Hej :)
Wracam po długiej przerwie z ulubieńcami stycznia. Ostatni moi ulubieńcy pojawili się w kwietniu (wiem, wiem bardzo dawno temu) i od tego czasu w mojej toaletce zagościło wiele nowości, które zasługują na uwagę. Dzisiaj przedstawię wam produkty, które towarzyszą mi najdłużej, bo aż ponad trzy miesiące i muszę szczerze powiedzieć, że są to perełki, które zasługują na większą uwagę (nie tylko moją).
Zacznę może od dwóch produktów do włosów, które znacząco poprawiły kondycje moich zniszczonych kłaków.
Pierwszym kosmetykiem jest olejek do ciała Dermacol Aroma Ritual Body Oil Grape&Lime, który w moim przypadku służy do olejowania włosów. Czasami, gdy wiem, że moje włosy splotę w warkocz to nakładam go na końcówki i tak zostawiam aż do mycia. Niestety nie mogę sobie wtedy pozwolić na rozpuszczenie włosów w ciągu dnia, bo niestety są mega tłuste. Mimo to olejek ten działa cuda i jak widać dobijam już do dna. Już po pierwszym zastosowaniu moje włosy po umyciu i wysuszeniu były dobrze nawilżone, mniej spuszone i bardziej się błyszczały. Każde kolejne zastosowanie nasilało cudowne działanie olejku. Aktualnie moje włosy są naprawdę gładkie i nawilżone. Mają piękny połysk i lepiej się rozczesują. Co do zapachu samego produktu to jest on fenomenalny- pachnie słodkimi winogronami. Skład jest również świetny. Jest to mieszanka różnych olei takich jak: oliwa z oliwek, olej z awokado, olej z pestek winogron, olej makadamia, olej z pestek moreli, olej sojowy, a także ekstrakt z nagietka lekarskiego. Niestety limonki w składzie nie znalazłam. Cena również jest niska w stosunku do wydajności, bo olejek ten możemy kupić już nawet za niecałe 10zł tak jak ja go kupiłam.
Następny ulubieniec to bananowa odżywka do włosów suchych i zniszczonych firmy Mussa Canaria. Kosmetyk ten przywiozłam ze sobą z wakacji na Teneryfie (swoją drogą polecam wam tę piękną wyspę). Zakochałam się w niej od pierwszego użycia! Zaraz po użyciu moje włosy są miękkie, gładkie i cudownie nawilżone. Przy okazji pięknie pachną banankiem. Kosmetyk ten jest niesamowicie wydajny, bo wystarczy tylko odrobina produktu, aby nanieść go na całą długość włosów. Skład również jest świetny, bo nie posiada w sobie silikonów, parabenów, ani olejów mineralnych. Aż 97% składników jest pochodzenia naturalnego. Produkt ten nie jest testowany na zwierzętach. Myślę, że osoby lubiące naturalne kosmetyki, ale także osoby z wysokoporowatymi włosami będą zachwycone tą odżywką. W celu bliższego zapoznania się z tym kosmetykiem zapraszam na szerszą recenzję TUTAJ.
Jeśli chodzi o krem do twarzy to moim ulubieńcem od kilku miesięcy jest krem pielęgnacyjny do twarzy Beauty Elixir firmy PharmaTheiss Cosmetics. Z serii Beauty Elixir miałam także serum do twarzy, które pokochałam i zamierzam kupić je ponownie. Jeśli chodzi o krem do twarzy to bardzo się z nim polubiłam. Szczególnie za bardzo dobre nawilżenie, które towarzyszyło mi przez cały dzień. Przy używaniu tego produktu nigdy pod koniec dnia nie miałam wrażenia, że moja skóra jest coraz bardziej ściągnięta, ściągnięta na tyle, że musiałam aplikować nową porcję kremu. Kosmetyk ten szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstewki mimo, że w swoim składzie zawiera aż 7 olejków takich jak: oliwa z oliwek, olejek migdałowy, olejek z awokado, olejek z pestek moreli, olejek arganowy, olejek z dzikiej róży oraz olejek z pestek winogron. Ponadto zawiera w sobie również cytryniec chiński, który stymuluje syntezę kolagenu, zwiększa elastyczność i poprawia jędrność skóry. Sama konsystencja jest lekka i kremowa. Krem świetnie rozprowadza się na twarzy i tak jak już wspomniałam szybko się wchłania, dzięki czemu już chwilę od nałożenia kosmetyku na twarzy możemy aplikować na nią podkład, bez obaw, że krem zacznie się rolować. Podoba mi się także szklane opakowanie, które już nie raz upadło na podłogę, a mimo to słoiczek nadal jest cały. Niestety cena dla niektórych może być zaporowa, bo krem kosztuje aż 70zł za 50ml.
Podkład FitMe! od Maybelline w odcieniu 110 to jeden z ulubionych podkładów do twarzy, które miałam okazję stosować w 2016r. Podkład pięknie wtapia się w skórę, nie ciemnieje i nie wysusza skóry. Krycie ma słabe, ale wystarczą mi dwie cienkie warstwy i już wtedy krycie mnie zadowala. Pompka dozuje odpowiednią ilość produktu na jedną warstwę, a odcień 110 jest dla mnie idealny. Jedyny minus to to, że po kilku godzinach podkład zaczyna być widoczny na mojej twarzy, a w miejscach gdzie się starł odznacza się. Mimo to polubiłam się z nim i zamierzam go zakupić ponownie.
Płynnego korektora Camouflage od Catrice chyba nie trzeba specjalnie przedstawiać. Najlepszy korektor jaki do tej pory miałam. Dodatkowo jest wodoodporny, dzięki temu płynące łzy nie stworzą widocznego odznaczenia pod oczami i na policzkach. Korektor nie ciemnieje. Zasycha na mat co dla mnie jest ogromnym plusem. Naprawdę pięknie wtapia się w skórę i nie warzy się na niej. Kryje idealnie wszelkie mankamenty skóry. Utrzymuje się na skórze niezwykle długo. Nie trzeba go utrwalać pudrem, ale ja i tak standardowo to robię. Z zmarszczki minimalnie wchodzi, ale nie tak jak inne korektory pod oczy. Moim zdaniem to istny majstersztyk jeśli chodzi o dział korektorów. Naprawdę polecam.
Szampon "Masło Kakaowe" firmy Ziaja bardzo pokochałam ze względu na zapach. Dla mnie jest to szampon, który robi dokładnie to co inne szampony, czyli oczyszcza włosy. Robi to całkiem dobrze, nie przesuszając przy tym włosów jakoś szczególnie mocno. Wygładzenia włosów nie zauważyłam. Chciałam wam go tutaj pokazać, bo może któraś z was jest również takim freak'iem zapachowym jak ja i może tak jak ja kocha zapach czekoladowo-kakaowy. Takie osoby powinny także pokochać ten zapach i produkt sam w sobie. Szampon jest mega tani i starcza na bardzo długo, więc warto go zakupić choćby na próbę.
Przepraszam was bardzo za zdjęcia z bombkami. ale przyznam się szczerze, że robiłam je na początku stycznia, a nowych nie chciało mi się już robić.
Dajcie znać jakie są wasze styczniowe typy. Muszę uzupełnić zapasy, a nie wiem czym. Dajcie znać jakie tusze do rzęs polecacie, bo ostatnio mam na nie jakiegoś pecha.