poniedziałek, 29 września 2014

Denko sierpniowo-wrześniowe


Cześć :)
Dziś chciałabym wam pokazać moje zdenkowane produkty, które zostały zużyte w ciągu dwóch miesięcy jakimi są sierpień i wrzesień. Moim zdaniem jest ich całkiem sporo w porównaniu do poprzednich miesięcy i cieszę się, że w końcu uszczupliłam trochę moją szafkę z kosmetykami, bo zaczęło brakować mi na niej miejsca.
Po krótkim wstępie przechodzę do rzeczy :)


Z kategorii ciało zużyłam:

1. Mydło w płynie Isana Copacabana edycja limitowana zapas 500ml: myślałam, że to będzie piękny egzotyczny zapach, a okazał się mdłym połączeniem kokosa ze starym mango. Mydełko wykorzystałam tylko do mycia rąk i zauważyłam, że przy dłuższym stosowaniu wysuszało skórę. Nie kupię ponownie tej wersji mimo niskiej ceny.

2. Mydło hipoalergiczne w płynie On Line dla skóry wrażliwej i suchej 500ml: bardzo fajne mydełko, które dobrze oczyszczało skórę, nie wysuszało jej i ładnie pachniało. Używałam go nawet do mycia twarzy i sprawdzało się w tej kwestii bardzo dobrze. Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.

3. Chusteczki do higieny intymnej LaciBios Femina 12szt: bardzo je lubiłam, bo były dobrze nawilżone i miały dobry skład (kwas mlekowy, pantenol, glicerynę i dwa ekstrakty). W dodatku miały odpowiednie dla higieny intymnej pH czyli 3,5. Niestety kosztują około 10szł, więc trochę dużo jak na 12szt. Zakupię je ponownie, gdy wybiorę się gdzieś na dłuższy wyjazd. Aktualnie mam chusteczki z Cleanic i są całkiem fajne, ale nie tak jak te. Te były o wiele lepsze i łatwiej wyciągało się je z opakowania. Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.

4. Antyperspirant Avon On Duty Light Bloom 150ml: zakupiłam go za 10,99zł i powiem wam, że pozytywnie mnie zaskoczył. Dobrze chronił przed poceniem (chociaż nie mam z tym większych problemów), atomizer się nie zacinał, a zapach był przyjemny (trochę przypominał mi zapach specyficzny dla kosmetyków Dove). Myślę, że byłabym w stanie znów go zakupić, chociaż moją miłością nadal jest Rexona.

5. Żel pod prysznic Moment de Bonheur Yves Rocher 50ml: miał piękny kwiatowy zapach, dobrze się pienił, ale trochę wysuszał skórę. W dodatku ciężko się go dozowało, ale suma sumarum wykorzystany został cały bez utraty choćby kropli :) Niestety bardzo szybko się skończył.

6. Nawilżająco-ujędrniający balsam do ciała Eveline Spa Professional Kwiat Lotosu 500ml: jeden z lepszych balsamów do ciała jakie miałam. Pięknie pachniał, delikatnie ujędrniał i nawilżał, szybko się wchłaniał i kosztował niewiele, bo chyba 13zł za pól litra balsamu. W dodatku miał świetne opakowanie z pompką, która niestety pod koniec opakowania nie chciała już dozować balsamu, ale to tylko taki mały minusik. Myślę, że jak wykorzystam wszystkie zapasy maseł i balsamów, które mam to wrócę właśnie do tego kosmetyku.

7. Płatki kosmetyczne Life 120szt: płatki jak płatki :) Są tanie i dlatego je kupuję.

8. Masło do ciała Rumianek i Imbir Green Pharmacy 200ml: uwielbiam zapach tego masła! Kojarzy mi się ze świętami, bo ma nieco korzenny zapach ;) Świetnie się wchłania i rozsmarowuje na ciele. Ładnie nawilża i odżywia skórę, a także świetnie ją wygładza. Ma również dobry skład i kosztuje coś około 13,50zł. Na święta na pewno zakupię trzecie opakowanie. Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.

9. Krem intensywnie nawilżający Nivea Soft 200ml: stanowczo wolę wersję granatową (czy jak kto woli niebieską). Krem tylko ładnie pachniał i nic więcej nie robił. Zużyłam go z biedą jako balsam do ciała i już więcej tego kremu nie kupię.

10. Krem do ciała i dłoni Mythos Oliwka i Papaja 75ml: używałam go jako kremu do rąk i pod tym względem sprawdzał się świetnie. Regenerował i nawilżałam moje wysuszone detergentami dłonie. Miał nawet przyjemny, ale chemiczny zapach i dodatkowe zabezpieczenie w postaci plastykowego wieczka. Niestety jak na 75ml jest drogi, bo kosztuje ponad 20zł, jednak dzięki dobremu działaniu i wydajności można przymknąć oko na podwyższoną cenę. Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.

11. Masło Waniliowe 100% 20g: tragedia! Mega tłuste i ciężkie do rozsmarowania masło, które pozostawiało na skórze przez długi czas bardzo tłusty film. Po kąpieli bałam się założyć ubranie, bo nie chciałam żeby zostały mi na nim jakieś plamy. Na szczęście nie zostały. W dodatku zapach w niczym nie przypominał mi wanilii. Jego zużycie to była dla mnie męczarnia.

12. Woda perfumowana Gold Diva Roberto Verino: mała próbka, która wystarczyła mi na około 10 użyć. Zapach był przyjemny i nawet całkiem długo był wyczuwalny. Niestety zapach jest nieco pospolity i nie urzekł mnie w takim stopniu abym zakupiła jego większą wersję.

13. Relaksujący krem do stóp Mythos 100ml: fajny, dobrze nawilżający i zmiękczający stopy krem. Wydajny, z dobrym składem i nieco miętowym zapachem spisywał się u mnie bardzo dobrze. Niestety jego cena to około 15zł w promocji, więc całkiem sporo jak na krem do stóp. Mimo wszystko bardzo go polubiłam ;) Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.


Z działu włosy zużyłam:

14. Szampon przeciwłupieżowy Isana 400ml: mocno oczyszczający szampon przeznaczony dla problematycznej skóry głowy okazał się dla mojej mamy świetnym szamponem, bo pozbyła się dzięki niemu łupieżu. Dla mnie jednak był to za mocny szampon, w dodatku o miętowym zapachu, którego nie lubię jeśli chodzi o produkty do włosów. Cena szamponu była niska (3,99zł w promocji), więc bez żadnego problemu oddałam go mamie. Ponownie go dla siebie nie kupię.

15. Szampon nadający miękkość do włosów normalnych Garnier Ultra Doux mango i kwiat tiare 250ml: szampon miał nadawać miękkości, ale jakoś mu to nie wychodziło. Lepiej od niego spisuje się szampon z tej samej serii z olejkiem arganowym i olejkiem z awokado. Zapach szamponu średnio mi odpowiadał, bo jak dla mnie pachniał trochę jak środek na owady, ale za to ładnie oczyszczał włosy. Ponownie go jednak nie kupię.

16. Odżywka pielęgnacyjna do włosów suchych i zniszczonych Garnier Ultra Doux z olejkiem z awokado i masłem karite 200ml: żałuję, że tak późno zdecydowałam się na jej zakup. Jedna z najlepszych odżywek jakie miałam. Na moich włosach spisuje się rewelacyjnie! Świetnie je nawilża, wygładza, a także sprawia, że są miękkie jak po użyciu maski. No i w dodatku ładnie pachnie, ma dobry skład i cenę :) Mam już kolejne opakowanie, które czeka na użycie.

17. Suchy szampon Andrelon dodający objętości 245ml: dostałam go od przyjaciółki, która mieszka w Holandii. Ponoć tam jest jednym z najpopularniejszych suchych szamponów. Niestety nie jest tak dobry jak Batiste, ale i tak sprawdza się dobrze. Niestety objętości nie dodaje, ale za to łatwiej go wyczesać z włosów niż Batiste. Kolejna buteleczka czeka już w kolejce na użycie. Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.

18. Olejek jojoba z firmy Macrovita 100ml: fajnie sprawdzał się na moich włosach, gdy jeszcze je olejowałam. Mieszałam go z oliwą z oliwek, bo samego było mi go szkoda używać. Cena niestety jest wysoka, bo około 50zł za 100ml, więc chyba same rozumiecie, że żal mi go było używać w większych ilościach. Na szczęście udało mi się go zużyć, choć zajęło mi to chyba rok. W olejku tym podobała mi się ciemna buteleczka, która chroniła olej przed promieniami słonecznymi, a co za tym idzie olejek tak szybko nie zmienił swoich właściwości i zachowało się w nim dłużej to co najlepsze. Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.


Jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe to zużyłam:

19. Puder prasowany Manhattan odcień 1 Naturelle 9g: jeden z najlepszych pudrów jakie miałam. Świetnie matowił moją skórę i to na całkiem długo. Długo utrzymywał się na twarzy i kosztował niewiele. W dodatku opakowanie ma malutką szafeczkę, w której znajduje się puszek, a który odkryłam dopiero w połowie użytkowania tego pudru :P Myślę, że jeszcze spotkam się z tym kosmetykiem, jak tylko wykończę inne pudry. Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.

20. Pomadka Isana Fruit&Gloss z limitowanej edycji żurawina i owoc acai 4,8g: niestety pomadka ta słabo nawilżała usta, a odżywienia nie zaważyłam. Jedyne co robiła to je lekko nabłyszczała i chroniła przed zimnem i innymi zjawiskami atmosferycznymi. Na szczęście nie wysuszyła moich ust, miała nawet niezły skład i kosztowała niewiele, więc jako pomadka ochronna mogłaby się w zimie sprawdzić.

21. Metaliczna kredka do oczu Essecne: katowałam ją chyba z dwa lata i w końcu ją zużyłam do samego końca :P Nie byłaby taka zła, gdyby nie odbijała się na powiece, a przy grubszej warstwie nie rolowała (nie wiem jak nazwać inaczej to co robiła). Jednak rzeczywiście była metaliczna i nadawała oku głębi. W dodatku była dobrze napigmentowana przez co fiolet był naprawdę intensywny.

22. Odżywka do paznokci Eveline 8w1 Total Action 12ml: wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że przy dłuższym stosowaniu zaczęły mi się rozwarstwiać paznokcie (przy stosowaniu takim jakim zalecił producent). Jednak, gdy stosowałam ją raz w tygodniu jako baza pod lakier wzmacniała paznokcie tak bardzo, że z niezwykle łamliwych stały się mocne i nie rozdwajały się. W dodatku chroniła płytkę paznokcia przez zabarwieniem przy stosowaniu ciemnych lakierów do paznokci. Myślę, że znów ją kiedyś zakupię, ale do stosowania jako bazę pod lakier, a nie jako odżywkę do codziennego stosowania :)

23. Tusz do rzęs pogrubiająco-wydłużający Eveline Mega Size Lashes 10ml: jeden z najlepszych tuszy do rzęs jaki miałam. Pięknie rozdzielał, wydłużał i nawet nieco pogrubiał rzęsy dzięki silikonowej szczoteczce z dużą ilością wypustek. Tusz starczył mi na ponad trzy miesiące codziennego stosowania jednak już po dwóch miesiacach zaczął się pod koniec dnia lekko osypywać. Mimo wszystko tusz pokochałam i myślę, że ponownie go zakupię. Jego standardowa cena to coś około 18zł, więc nie jest źle. Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.


Z kategorii twarz zużyłam: 

24.  Odżywcza maseczka różana do twarzy Satysfakcja Dermika 10ml: jedyne co mi się w niej podobało to wydajność, stosowanie jej na noc i nie zmywanie jej (oczywiście rano resztki maseczki zmyłam). Niestety zapach nie przypadł mi do gustu. W dodatku maseczka była tak lepka, że wstając rano miałam praktycznie wszystkie włosy przyklejone do twarzy. Co do działania nie zauważyłam, aby cokolwiek dobrego robiła z moją skórą, no i niestety na drugim miejscu w składzie znajduje się parafina, która mnie zapchała, a mnie mało co zapycha (myślę, że to wina właśnie jej). Nie kupię ponownie tej wersji, chociaż miałam inną maseczkę Dermiki do skóry suchej i sprawdzała się o niebo lepiej.

25. Kremowa maseczka do cery suchej 10 minut na... skuteczną regenerację Soraya 10ml: wydajność maseczki była ok, jednak szału na mnie nie zrobiła. Nie była zła, ale nie wiem, czy bym ją ponownie zakupiła. Nawilżenia spektakularnego nie było i to niestety mnie trochę do niej zniechęciło. Liczyłam na ciut więcej.

26. Delikatny płyn micelarny Tołpa Botanic Białe Kwiaty 200ml: płyn dobrze zmywał makijaż, chociaż kilka sekund trzeba było mieć wacik na oku żeby tusz się dobrze rozpuścił. Kosmetyk ten miał cudowny zapach, niestety jest drogi i mało wydajny jak na płyn micelarny o pojemności 200ml. Raczej nie spotkamy się ponownie. Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.

27. Krem do twarzy intensywnie nawilżający Mythos 50ml: działanie nawilżające jak najbardziej na plus, tak samo jak jego wydajność. Krem ten nadawał się świetnie do stosowania pod podkład, nie rolował się. Niestety ciężko go było rozsmarować (pozostawiał białe smugi przy zbyt krótkim wsmarowywaniu). Miał fajny skład i szklane opakowanie, ale niestety jego regularna cena to ponad 50zł. Mimo dobrego działania myślę, że ponownie się nie spotkamy ze względu na cenę i chęć znalezienia ideału. Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.

29. Peeling enzymatyczny Eveline Argan Oil 60ml: polubiłam się z nim mimo parafiny w składzie. Przy dłuższym niż 15 minut trzymaniu go na twarzy widać było efekty w postaci usunięcia martwego naskórka. Niestety z dużymi skórkami sobie nie radził i musiałam użyć czegoś mocniejszego. Nie wiem, czy się jeszcze ponownie spotkamy, bo chcę wypróbować inne peelingi enzymatyczne, szczególnie ten polecany przez większość z Organique. Dłuższą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.

30. Maseczka kojąco-regenerująca Avene Antirougeurs dla skóry wrażliwej i naczynkowej 5ml: próbka, która starczyła mi na trzy użycia okazała się dla mojej twarzy wybawieniem. Świetnie nawilżała moją skórę i ją koiła. Rzeczywiście miałam wrażenie, ze skóra dzięki niej odpoczywa. Planuję zakup pełnowymiarowego produktu tylko czekam na dobrą promocję na kosmetyki Avene :)

31. Maseczka matująca przeciwtrądzikowa Dermaglin 20g: starczyła mi na 4 użycia i niesamowicie zmatowiła mi skórę. Dodatkowo ujędrniła skórę twarzy tak bardzo, że miałam wrażenie jakby ktoś mi ją naciągnął i nie chciał puścić. Niestety mimo dobrego składu i działania w postaci oczyszczenia porów to produkt nie dla mojego typu skóry, więc drugą część maseczki oddałam bratu ;)

32. Próbki kremów Sensilis 2ml: kremy te mają cudowny zapach i świetną kremową konsystencję. Szybko się wchłaniają, odżywiają i nawilżają skórę twarzy, dzięki czemu skóra po ich użyciu wygląda promiennie i zdrowo :) Szkoda tylko, że kremy te są tak strasznie drogie (ponad 100zł w aptekach internetowych). Mimo wszystko postaram zakupić się ich jeden pełnowymiarowy krem jak tylko znajdę go w promocji i będę miała kilka groszy więcej w portfelu :P
 

Tak oto prezentują się moje zdenkowane produkty :) W ostatnich dwóch miesiącach było u mnie całkiem sporo zużyć i cieszę się z tego niezmiernie, bo w końcu mogę zacząć użytkować coś nowego :)
 A u was jak ze zużyciami? Spore denka macie? :D

piątek, 26 września 2014

Top 5, czyli 5 najlepszych kosmetyków do 10zł


Hej :)
Dziś chciałabym wam pokazać moich top pięć, czyli pięć kosmetyków, które bardzo polubiłam, a kosztują niewiele, bo tylko około 10zł. Podkreślam, iż jest to moja osobista ocena, wiec nie u każdej z was mogą się te kosmetyki sprawdzić.
Bardzo lubię, gdy kosmetyki są tanie i dobre choć akurat rzadko się zdarza, że te dwie cechy idą razem w parze. Kosmetyki przedstawione poniżej nie są może ideałami, ale u mnie sprawdzają się bardzo dobrze mimo swoich małych minusów. 


W sumie stosunkowo niedawno, bo jakieś 4 miesiące temu (a może nawet i więcej) zapajałam miłością do lakierów :) Od tego czasu średnio raz w tygodniu maluję swoje paznokcie. Przewinęłam się już przez kilka lakierowych firm, jednak Golden Rose nie tylko mają dobrą jakość, ale także i niską cenę w porównaniu do innych moich lakierów. Co prawda rewelacją one nie są, bo wytarte końcówki mam dosyć szybko i trzeba nakładać dwie warstwy, ale odpryski występują rzadko, a jak już wystąpią to dopiero pod koniec tygodnia od pomalowania paznokci. Cena tych lakierów to około 6,90zł, a gama kolorystyczna jest naprawdę szeroka. Najbardziej lubię tą serię Rich Color, która ma świetny szeroki pędzelek.


Kolejni moi ulubieńcy to pomadki Eliksir od Wibo. Kocham je za zapach budyniu waniliowego i połysk jaki nadają ustom. Ponadto nawilżają usta i całkiem długo się na nich utrzymują (w przypadku gdy nic nie jemy i nie pijemy). Ich atutem jest także fakt, że pięknie się na ustach rozprowadzają i jeszcze lepiej na nich wyglądają, bo kolor jest całkiem intensywny jak na taki szminko-błyszczykowy produkt. Denerwuje mnie tylko to opakowanie. Boję się, że w torebce mi pęknie albo się połamie. W dodatku wygląda tandetnie i staromodnie. Niestety gama kolorystyczna liczy tylko 8 odcieni, ale każdy znajdzie coś dla siebie spośród tych kolorów. Ja ubóstwiam odcień nr 3 i ponownie zakupię ją jak tylko aktualną pomadkę wykorzystam aż do dna. Mnie te pomadki kosztowały aż 4,50zł, bo zakupiłam je gdy w Rossmannie była promocja -49% na kolorówkę :D To był deal życia :P


Kolejny mój tani ulubieniec to tusz do rzęs Curling Pump Up od Lovely. Pięknie rozczesuje rzęsy i je wydłuża przez co moje rzęsy wyglądają jak "firanki". Ma fajną silikonową szczoteczkę, która niestety ma twarde wypustki, które przy uderzeniu w oko bardzo je podrażniają i potem oko boli mnie przez kilkanaście minut. Niestety tusz już po dwóch miesiącach użytkowania zaczął mi wysychać i się kruszyć przez co muszę go już wymienić na nowy. Na szczęście jego cena to 8,99zł więc nie będzie mi go żal wyrzucić do kosza.


Następni moi ulubieńcy pochodzą od Garniera, a dokładniej z serii Ultra Doux. Są to dwa szampony: odbudowujący z olejkiem awokado i masłem karite oraz ochronny z olejkiem arganowym i żurawiną. Co prawda skład nie powala, ale po użyciu tych szamponów moje włosy są miękkie i miłe w dotyku,  w dodatku się nie plączą i nie puszą. Cena małego szamponu to chyba 6,99zł, a dużego 9,99zł, ale ja je kupuje zawsze w promocji i ostatnio za duży 400ml szampon zapłaciłam 6,99zł za sztukę. Niestety opakowanie mnie wkurza, bo przez dziurkę wylewa się za dużo szamponu, a nakrętka jest ruchoma przez co w tym czerwonym część szamponu wylewa się bokiem (jakiś feler mi się chyba trafił). Z żółtym opakowaniem nic się nie dzieje. Jeszcze jednym minusem jest obciążenie włosów przy częstym stosowaniu tych szamponów. Dlatego ja stosuję je na zmianę z innymi szamponami. Wtedy spisują się dobrze. Miałam jeszcze dwa inne szampony z serii Ultra Doux, ale niestety szybciej przetłuszczały mi włosy niż te. Mimo tych minusów bardzo je lubię (może dlatego są w top, że mam po nich miękkie i mniej splątane włosy).


Ostatni topowy ulubieniec to znana większości odżywka do włosów Garnier Ultra Doux z olejkiem awokado i masłem karite. Zazwyczaj stosuję ją razem z szamponem z tej samej serii i razem tworzą świetny duet. Bardzo lubię jej zapach, konsystencję która nie spływa z włosa i działanie, a mianowicie pozostawienie moich włosów miłych w dotyku, gładkich, miękkich i nawilżonych. Poleciłam tą odżywkę kilku moim koleżankom i są z niej tak samo zadowolone jak ja. Jej cena to coś około 7zł, a skład jak na taką cenę jest całkiem dobry :) To już moje trzecie opakowanie i chyba szybko się jej nie pozbędę :P


Tak oto prezentuje się moje top pięć kosmetyków do 10zł. Znacie lub aktualnie używacie, któryś z tych kosmetyków? Jakie są wasze topowe produkty do dyszki? :) Dawajcie znać w komentarzach. Może wasz tani ulubieniec stanie się także moim ulubieńcem :)

poniedziałek, 22 września 2014

Lanvin woda perfumowana Marry Me!- czy tak pachnie miłość?


Cześć :)
Dzisiaj mam w końcu dzień wolnego i mogę znów coś dla was opisać. Tym razem jednak zdecydowałam, że tematem dzisiejszego posta będzie woda perfumowana Marry Me! Lanvina, a nie jak to zazwyczaj bywa kosmetyki pielęgnacyjne.

Wodę tę upatrzyłam sobie będąc w zeszłym roku na wakacjach w Zakopanem i wtedy się w niej zakochałam. Czekałam więc na dobrą promocję i jakiś czas temu udało mi się ją upolować na Allegro za 85zł z wysyłką. Cena bardzo dobra biorąc pod uwagę fakt, że pojemność jaką posiada to 75ml.


Nuty zapachowe:
nuta głowy: pomarańcza, jaśmin
nuta serca: brzoskwinia, jaśmin, magnolia, róża
nuta bazy: ambra, piżmo


Jak widać flakonik przypomina trochę prezent ozdobiony kokardką i jest dosyć ciężki. Niestety do torebki się nie nada ze względu na swoją wielkość i wagę. Jednak na toaletce bardzo pięknie się prezentuje i zwraca uwagę osób, które u mnie goszczą.
Jeśli chodzi o zapach jest on tajemniczy, elegancki i uwodzicielski. Na pewno nie jest to zapach lekki. Zaliczyłabym go raczej do zapachów orientalnych, niż tych ciężkich, ale trzeba przyznać, że mimo nutki orientu jest świeży. Nie mniej jednak nadaje się on bardziej na jesień i zimę albo na randki, wieczorne wyjścia, czy do pracy. Niestety we flakoniku pachnie inaczej niż na mojej skórze. Nie jest już taki przyjemny i jakoś niezbyt dobrze mi się go nosi. W lato nawet, gdy się ulotnił miał coś w sobie co niezbyt mi pasowało. Jednak z czasem (im bardziej za oknem robi się szaro i ponuro) zaczął mi się podobać. Nie wiem dlaczego, ale najbardziej lubię go używać, gdy wstaję i widzę, że za oknem pada deszcz. Mimo wszystko zapach jak dla mnie nie ma nic wspólnego z miłością i w ogóle mi się z nią nie kojarzy.
W zapachu tym dominuje piżmo i jaśmin. Dopiero po czasie czuć dodatkowo ambrę, różę i magnolię. Brzoskwinia jest w ogóle nie wyczuwalna. To dzięki tym składnikom zapach ma coś w sobie z orientu. Niestety nie jest to zapach trwały i szybko traci na intensywności.
Jego cena w internecie zaczyna się od około 110zł za 75ml. W perfumeriach Douglas widziałam go ostatnio za 189zł w promocji, bez rabatu kosztował ponoć 250zł. Moim zdaniem nie opłaca się go tam kupować.
Twórcą tego zapachu jest perfumiarz Antoine Maisondieu, który stworzył takie zapachy jak Code Armaniego, Eau de Parfum II Gucciego, Velvet Orchid Toma Forda, Couture Jasmine Versace, London i Brit Burberry. Zapach ten został wypuszczony na rynek w czerwcu 2010r.


Marry me? Niestety nie mimo, iż cię teraz często używam. Jakoś nie wyobrażam sobie, aby taki zapach unosił się w miejscu, gdzie mój mężczyzna by mi się oświadczył.
Niby jest to zapach przyjemny, ale nie ma w sobie nic wyjątkowego i pociągającego. Jest to taki pospolity i przeciętny zapach, który niestety nie ma nawet dobrej trwałości i już po kilku godzinach ciężko go wyczuć, bo mocno traci na intensywności.
Myślę, że teraz na jesień i zimę będzie dobry do pracy i będę go częściej używała, ale nie wiem, czy w cieplejsze dni będzie mi on towarzyszy.

Drogi Marry me!
Lubię cię, ale nie wyjdę za ciebie, bo nie skradłeś mojego serca.

Moja ogólna ocena: 4-/5

LINK: Opinie na Wizażu

piątek, 19 września 2014

Orzeźwiający tonik-mgiełka 2w1 Tołpa, czyli tonizowanie, odświeżanie i nawilżanie w jednym


Hej :)
W końcu znalazłam chwilę żeby coś dla was naskrobać na tym blogu. Wybaczcie, że więcej mnie nie ma niż jestem, ale aktualnie pracuję ponad normę, nawet w weekend. Mam nadzieję, że październik będzie bardziej pobłażliwy i tego czasu będę miała więcej nie tylko dla siebie, ale też dla bloga.


Dziś chciałabym wam opowiedzieć o mojej relacji z kosmetykiem do twarzy jakim jest orzeźwiający tonik-mgiełka 2w1 z serii botanic białe kwiaty firmy Tołpa.
Od jakiegoś czasu uwielbiam toniki z atomizerem, bo znacząco ułatwiają mi one wieczorny rytuał oczyszczania. Wystarczy, że nacisnę na atomizer i wszystko ładnie się rozpyla w kierunku mojej twarzy. Niestety pod tym względem produkt ten mnie średnio zachwycił, ponieważ po naciśnięciu z atomizera wylatują dosyć sporej wielkości krople, które ściekają mi po twarzy. Nie mają one nic wspólnego z tytułową mgiełką. Jednak gdy kilka razy pod rząd naciśniemy na atomizer (trochę go rozruszamy) wtedy uwalnia się produkt w postaci mgiełki. Nie wiem, czy to wina felernego atomizera, czy to tak ma być, ale przez to muszę bawić się w spryskiwanie wacików i przecieranie nimi twarzy. To jest chyba jedyny minus tego produktu.
Przejdźmy jednak do plusów. Niewątpliwym atutem tego kosmetyku jest jego zapach. Delikatny, pudrowy, aczkolwiek nieco mydlany zapach, który uprzyjemnia pielęgnację. Na początku niezbyt przypadł mi do gustu, ale później już go polubiłam. Sporą zaletą tego toniku jest także jego skład. Znajdziemy w nim wodę z róży damasceńskiej, ekstrakt z białych płatków róży stulistnej, torfu, jaśminu, stokrotki, gliceryna, kwas salicylowy i sorbinowy.
Kosmetyk ten sprawdza się doskonale do odświeżenia, tonizowania skóry po demakijażu oraz do scalenia makijażu, ale wtedy radzę wam rozpylać go z większej odległości. Gdy po przemyciu twarzy mam ściągniętą skórę wystarczy, że poprzecieram lub spryskam twarz tym produktem i problem znika. Dzięki temu czasami zapominam nałożyć na noc kremu na twarz. Po aplikacji skóra jest lekko lepka, ale nie jest to jakiś tłusty film, więc mi to nie przeszkadza.
Cena tego kosmetyku to 21,99zł za 150ml, a w promocji jest zazwyczaj za około 17,99zł. Niby nie dużo, ale jakoś wolę wodę Uriage, za uwalnianie mgiełki, a nie sporej wielkości kropel. Jednak jeśli chodzi o działanie nawilżające tutaj tonik ten sprawdza się lepiej.
TUTAJ przeczytacie o tym produkcie na stronie producenta.


Podsumowując: działanie tego kosmetyku jest naprawdę dobre, tak samo jak skład. Zapach jest przyjemny i umila stosowanie tego produktu. Niestety dziwny atomizer, który trzeba rozruszać żeby uwalniał mgiełkę trochę mnie wkurza, bo przez to marnuje się więcej toniku.
Moim zdaniem tonik ten idealnie nadaje się dla wrażliwej i suchej skóry i jeśli nie znajdę niczego lepszego to pewnie do niego powrócę, bo doskonale odświeża, tonizuje i nawilża moją skórę.

Moja ogólna ocena: 4+/5

LINK: Opinie na Wizażu

niedziela, 14 września 2014

Kwiatowe woski Yanke Candle część 2


Hej ;)
Dzisiaj chciałabym wam znów przedstawić trzy woski o kwiatowych zapachach, które posiadam w swojej małej kolekcji :) Muszę przyznać, że te zapachy lubię bardziej niż te opisane poprzednio, a jeden z nich kocham miłością dziką :)


Moja miłość to Midnight Jasmine, który po prostu ubóstwiam <3 Piękniejszego zapachu jeszcze nie znalazłam jeśli chodzi o zapachy kwiatowe. Ciężko mi opisać ten zapach, ale powiem wam, że jest on bardzo tajemniczy. Idealnie pali mi się go w nocy, gdy jest naprawdę bardzo ciemno. Siadam wtedy z lampką wina i rozmyślam albo wtulam się w ciało mojego faceta i tak sobie leżymy :) Zapach ten to połączenie aromatu jaśminu, neroli, kwiatu mandarynki i wiciokrzewu. Najbardziej wyczuwalny jest rzeczywiście tytułowy jaśmin, ale innych zapachów w nim nie rozpoznaję, bo ich po prostu nie znam :P Nie wiem jak pachnie neroli, wiciokrzew, czy kwiat mandarynki. Jeśli chodzi o ten zapach to planuję zakup dużej świecy, czekam tylko na dobrą promocję :)


Kolejny zapach to True Rose, który pochodzi z kolekcji klasycznej tak samo jak Midnight Jasmine. Ponoć jest to zapach pąsowej róży. Dla mnie jest to połączenie świeżo ściętej róży z delikatną nutką słodyczy. Zapach nieco cierpki, ale nawet przyjemny :) Będzie idealny na jesienne wieczory.


Teraz przyszedł czas na zapach, w którym pokładałam największe nadzieje, czyli Wedding Day. Jeszcze przed zakupem zastanawiałam się jak może pachnieć najważniejszy dzień w życiu. Obstawiałam na delikatność i pudrowość zapachu i chyba się nie pomyliłam. Jak dla mnie Wedding Day to zapach słodki, nieco pudrowy i delikatny, ale nie wiem czy nie za delikatny, bo niestety jest słabo wyczuwalny podczas palenia. Według producenta zapach ten łączy w sobie mieszankę owoców i kwiatów. Dla mnie wyczuwalne są tylko kwiaty i coś słodkiego. Trochę rozczarowałam się tym zapachem. Nie wiem, czy chciałabym, aby tak pachniał mój ślub. Myślałam, że będzie to zapach trochę bardziej świeży, a nie taki słodki.


Jak widać mój ulubieniec to Midnight Jasmine. Dwa pozostałe zapachy mogą być, ale na świece, czy ponowny ich zakup bym się nie skusiła.
A jak u was z tymi zapachami? Czy Midnight Jasmin to też wasz faworyt? :)

czwartek, 11 września 2014

Sierpniowo-wrześniowe zakupy: home decor, ciuchy, woski, świce i inne


Hej ;)
Dziś przychodzę do was z drugą częścią moich zakupów tym razem jednak nie będą to kosmetyki, a rzeczy do domu i ubrania. Część rzeczy pochodzi z wyprzedaży, a część z nowej kolekcji jesienno-zimowej.


Pierwsze zakupy to dodatki do domu zakupione w Pepco za całkiem niską cenę. Przeźroczyste pojemniki, czyli te z napisem Love i Home kosztowały mnie aż 4,99zł ;) Środkowy świecznik dynia kosztował mnie 6,99zł i tworzy nastrojowy klimat po rozpaleniu w nim tea light'a.


Kolejne moje zakupy to wosk i samplery zakupione na fb u jednej z blogerek, która chciała się ich pozbyć. Wosk o zapachu różowego wiciokrzewu kosztował mnie 3zł, a samplery były po 5zł za sztukę.


U tej samej osoby zakupiłam także świecę WoodWick, która imituje dźwięk palonego drewna w kominku przez co tworzy niesamowity klimat szczególnie w zimne, deszczowe dni. Dodatkowo zakupiłam u niej z tej samej firmy woski o zapachu jeżyn i jabłka za 6zł sztuka.


Kolejne moje zakupy poczyniłam na wyprzedażach, a zakupiłam tam:
* w New Yorkerze  zakupiłam letnią, obcisłą sukienkę, która miała mi służyć na plaży jednak na wakacje nigdzie nie pojechałam i tak sobie na razie leży w szafie. Sukienka kosztowała mnie 19,99zł.


* w House zakupiłam T-shirt z nadrukiem głowy kota, bo bardzo mi się ten nadruk spodobał. T-shirt kosztował mnie jedyne 19,99zł


* w Reserved zakupiłam T-shirt aż za 15zł. Pomyślałam, że nawet jeśli bluzeczka szybko mi się zniszczy to nie będzie mi jej szkoda.


* w Diverse zakupiłam koszulę w cenie 55zł i kosztowała mnie ona tylko tyle ze względu na to, iż moja przyjaciółka wzięła sobie identyczną koszulę, a przy zakupie dwóch koszul druga była tańsza o 50%.


* sukienka zakupiona w sklepie Metro za 36,99zł. Będzie idealna na okres wczesnej jesieni :)


* kolejny nabytek to bluzka zakupiona w C&A za 34,99zł. Uwielbiam ten nadruk z motywem znudzonego kota :P


* ostatni ubraniowy nabytek został poczyniony w House. Bluza kosztowała mnie 59,99zł i ma pod spodem takie jakby futerko, więc bluza powinna całkiem dobrze mnie grzać :)


W pobliskim sklepie ogrodniczym zakupiłam dwa piękne wrzosy. Duży (na zdjęciu) kosztował mnie 5,50zł, a mały (który niestety jakoś mi usycha) kosztował mnie 2zł :)


No i mój ostatni największy nabytek to lustrzanka Nikon D3100 z obiektywem 15-55mm i stabilizacją obrazu. Trafiłam na dobrą promocję, bo w sklepie Avans była akurat wyprzedaż i kosztowała mnie ona 1199zł, a nie 1499zł. Dodatkowo zakupiłam sobie do niej futerał i kartę pamięci, które kosztowały mnie 120zł. Był to mój prezent urodzinowy, na który złożyła się moja rodzinka, przyjaciele i chłopak. Resztę sobie dopłaciłam z pierwszej wypłaty :)


I to by były całe moje zakupy poczynione w sierpniu i wrześniu. Coś przykuło waszą uwagę? A może też macie to samo co ja :) Czekam na wasze komentarze :)

poniedziałek, 8 września 2014

DM, Rossmann, Super-Pharm, Yves Rocher i nie tylko, czyli zakupy czynią mnie szczęśliwą :)


Cześć :)
Dzisiaj przychodzę do was z niemałymi zakupami kosmetycznymi, które poczyniłam pod koniec sierpnia i we wrześniu. Mimo, iż wrzesień się dopiero zaczął nie planuję już więcej zakupów kosmetycznych, ponieważ mam zapasy co najmniej do końca przyszłego roku :)


Zacznijmy od malutkich zakupów w Rossmann'ie, gdzie zakupiłam dwa szampony Ultra Doux Garniera. Czerwony z olejkiem arganowym i żurawiną przeznaczony jest do włosów farbowanych lub z pasemkami, a żółty z olejkiem z awokado i masłem karite (który pewnie większość z was kojarzy dzięki świetnej odżywce z tej serii) przeznaczony jest do włosów suchych i zniszczonych. Oba szampony kosztowały mnie 6,99zł za 400ml.
Jak zwykle skusiłam się na dwa mydełka Isana, które idą w moim domu jak woda. Tym razem padło na mydełka o zapachu mleka i miodu oraz róży i jogurtu, a kosztowały mnie one 2,49zł za sztukę. Dodatkowo zakupiłam farbę do włosów intensywna czerwień Garnier Olia za 14,99zł oraz farbę do włosów Londa w odcieniu czerwieni owocu granatu, która kosztowała mnie 8,99zł. Jestem ciekawa jak zareagują na nie moje włosy, ponieważ ani jednej z tych farb jeszcze nie miałam.


Następne zakupy zostały poczynione na Allegro, przy okazji zamawiania czegoś dla mojej znajomej. Tym razem padło na balsam do włosów Belea o cudownym zapachu mango oraz na balsam do ust z olejkiem arganowym Balea, który niestety jakoś szczególnie mocno moich ust nie nawilża. Może na zimę będzie dobry jako pomadka ochronna ;) Balsam kosztował mnie 11,99zł, a pomadka 6,99zł.


Te dwa poniższe produkty to prezenty. Jeden od przyszłej teściowej (ręcznie robione glicerynowe mydełko o zapachu róży przywiezione z Bułgarii) oraz olejek do kominka o zapachu lilii wodnej, który dostałam od mamy. O ile dobrze pamiętam mama zapłaciła za niego 4,99zł w Bricomarche.


Teraz przejdziemy do wczorajszych zakupów jakie poczyniłam będąc w centrum handlowym Silesia w Katowicach. W Super-Pharm zakupiłam kolagenową maskę do twarzy firmy Beauty Formulas za 6,39zł, tusz do rzęs Maybelline One by One za 19,24zł (cena była o 5% niższa niż na cenówce, gdy miało się kartę Lifestyle), chusteczki do higieny intymnej Cleanic za 6,49zł dwa opakowania, płatki kosmetyczne Life za 2,99zł, witaminę C za 4,49zł, peeling enzymatyczny Pharmaceris za 27,49zł oraz podkład nawilżający z tej samej firmy w odcieniu Ivory za 31,99zł.


Do Yves Rocher zawitałam głównie ze względu na zakupy dla mamy i skusiłam się na malinową płukankę octową, która kosztowała mnie 19,90zł. Dodatkowo za 1gr dostałam kalendarzyk na 2015r i różowy długopis do kompletu :)


Celem mojego wyjazdu do Katowic była wizyta u Darii, która będąc w Niemczech zakupiła mi te oto cudowności w drogerii DM. Dzięki kochana za poczynienie dla mnie tych zapasów :* Jesteś kochana :* (i dzięki za ugoszczenie mnie u siebie) :)
Daria zakupiła dla mnie (od lewej): żel pod prysznic Balea Mango Mambo z limitowanej edycji, odżywkę Alverde do włosów suchych i zniszczonych aloes i hibiskus, odżywkę do włosów z olejkiem arganowym Balea, żel pod prysznic Balea Carambola Lambada również z limitowanej edycji, krem do stóp z mocznikiem Balea, intensywnie nawilżający krem do twarzy Alverde, jajeczko do makijażu Ebelin oraz masełko do ciała mandarynka i wanilia firmy Alverde. Pomyślałam również o moim chłopaku, któremu Daria wybrała szampon i żel pod prysznic Balea (będzie miał na Mikołaja drobny prezent). Reszta kosmetyków to szampon i odżywka do włosów z avocado firmy Alverde, odżywka do włosów aloes i mango od Balea oraz balsam do ciała z zawartością olejków 40%. Całość kosztowała mnie 110zł i czekoladę dla Darii :D


Jak widać poczyniłam niemałe zapasy kosmetyczne, które wystarczą mi zapewne na bardzo długo. Mimo, iż mam szafkę zawaloną innymi kosmetykami, które czekają na swoją kolej nie mogłam oprzeć się promocjom i musiałam znów coś zakupić. To się nazywa chyba zakupoholizm o ile dobrze pamiętam :P

P.S. Przy okazji zapraszam was do wzięcia udziału w rozdaniu u Darii, w którym do wygrania są właśnie niemieckie kosmetyki Balea i Alverde :) KLIK

czwartek, 4 września 2014

Kwiatowe woski Yankee Candle część 1


Jako, że wieczory stają się coraz dłuższe, a noce zimniejsze znów zaczynam delektować się zapachami przeróżnych wosków. Dziś chciałabym wam przedstawić trzy kwiatowe zapachy, które w ostatnim czasie paliłam. Nie są to co prawda moje ulubione zapachy, ale ostatnio jakoś mam "fazę" na zapachy kwiatowo-roślinne :)


Zacznę może od mojego ulubionego zapachu z całej tej trójki czyli od Lovely Kiku. Zapach ten pochodzi z wiosennej edycji Yankee Candle z 2014 roku i pachnie chryzantemą. Dodatkowo wzbogacony został zapachem ciepłej wanilii oraz kwitnącej wiśni. Wanilię co prawda czuć, ale wiśnię już niekoniecznie. Jak pachnie chryzantema tego nie wiem (nie pamiętam tego zapachu), ale w wosku tym dominuje coś słodkiego, a nie kwiatowego. Całość jest troszeczkę mdła, ale na tyle przyjemna, że się z tym zapachem polubiłam. Wosk palony w kominku jest mniej intensywny niż wąchany w opakowaniu, ale dosyć długo utrzymuje się w pomieszczeniu. Może nie jest to mój faworyt, ale ma coś w sobie co mnie do niego ciągnie.


Drugi zapach tak jak poprzednik posiada w sobie więcej słodyczy niż kwiatów, ale niestety nie ma w sobie już tego czegoś co ma Lovely Kiku, co nie oznacza jednak, że jest gorszy. Wosk Honey Blossom pochodzi z letniej kolekcji Q2 z 2013r i łączy w sobie zapach nektaru kwiatowego, miodu, frezji i nut drzewnych. Najbardziej wyczuwalne w tym zapachu są frezje, a następnie coś słodkiego, czyli zapewne domniemany miód. Zapach ten przypomina mi zapach pewnych drogich i eleganckich perfum, które były idealne na wieczorne randki (jak się jeszcze na nie chodziło :D). Wosk palony w kominku pachnie piękniej niż wąchany przez opakowanie i to jest główna zaleta tego zapachu. Wosk ten będzie idealny właśnie na aktualne dni, kiedy to jeszcze jest niby ciepło, ale gdzieś tam już się chmurzy.
 

Ostatni zapach to zapach najmniej lubiany przeze mnie, czyli Lilac Bloosoms. Myślałam, że zapach ten będzie bardziej słodki i łagodny, a okazało się, że jest to silny, typowo mydlany zapach. Nie tak kojarzy mi się bez. Głównymi nutami zapachowymi w tym wosku są lawenda, wrzosy oraz bez. To wszystko łączy się ze sobą tak bardzo, że przy pierwszym powąchaniu może nas odrzucić. Na szczęście w kominku zapach łagodnieje, ale po chwili od zapalenia muszę go gasić, bo inaczej by mnie chyba rozbolała głowa. Zapach ten będzie idealny na wieczorne, deszczowe dni przy herbacie żeby się jeszcze bardziej dobić i zdołować. Niestety totalnie mnie nie urzekł i nie wiem, czy wypalę go do końca.


Miałyście któryś z tych trzech wosków? Czy był wśród nich jakiś, który totalnie was urzekł? :)
Jakie kwiatowe woski Yanke Candle mi polecicie? Dajcie znać w komentarzach, bo za niedługo szykuję się do nowego zakupu wosków i nie wiem jakie wybrać :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...