myślę, że ten produkt zna prawie każda z was, więc zbytnio nie muszę się rozpisywać. Ja tą odżywkę bardzo lubię i co jakiś czas do niej wracam. Moje włosy są po niej gładkie, miękkie i pięknie się rozczesują. Więcej mi nie potrzeba.

Wspaniałe mango- pogromca czupryny, odżywka bez spłukiwania w spray'u dla plączących się włosów firmy Avon- zapach tego produktu był wspaniały, ale tego samego nie mogę powiedzieć o działaniu. Odżywka co prawda pomagała rozczesać włosy, ale nie obyło się bez kilkunastu wyrwanych włosów. Od tego typu produktów oczekuję gładkiego rozczesywania włosów. Niestety ta odżywka nie zapewniła mi takiego rozczesywania jakiego oczekiwałam.

Szampon ziołowy czarny, przeciwłupieżowy Babuszki Agafii- szampon z dobrym składem, w którym znajdziemy aż 17 różnych ziół, który pachniał ziołowo, ale nie jakoś nachalnie. Niestety w okresie, kiedy miałam problem z łupieżem jakoś się nie sprawdzał. Łupież jak był tak był. Szampon dobry do codziennego mycia mało wymagających włosów, niestety nie dla osób brykających się z problemem łupieżu.

Odżywka bez spłukiwania w spray'u do włosów suchych i puszących się firmy Dove- bardzo fajna dwufazowa odżywka, która wystarczyła mi na bardzo długo. Włosy po spryskaniu były łatwiejsze w rozczesywaniu i bardziej ujarzmione, nie puszyły się i nie plątały tak jak zawsze. Odżywka miała bardzo przyjemny zapach i naprawdę niezłą cenę, bo kosztowała mnie tylko 10zł w promocji. Kupię ją ponownie jak tylko wykończę swoje zapasy :)


KĄPIEL:
Płyn do kąpieli na dobre samopoczucie Babydream- o tym kosmetyku chyba nie muszę zbyt wiele pisać. Kto jeszcze nie miał okazji wypróbować tego płynu to koniecznie musi to zrobić! Zapach zniewala i totalnie relaksuje. Sam produkt nie jest drogi, bo kosztuje coś około 10zł. Pienienie może nie jest jakieś fenomenalne, ale to przez skład, który jest naprawdę mało chemiczny. Szczerze polecam!

Żel pod prysznic Care Pro firmy Luksja- bardzo fajny, kremowy żel pod prysznic o przepięknym zapachu, trochę przypominając zapach kosmetyków firmy Dove. Fajnie się pienił, dobrze oczyszczał skórę i jej nie wysuszał.

Fa żel pod prysznic Pink Passion- żel bardzo dobrze się pienił i oczyszczał skórę, a do tego pachniał bardzo słodko (różą i owocem Passiflory). Lubię używać takie słodziaki do kąpieli, ale nie wiem czy wrócę do tego produktu, bo chce się przerzucić na bardziej naturalną pielęgnację.

Uzupełniacz mydła w płynie Carex Bubble Gum dla dzieci- mydło antybakteryjne o zbyt słodkim jak dla mnie zapachu gumy balonowej. Po umyciu rąk zapach ten towarzyszył nam przez dobre kilkadziesiąt minut, co doprowadzało mnie do szaleństwa, bo nie cierpię aż tak słodkich zapachów. Osoby lubiące bardzo słodkie zapachy polubią się z tym produktem, ale ja już go nie kupię, bo zapach ten przyprawiał mnie o nudności.

Uzupełniacz mydła w płynie Isana Sensitive- fajne mydełko w płynie przeznaczone dla skóry wrażliwej o bardzo delikatnym zapachu, który chwilę po umyciu ulatniał się. Mydełko to nie wysuszało aż tak bardzo skóry jak niektóre wersje mydeł Isana. Polubiłam go tak samo jak wiele innych wersji zapachowych tej marki.


CIAŁO:
Mleczko nawilżające do skóry zniszczonej i przesuszonej firmy Le Petit Marseiliais- kolejny produkt, który pokochałam za zapach. Pachnie on słodką wanilią, a ja wanilię uwielbiam! Sam kosmetyk szybko się wchłaniał, był lekki, ale skład mógłby się obejść bez parafiny. Gdyby nie ona to reszta składu byłaby naprawdę fajna. Niestety mam tu uwagę do opakowania. Pompka zepsuła mi się już po pierwszym użyciu. Niestety resztę produktu musiałam wygrzebywać ze środka, a było to nie lada zadanie. Nie wiem, czy skuszę się ponownie na jego zakup.

Masło kakaowe, emulsja do skóry normalnej i suchej firmy Ziaja- ten produkt pokochałam za zapach (przyznam się bez bicia). Gdyby nie parafina na drugiem miejscu w składzie to i za skład bym ten balsam kochała, no ale cóż. Cena naprawdę niziutka, więc warto kupić dla wypróbowania. Emulsja ta szybko się wchłaniała i trochę nawilżała. Nie mniej jednak pachniałam jak świeżutkie brownie, więc dla samego zapachu znów się na ten kosmetyk skuszę.

Nawilżające mleczko-nektar Amarantus z serii Botanic firmy Tołpa- bardzo lubię to mleczko za szybkie wchłanianie się, piękny zapach, lekkość i nawilżenie. To już moje kolejne opakowanie i myślę, że nie ostatnie. Skład też jest całkiem spoko, a cena nie zwala z nóg, więc jest to produkt, który ponownie z chęcią kupię.

Regenerujące mleczko do ciała Garnier Intensywna Pielęgnacja- Jedno z najlepszych mleczek do ciała jakie miałam okazję używać! Szybko się wchłania, nawilża na długo i jak dla mnie całkiem ładnie pachnie. Dodatkowo nie jest drogie i starcza na długi czas, ale to oczywiście zależy od częstości stosowania. Na pewno jeszcze się z tym mleczkiem zobaczę :)

Krem do rąk Olivenol firmy MediPharma- bardzo fajny, naturalny krem do rąk. Miał piękny zapach i szybko się wchłaniał, ale pozostawiał taką dziwną warstewkę na skórze. Mimo to trzymał moje dłonie w dobrej kondycji. Skóra po jego użyciu była dobrze nawilżona, a dodam, że mam suchą skórę, którą mocno wysuszam poprzez częste mycie rąk i ich dezynfekcję (taka praca). Produkt naprawdę godny polecenia, ale z tego co pamiętam niezbyt tani.


Chusteczki do higieny intymnej Facelle, Intimea (wersja z ekstraktem z rumianku) oraz chusteczki dla dzieci HiPP- wszystkie te produkty używałam do higieny intymnej i każdy z nich polubiłam. Jedynie chusteczki HiPP były słabo nawilżone i to był ich jedyny minus. Nadal jednak najbardziej pozostaje wierna chusteczkom Facelle, ponieważ są bardzo dobrze nawilżone i chyba jedne z najtańszych na rynku.


ZAPACHY:
Perfumetki o zapachu "Nuit Pour Femme" Hugo Boss, "La vie est belle" Lancome oraz "Si" Giorgio Armani o pojemności 33ml- nie oszukujmy się, to nie są oryginały. Zapachy podobne do oryginałów, jednak nie takie same. Z trwałością bywało różnie. Najdłużej utrzymywał się zapach Hugo Boss'a , ale i tak nie ma co trwałości porównywać z oryginałami. Nie oszukujmy się. Za 12zł nie ma co oczekiwać cudów. Perfumetki te są dobre do odświeżenia się, bo zapewniają tylko chwilowy zapach.

Avon woda perfumowana Today Tommorow Always in Bloom- jeden z najpiękniejszych zapachów jakie miałam okazję używać :) Bardzo trwały i intensywny. Dla niektórych może być nawet duszący. Myślę, że na okres jesienno-zimowy będzie idealny, ale ja używałam tej wody przez cały rok. Nuty zapachowe to lilia, jaśmin, afrykańska strelicja (nuty głowy), różowy grejpfrut, kwiat pomarańczy (nuty serca) oraz piżmo i kaszmir (nuty bazy). Moim zdaniem najbardziej wyczuwalny jest jaśmin, a następnie lilia. Niestety nie wiem jak pachnie afrykańska strelicja, ale przypuszczam, że równie pięknie jak wygląda :D Ten zapach na pewno zostanie ze mną na dłużej, bo kolejny flakonik już zakupiony :)

Antyperspiranty Rexona o zapachu "Happy Morning" oraz "Stress Control"- moje ulubione antyperspiranty. Dzięki nim nie muszę się obawiać, że na moich ubraniach będzie widać nieestetyczne plamy z potu. Naprawdę skutecznie przeciwdziałają poceniu się i neutralizują nieprzyjemny zapach potu. Niestety muszę się przerzucić na coś co nie ma w swoim składzie Aluminum Chlorohydrate, ponieważ coraz więcej badań naukowych wykazało, iż składnik ten może potencjalnie wywoływać raka piersi.


MAKIJAŻ:
Rozświetlający podkład HYPOAllergenic firmy Bell w odcieniu 01- jeden z moich ulubionych podkładów do twarzy w naprawdę dobrej cenie (jakoś 20zł za 30ml bez promocji). Jak widać zużyłam aż dwie buteleczki, ale pod koniec stosowania drugiej podkład zaczął po czasie wyglądać na twarzy nie za ciekawie. Myślę, że winą za to mogę obarczyć leki jakie wtedy zaczęłam stosować, a to wpłynęło na kondycję mojej skóry. Mimo to znów go kupię za jakiś czas, bo na twarzy pozostawiał efekt zdrowej, rozświetlonej skóry. Całkiem długo utrzymywał się na twarzy, nie tworzył nieestetycznych plam i nie ciemniał.

Bourjois Healthy Mix w odcieniu N51 Light Vanilla- najlepszy podkład rozświetlający jaki miałam! To już moja chyba 5 zużyta buteleczka! Podkład pięknie wtapia się w skórę, długo pozostawia ją rozświetloną, bo długo się na twarzy utrzymuje. Niestety po kilku godzinach dosyć mocno się po nim błyszczę i muszę stosować albo puder albo bibułki matujące żeby nie wyglądać jak żarówka. Mimo to uwielbiam go!

Krem CC firmy Eveline 8w1- świetny krem, który szczególnie polecam stosować w okresie wiosenno-letnim. Posiada filtr SPF 15, jest hipoalergiczny i nie podrażnia skóry. Wręcz przeciwnie nawilża ją i rozświetla. Krycie jest niewielkie, ale to jest właśnie krem cc, a nie podkład. Polecam ten produkt osobom, których skóra nie wymaga wielkiego krycia. Ja byłam tym kosmetykiem zachwycona dopóki, dopóty moja skóra nie zaczęła płatać mi figli, a jej stan znacząco się pogorszył. Kupię ponownie jak będę miała skórę w bardzo dobrej kondycji.

Tusz do rzęs Lash Sensational Intense Black firmy Maybelline- był to tusz, który tworzył u mnie efekt wachlarza rzęs. Pięknie rozdzielał rzęsy, wydłużał je, nie tworzył po czasie efektu pandy, a dodatkowo całkiem długo go stosowałam, bo dopiero chyba po ponad dwóch miesiącach zaczęły się pojawiać pierwsze grudki na rzęsach. Kupię go ponownie na pewno :)

Tusz do rzęs Astor Seduction Codes N4 Volume & HD Definition- na początku nie lubiłam tego tuszu, bo końcówka szczoteczki była płaska i ciężko było mi nią pomalować rzęsy w wewnętrznym kąciku oka. Po czasie nauczyłam się malować tym tuszem i go polubiłam. Również tworzył u mnie wachlarz rzęs tak jak poprzednik opisany u góry. Niestety jakoś super ich nie wydłużał, ale dwie warstwy tego tuszu naprawdę pięknie prezentowały się na oku. Trzy warstwy tuszu to była petarda! Moje rzęsy wyglądały jakby były sztuczne. Niestety tusz już po miesiącu zaczął tworzyć efekt pandy, a po półtorej miesiąca zaczął tworzyć grudki. Myślę, że znów się kiedyś na niego skuszę.

Rozświetlający korektor Maybelline DREAMLUMItouch w odcieniu 01- całkiem fajny korektor pod oczy. Niestety bardzo szybko mi się skończył i to jest jego wada. Nie wchodził w zmarszczki i pięknie rozświetlał skórę pod oczami. Niwelował cienie w niewielkim stopniu, bo krycie nie było powalające, ale dla mnie wystarczające. Pewnie kupię go kiedyś ponownie.

Korektor pod oczy True Match Super Blendable firmy Loreal w odcieniu 1 Ivory- również bardzo fajny korektor tyle, że kryjący niedoskonałości. Fajnie niwelował cienie pod oczami, ale troszeczkę wchodził w zmarszczki. Mimo to polubiłam się z nim, bo skóra pod oczami była ujednolicona i nie było widać skutków nieprzespanej nocy.

Lakier do paznokci Golden Rose Paris- niestety nie wiem jak nazywał się ten odcień, ale bardzo go polubiłam i często miałam na paznokciach w okresie letnim. Moim zdaniem to taka brzoskwinka wymieszana z łososiem. Niestety potrzebne były dwie warstwy, aby uzyskać dobre krycie i trzeba było długo czekać, aby sam wysechł. Ale od czego ma się wysuszacz lakieru :) Z nim wszystko szlo szybko :D

Lakier do paznokci Rimmel 60 Second Super Shine w odcieniu 340 Berries and Cream- mój najulubieńszy kolor w okresie jesienno-zimowym! Lakier zresztą też najulubieńszy, bo dobrze krył już przy pierwszej warstwie i całkiem szybko wysychał. Miał także fajny pędzelek, który ułatwiał nakładanie lakieru. Z tym produktem malowanie paznokci było przyjemnością.

Elixir nawilżająca pomadka do ust w odcieniu nr 07 firmy Wibo- szkoda, że firma wycofała te pomadki z oferty, bo były naprawdę świetne. Nie wysuszały ust, powodowały, że usta pięknie się błyszczały (efekt jak po użyciu błyszczyka). Konsystencja była kremowa, a zapach przeboski. Odcień, która zużyłam to łagodny, jasny róż. Dobrze, że mam jeszcze dwa inne odcienie, bo ciężko będzie mi się pożegnać z tym produktem.


MASECZKI DO TWARZY:
Snail maseczka do twarzy w płacie ze śluzem ślimaka firmy Skin79- bardzo fajna maseczka, która starczyła mi na dwukrotne zastosowanie. Po jej użyciu skóra była świetnie nawilżona, miękka i gładka. Dodatkowo skład był całkiem dobry. Maseczka nieco lepiła się w dłoniach i zjeżdżała z twarzy, ale to pewnie przez ten śluz ślimaka. Mimo to produkt jak dla mnie był super, a skóra po tej maseczce była przyjemna w dotyku. Cena to chyba 10zł, ale raz na jakiś czas można tyle wyłożyć na takie przyjemności :D

Piwna maska do twarzy czeskiej firmy Manufaktura- bardzo fajna maseczka do twarzy, która wystarczyła mi na wiele stosowań. Skóra po jej użyciu była miękka, gładka i dobrze nawilżona. Na twarzy producent zalecał trzymać ją 20 minut, ale ja czasami trzymałam ją nawet półtora godziny. Mimo to nie podrażniła mnie. Nawet mogłabym się skusić o stwierdzenie, że skóra była bardziej odżywiona i nawilżona, gdy trzymało się ją długo na twarzy. Niestety ciężko ją kupić stacjonarnie i to jest jej minus. Cena jest całkiem znośna, bo 100ml tej maski kosztuje 26zł.

Maseczka do twarzy Płatki Róży oraz maseczka Jaśmin w masce firmy Ziaja- były to całkiem znośne maseczki do twarzy, ale jakiegoś efektu wow nie zauważyłam. Niestety raczej nie kupię ich ponownie, bo nie powaliły mnie na kolana ani działaniem, ani składem.

Maseczka Sopot Spa firmy Ziaja- najgorsza maseczka jaką miałam z tych wszystkich pokazanych u góry. Była to żelowa maseczka, która w swoim składzie posiadała jakiś dziwny brokat. Kompletnie nic nie zrobiła dla mojej skóry oprócz podrażnienia. Niestety wielkie NIE dla tego produktu.

Maseczka Masło Kakaowe firmy Ziaja- no i tą maseczkę muszę przyznać, że pokochałam. Za zapach, działanie i cenę. W ogóle pokochałam całą serię kosmetyków kakaowych tej firmy. Sama maseczka fajnie nawilżała skórę, a po jej zmyciu skóra była miękka i gładka w dotyku, a także wyglądała na rozświetloną. Dawało to odczucie, że nasza skóra jest zdrowa i dobrze odżywiona. Na pewno kupię ją ponownie.

Kompres łagodzący i opóźniający odrost włosków po depilacji Bielenda Vanity- kompres może i łagodził podrażnienia przez odpowiednie nawilżenie skóry, ale opóźniania odrastania włosków nie zauważyłam. Zdecydowanie bardziej wolę posmarować się zwykłym mleczkiem, czy masłem do ciała, niż korzystać z tego typu saszetek. Skład produktu był całkiem dobry i fajnie by było gdyby producent wprowadził na wzór tego kompresu balsam do ciała, czy coś podobnego. Wtedy bym się skusiła, bo nawilżenie skóry było całkiem dobre.

Próbka maseczki anti-age AHA mask firmy Aubrey- to raczej był drobnoziarnisty peeling niż maska. Mimo to jako peeling do twarzy świetnie się ta saszetka sprawdziła. Suche skórki zeszły raz dwa, a pory były oczyszczone. Maseczka ta to produkt organiczny, w 100% naturalny. Gdyby nazwali to peelingiem, a nie maseczką to bym go dobrze oceniła, a tak niestety jako maseczka ten produkt się nie spisuje.


To by było tyle jeśli chodzi o zdenkowane produkty. Dacie znać, czy któryś z tych produktów miałyście okazję używać i co o nim myślicie, a jeśli jest jakiś produkt, który was zaciekawił to napiszcie który :)
Przy okazji życzę wam zdrowych, wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia :)

niedziela, 4 grudnia 2016

Kawałek Teneryfy zamknięty w kosmetyku: bananowa odżywka do włosów suchych i zniszczonych firmy Mussa Canaria


Hej, hej, hej!
Dzisiaj przychodzę do was z produktem, który przy każdym użyciu przypomina mi o cudownych wakacjach na Teneryfie, których prędko nie zapomnę. Swoją drogą jeśli wybieracie się za granicę, a jeszcze nie byliście na Teneryfie to koniecznie się tam wybierzcie. Wyspa sama w sobie jest przepiękna i posiada wiele atrakcji turystycznych, z których każdy wybierze coś dla siebie. Dzieci jak i dorośli z pewnością pokochają Loro Park, czyli takie ogromne zoo, ale także zakochają się w wodnych szaleństwach Siam Parku. Dzisiaj jednak nie o urokliwej wyspie kanaryjskiej, a o cudownym kosmetyku przywiezionym z tej wyspy, czyli o bananowej odżywce do włosów suchych i zniszczonych firmy Mussa Canaria.


Opis producenta:
Bananowa odżywka do włosów stworzona została z myślą o wszystkich zwolenniczkach naturalnych kosmetyków, banany wykorzystane do produkcji pochodzą z ekologicznych upraw. Odżywka pozostawia włosy miękkie i odżywione aż po same końce. Cudowny zapach egzotycznych bananów umili nam codzienną pielęgnację.

Skład:

Całkowicie zgadzam się z powyższym opisem producenta. Odżywka ta cudownie pachnie bananami, ale tymi słodkimi, dojrzałymi. Jeśli ktoś był w miejscu, gdzie uprawia się hodowlę bananów to wie, że jest taka odmiana banana, która charakteryzuje się tym, że banan nie jest dużych rozmiarów, ale jest za to mega słodki. Te banany często można spotkać w hotelowych restauracjach. Zapach całkiem długo utrzymuje się na włosach i to jest jeden z głównych atutów tego produktu.
Jeśli chodzi o samo działanie to muszę przyznać, że wystarczy tylko chwilę potrzymać tą odżywkę na włosach i od razu po jej spłukaniu widać i czuć, że włosy są w lepszej formie. Są gładkie, miękkie i oczywiście cudownie nawilżone. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że są dobrze odżywione.
Skład również jest świetny, bo nie posiada w sobie silikonów, parabenów, ani olejów mineralnych. Aż 97% składników jest pochodzenia naturalnego. Produkt ten nie jest testowany na zwierzętach.
Opakowanie to butelka z dziubkiem, wykonana z miękkiego plastyku, dzięki czemu łatwo ją ścisnąć.


Na opakowaniu znajdziemy piękny rysunek bananowca jak i samych bananów. Zresztą sama nazwa producenta, czyli Mussa do czegoś zobowiązuje, bo po łacinie banan to właśnie musa. Miłym zaskoczeniem jest to, że na opakowaniu możemy znaleźć opis produktu po polsku, co było dla mnie sporym szokiem. Nie przypuszczałam, że nawet na Teneryfie możemy znaleźć kosmetyki z polskim opisem.
Dobrą wiadomością jest także to, że nie musimy jechać po ten kosmetyk aż na piękną Teneryfę, czy inną wyspę kanaryjską. Tą odżywkę, jak i inne kosmetyki Mussa możemy zakupić na stronie grandashop.pl. Koszt tej odżywki to 35zł za 300ml. Wiem, że nie jest to mało, ale jak popatrzymy na bardzo dobrą wydajność tego produktu i inne jego plusy to nie jest to jakaś zaporowa cena (przynajmniej dla mnie). Na Teneryfie za ten kosmetyk zapłaciłam 6,50 Euro.


Dajcie znać czy miałyście styczność z produktami firmy Mussa, a jeśli tak to napiszcie mi jakie są wasze odczucia co do kosmetyków tej marki. Jeśli znacie jakieś naturalne produkty do włosów z bananem to dajcie znać w komentarzu na co mam polować :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...