czwartek, 31 lipca 2014

Ulubieńcy lipca


Cześć :)
Dziś przychodzę do was z ulubieńcami lipca. W tym miesiącu sprawdziły się u mnie produkty, które większość z was już pewnie zna. Jak zwykle nie jest ich dużo, ale były to najczęściej używane przeze mnie kosmetyki, które w ten upalny miesiąc pomogły mi czuć się dobrze.


Zacznijmy od znanego duetu, który zadbał w lipcu o moje włosy, a mianowicie są to szampon i odżywka do włosów z olejkiem z awokado oraz masłem karite Garnier Ultra Doux. Odżywka jest wam już pewnie znana i nie muszę się chyba o niej rozpisywać. Jest świetna! Włosy po jej użyciu są miękkie i dobrze nawilżone. Nie plączą się i są gładkie. I to wszystko za 6,99zł, bo tyle za nią zapłaciłam. Szampon natomiast także się u mnie sprawdził. Z odżywką tworzy rewelacyjny team, ale sam też sobie dobrze radzi. Niestety jest nieco niewydajny, bo przez całkiem sporą dziurkę wylewa się nam sporo szamponu. Mimo wszystko stał się moim ulubieńcem, ponieważ dobrze się pienił, ładnie oczyszczał włosy, nie plątał ich i pozostawiał je gładkie, a nawet nieco nawilżone. Za ten szampon zapłaciłam 4,99zł, więc ustrzeliłam go na sporej promocji, a takie promocje lubię najbardziej. 


Kolejny mój ulubieniec to mega kolorowa paletka cieni do powiek Sleek Caribbean collection Curacao. Paletka ta sprawdza się idealnie do wykonania letniego makijażu i zachwyca intensywnością kolorów. Właśnie ją najczęściej używałam do stworzenia kolorowego make-up'u, gdy tylko mogłam sobie na taki pozwolić. Jeśli jednak nie mogłam pozwolić sobie na takie szaleństwo używałam czarnego cienia do wykonania sobie kreski na powiece. Mimo upałów cienie się nie zrolowały i nie rozmazały, a kreska nie odbiła się na powiece. Oczywiście używałam pod cienie bazy, ale w takie upały przy innych cieniach baza nie pomagała i makijaż oczu się po prostu rozmywał. Jest to już moja druga paletka Sleek'a i nadal jestem zachwycona jakością i ceną tych cieni, więc możliwe, że w najbliższym czasie w mojej kosmetyczce zagości trzecia paletka.


Ostatni ulubieniec to mgiełka do ciała Sweet Sensuality Avon Planet Spa o zapachu jaśminu. Mgiełka ta sprawdzała się idealnie do odświeżenia się szczególnie w pracy, kiedy miałyśmy sporo lataniny. Przynosiła ulgę szczególnie w bardzo upalne dni i wtedy też stosowałam ją bardzo często. Kosztowała mnie 10zł za 100ml, więc nie dużo, a jest całkiem wydajna. Mam ją już od 2 miesięcy i powoli zaczyna dobijać dna, ale stosuję ją dosyć często. Niestety zapach nie utrzymuje się na ciele zbyt długo, ale jest to tania mgiełka, więc można jej to wybaczyć. Moim zdaniem jest minimalnie trwalsza od mgiełek Avon'u z serii Naturals, jednak te mgiełki są także nieco tańsze, a kosztują coś około 7-8zł, więc cudów od nich nie wymagam.


U mnie powyższe produkty sprawdziły się świetnie i myślę, że niektóre kosmetyki znów u mnie zagoszczą :)
A jacy są wasi lipcowi ulubieńcy? Znacie te produkty, które wam dziś pokazałam? Lubicie je, czy raczej niezbyt za nimi przepadacie?

niedziela, 27 lipca 2014

Nawilżająco-rozświetlający krem CC MAGICAL CREAM DIAMONDS & 24K GOLD 8w1dla cery jasnej od Eveline


Jakoś nigdy nie potrafiłam przekonać się do wszelkiego rodzaju kremów BB, czy CC. Nie ułatwiał mi tego fakt, że w polskich drogeriach większość tego typu kremów to tańsze odpowiedniki (podróbki) prawdziwych kremów BB i CC popularnych głównie w krajach azjatyckich.
Na jednym ze spotkań blogerek otrzymałam nawilżająco-rozświetlający krem CC 8w1 dla cery jasnej firmy Eveline. Jako, że dotychczas nie spotkałam się z tym produktem w żadnej drogerii postanowiłam nikomu go nie oddawać tylko przetestować na sobie.


Opis producenta:
Sensacyjna formuła z naturalnymi mikrokapsułkami podczas aplikacji z białego kremu zmienia się w rozświetlający fluid. Nadaje skórze jednolity ciepły koloryt, długotrwale nawilża i regeneruje. Świeża, lekka tekstura pozostawia na skórze pudrowy efekt, cera jest aksamitnie gładka. Krem dopasowuje się do każdej karnacji, nadając skórze naturalny wygląd bez efektu maski.
Nawilżająco-rozświetlający krem CC 8 w 1 przeznaczony jest do każdego typu cery. Formuła oparta na innowacyjnym kompleksie DIAMONDS & GOLD 24k SKIN COMPLEX™ tworzy napinającą mikrokrystaliczną siateczkę, dodając skórze jędrności i elastyczności. Krem bogaty w czyste 24-karatowe ZŁOTO i prawdziwy DIAMENT wygładza zmarszczki i zapobiega ich powstawaniu. Intensywnie nawilża i uelastycznia. Składniki mineralne działające w synergii z biokwasem hialuronowym oraz peptydem najnowszej generacji Matrixyl 3000™ długotrwale nawilżają
i wyrównują koloryt cery.
Krem CC pobudza mikrokrążenie, przywraca blask i energię.

Lekka konsystencja kremu CC idealnie wtapia się w cerę, nie zatyka porów, pozwala skórze oddychać. Krem łatwo i równomiernie rozprowadza się na skórze, zapewniając jej promienny wygląd
i jednolity koloryt. Natychmiast po zastosowaniu oznaki zmęczenia są zredukowane, a skóra odzyskuje naturalny blask i energię.

Dostępny również w wersji: CERA ŚNIADA


Jak już pewnie wiecie moja cera należy do tych suchych i potrzebuje dobrego nawilżenia. Szukałam więc już od jakiegoś czasu podkładu nawilżającego w odpowiednim dla mnie kolorze, jednak takiego nie potrafiłam znaleźć. Teraz wiem, że znalazłam coś co będzie idealne na lato i nie tylko, ale wiem, że moja cera musi być nadal w takim stanie w jakim jest, czyli bez większych wyprysków i podrażnień.
Zacznijmy od krycia tego produktu. Krem CC od Eveline jest typowym kremem wyrównującym koloryt. Krycie nie należy nawet do tych średnich, więc kosmetyk ten nada się tylko dla osób, które mają mało problematyczną cerę.
Konsystencja produktu jest lekka, w kolorze białym z różnokolorowymi drobinkami. W trakcie rozsmarowywania kremu na twarzy kolor z białego zmienia się w delikatny beż. Pasuje on do koloru mojej skóry. Można by rzec, że krem ten dopasowuje się do koloru cery. Po nałożeniu produktu na twarz skóra wygląda na promienną, delikatnie się świeci, ale jest to takie zdrowe świecenie. Skóra jest całkiem przyjemnie nawilżona. Producent pisze, że po nałożeniu kremu na twarz uzyskamy pudrowy efekt. Niestety nic takiego nie zauważyłam, tak samo jak regeneracji, czy jędrności i elastyczności. Wygładzenia zmarszczek tym bardziej nie ma.
Zapach kosmetyku jest niezwykle przyjemy. Kwiatowy, ale słodki. Niestety nie jest on wyczuwalny po nałożeniu kremu na twarz. Produkt ten mnie nie uczulił, ani nie spowodował zatkania porów mimo niezbyt dobrego składu. Atutem jest także filtr SPF 15, który w lato będzie szczególnie przydatny.
Za 30ml kremu musimy zapłacić około 25zł, więc nie mało jak na krem CC o nikłym kryciu. Jednak bardzo lubię ten krem ponieważ dobrze nawilża i wyrównuje koloryt skóry, a na lato nic więcej nie jest mi na razie potrzebne.

Znacie ten krem? Wiecie, gdzie go kupić? Jeśli tak to dajcie znać co o nim myślicie :)

Moja ogólna ocena: 4/5

LINK: Opinie na Wizażu

czwartek, 24 lipca 2014

Tołpa Dermo Face Rosacal: łagodzący krem wzmacniający na dzień


Hej :)
Dziś chciałabym wam opisać działanie łagodzącego kremu wzmacniającego na dzień z SPF 10 firmy Tołpa z serii Dermo Face Rosacal. Jako, że mam kilka kosmetyków tego producenta i większość spisuje się u mnie dobrze, postanowiłam sięgnąć po ten krem bez żadnego zawahania. Skusiłam się na niego także ze względu na napis "na opakowaniu Stylowy Kosmetyk 2012". Z kremem tym wiązałam wielkie nadzieje, ponieważ mam dosyć problematyczną cerę i mało, który krem jej pasuje. Czy pomógł mojej skórze? O tym poniżej :)



Zacznijmy od opakowania tego produktu. Krem znajduje się w aluminiowej tubce, która przedłuża ważność i działanie składników, poprzez niezasysanie powietrza i bakterii. Bardzo mi się to podoba, ponieważ wiem, że składniki są odpowiednio zabezpieczone i krem będzie dłużej spełniał swoje działanie.
Zapach tego kosmetyku jest bardzo przyjemny. Lekko słodkawy, delikatnie kwiatowy, ale nie chemiczny. Niestety szybko ulatnia się z twarzy i jest praktycznie od razu po nałożeniu niewyczulany.
Konsystencja produktu jest lekka i średnio gęsta. Kolor kremu idzie w kierunku zieleni i żółci, a to dlatego, że zieleń ma maskować zaczerwienienia. Czy to robi? Przy delikatnym rumieniu widoczna jest delikatna korekcja koloru, ale przy większych naczynkach, czy plamkach niestety maskowanie jest nijakie. Wybaczam to jednak temu produktowi, ponieważ do korekcji kolorytu jest korektor i podkład, a nie krem. Czy krem ten wzmacnia naczynka? Niestety nie wiem, bo na twarzy póki co nie mam jeszcze popękanych naczynek krwionośnych.
Kolejne działanie to regeneracja mikrouszkodzeń i łagodzenie podrażnień. Tutaj się zgodzę, że krem ten wspomaga regenerację. Rany na twarzy goją się nieco szybciej niż zazwyczaj. Nawilżenie też jest odczuwalne i to w takim stopniu, że moja przesuszona skóra zaczyna powoli wracać do normy. Przypuszczam jednak, że jest to zasługa picia większej ilości wody niż zazwyczaj, a nie samego tylko kremu.
Minusem tego produktu jest niestety spływanie makijażu i świecenie się skóry już po dwóch-trzech godzinach od nałożenia go na twarz. Trzeba później się przypudrowywać, bo inaczej wyglądamy jak słońce w pełnej krasie. Jeśli krem położymy na uszkodzoną skórę to przez chwilę odczujemy pieczenie. Nie trwa ono jednak dłużej niż 2-3 sekundy. Poza tym krem mnie nie uczula i nie podrażnia, nie spowodował wysypu pryszczy i zatkania porów.
Wydajność kremu jest rewelacyjna. Wystarczy tylko odrobina i mamy go rozprowadzonego na całej twarzy. Ja ten krem stosuję już 3 miesiące i nadal mam ponad połowę tubki. Kremik wchłania się bardzo dobrze i szybko. Nadaje się do stosowania pod podkład.
Cena tego kosmetyku jest całkiem spora. 42,99zł za 40ml to nie jest mało jak na krem. Można go zakupić w Super Pharm'ie, Rossmann'ie i wielu aptekach. Radzę polować na promocje, bo czasami można go zakupić nawet za 25-30zł i wtedy taki krem jest warty zakupu.


Czy warto zakupić tan krem? Warto, ale gdy kosztuje mniej niż 30zł. Działanie jest całkiem dobre, ale denerwuje mnie fakt, że po niedługim czasie od nałożenia kremu moja skóra świeci się jak żarówka. Jednak jak na razie krem sprawdzał się u mnie dobrze i mam nadzieję, że tak pozostanie do zużycia całego opakowania.

Moja ogólna ocena: 4/5

LINK: Opinie na Wizażu

poniedziałek, 21 lipca 2014

Alantan dermoline: lekki krem z alantoniną i d-pantenolem 5%- miał być taki dobry, a okazał się nijaki


Cześć :)
Dziś pokażę wam coś co już pewnie znacie z wielu postów i filmów na You Tube. Będzie to lekki krem z alantoniną i d-pantenolem 5% Alantan Dermoline, który miał być objawieniem, a okazał się zwykłym średniakiem.
Kosmetyk ten zakupiłam z myślą o mojej bardzo suchej i wrażliwej skórze, która w okresie wiosenno-letnim potrzebuje szczególnej opieki. Skuszona zachwalaniem Zmalowanej postanowiłam wydać te 8zł i zaopatrzyć się w ten krem.


Opakowanie to zwykła plastykowa tubka, która zabezpieczona była sreberkiem, co sprawia, że wiemy, iż nikt nam tego kremu wcześniej nie używał i nie otwierał. Produkt bez problemu daje się wycisnąć, bez problemu można także zaaplikować sobie na dłoń tyle kremu ile się chce, ponieważ dziubek nie ma zbyt dużego otworu.
Po zastosowaniu tego kosmetyku nasza skóra ma być dobrze nawilżona, zregenerowana i uelastyczniona. Niestety nawilżenie jest, ale niezwykle delikatne, więc krem ten nie nada się dla osób z bardzo suchą cerą taką jak moja. Uelastycznienia nie poczułam w ogóle, a regeneracja występuje pod taką postacią, że przyspiesza się gojenie ran np. po wyciśnięciu pryszczy i występuje łagodzenie po poparzeniu słonecznym.
Niestety krem ten nie nadawał się do stosowania pod żaden podkład jaki posiadam, ponieważ strasznie się rolował i ciężko rozsmarowywał. Nadawał się jedynie do stosowania pod krem CC. Wchłaniał się niestety dosyć długo, bo około 10-15 minut.
Krem ten pozostawia matowo-pudrowe wykończenie, jednak po czasie moja skóra zaczynała się strasznie świecić i wymagała poprawek w postaci przypudrowania twarzy. Na buzi tworzy warstwę ochronną, która niestety mi przeszkadzała, bo nie lubię mieć na twarzy żadnego "filmu".
Produkt ten natomiast nadaje się świetnie do stosowania po opalaniu, szczególnie u osób, które przebywały na słońcu zbyt długo. Łagodzi zaczerwienienia i poparzenia, dzięki czemu nie wygląda się jak burak. Niestety jest jednak niewydajny jeśli chodzi o stosowanie go na ciało.
Zapach kosmetyku jest neutralny, nie wyczuwam w nim żadnych ziół, czy chemii.
Kosmetyk ten na szczęście mnie nie uczulił, ani nie podrażnił, niestety spowodował wysyp malutkich grudek w strefie T.
Trzeba przyznać, że jak na produkt apteczny ma niską cenę. 8zł za 50g to niedużo w porównaniu do innych medycznych specyfików, a skład jest całkiem dobry, jak na tak tani krem.

Podsumowując: zawiodłam się na tym wychwalanym przez wiele blogerek i vlogerek kosmetyku. Krem ten zużyłam jako produkt do ciała, głównie stosowałam go po opalaniu i w tym przypadku się sprawdził. Niestety słabo nawilżał, ciężko się rozsmarowywał, rolował się podczas nakładania podkładu i zapychał. Ma za to fajny skład i dobrą cenę. To niestety za mało, abym zakupiła go ponownie.

Moja ogólna ocena: 3/5

piątek, 18 lipca 2014

Essence koloryzujący balsam do ust 02 Glam Up!


Hej ;)
Dziś chciałabym wam przedstawić kolejny (i ostatni już) kosmetyk firmy Essence, który dostałam na spotkaniu blogerek w Leszczynach. Jest to koloryzujący balsam do ust w odcieniu 02 Glam Up! Jest to produkt 2w1, który łączy w sobie pielęgnację balsamu z połyskiem błyszczyka. 


Opis producenta: 
Po prostu idź i błyszcz! Miękka konsystencja balsamu rozpieści Twoje usta i da im odrobinę koloru. Połyskujący róż, czerwień i koral sprawią, że usta nabiorą intensywniejszej barwy i będą wyglądać świeżo i promiennie. Aby pogłębić kolor pomaluj je kilkakrotnie.

Skład:  
Polybutene, ISOSTEARYL ISOSTEARATE, octyldodecanol, BEHENYL BEESWAX, STEARYL BEESWAX, ISOCETYL STEAROYL STEARATE, VP/HEXADECENE COPOLYMER, ETHYLHEXYL METHOXYCINNAMATE, ISOPROPYL PALMITATE, lanolin, OZOKERITE, ISONONYL ISONONANOATE, polyethylene, citric acid, BHT, methylparaben, propylparaben, parfum (fragrance), hexyl cinnamal, linalool, May contain: CI 15850 (RED 6 LAKE/RED 7 LAKE), ci 45410 (red 27/red 27 lake), CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE).


Muszę przyznać, że zakochałam się w zapachu i smaku tego kosmetyku. Jest on bardzo owocowy, co powoduje, że przy samym już nakładaniu go na usta chce się go zjeść :D Bardzo lubię, gdy kosmetyki do ust ładnie pachną, bo zapach sprawia, że sięgam po nie częściej niż po inne.
Nie przepadam jednak za błyszczykami. Nie lubię, gdy włosy przyklejają mi się do ust przy delikatnym nawet powiewie wiatru. W przypadku tego produktu niestety kilka włosków zawsze się przyklei do ust, dlatego używam tego balsamu tylko wtedy, gdy mam dobrze spięte włosy. Mimo wszystko nie zniechęciłam się do niego, ponieważ daje bardzo ładny połysk na ustach. Oprócz połysku można zauważyć, że koloryzuje usta. W przypadku odcienia 02 Glam Up! barwi on usta na koralowo, jednak w zależności od padania światła wpada on w róż, a nawet fuksję. Im więcej nałożymy balsamu na usta, tym kolor będzie bardziej spotęgowany.
To co podoba mi się w tym kosmetyku to wżarcie się pigmentu w usta! Po jedzeniu i piciu nie ma już śladu po błysku, ale kolor mimo, że mniej intensywny nadal jest widoczny! Jest to dla mnie ważnie, bo nie zawsze mam czas i sposobność, aby nanieść jakiekolwiek poprawki na usta.
Produkt nakłada się na usta jak standardowy balsam do ust. Trzeba jednak uważać żeby nie wyjechać poza ramy ust, bo wtedy będzie można zauważyć nierówności w ich pomalowaniu, co wygląda mało estetycznie. Niestety sztyft tego nie ułatwia i ciężko dokładnie pomalować usta.
Kosmetyk ten ładnie nawilża usta, a gdy ma się suche skórki- nie podkreśla ich. Odżywienia ust nie zauważyłam.
Opakowanie jest całkiem solidnie wykonane. Napisy jeszcze się nie zdarły, a nakrętka dobrze się trzyma reszty opakowania. Podczas zamykania produktu słychać charakterystyczny "klik", dzięki któremu wiemy, że produkt jest dobrze zamknięty. Niestety muszę doczepić się do pokrętła, które pozwala na wysunięcie sztyftu do góry, jednak nie pozwala nam na jego ponowne schowanie. Muszę przyznać, że trochę mnie to wkurza.
Produkt ten dostępny jest w trzech odcieniach: 01 light up!, 02 glam up!, 03 brighten up!. Za 1,9g musimy zapłacić 9,99zł, a kosmetyk ten możemy zakupić m.in. w Naturze. Jego data ważności to 12 miesięcy od daty otwarcia. Mam nadzieję, że zużyję go do tego czasu. 
 

A na koniec zdjęcie całego makijażu, w którym wykorzystałam trzy kosmetyki firmy Essence:

- prasowany róż Blush Up od Essence w odcieniu 10 Heat Wave: KLIK
- kredkę Big Bright Eyes w odcieniu nude, czyli rozświetlającą kredkę do oczu jumbo: KLIK
oraz opisywany dzisiaj koloryzujący balsam do ust

Podsumowując: polubiłam ten kosmetyk za owocowy zapach, dobre nawilżenie i nabłyszczenie ust oraz koralowy odcień. Myślę, że będzie to produkt idealny nie tylko na wiosnę i lato, ale także na jesienno-zimowe dni, ponieważ ochroni nasze usta przed spierzchnięciem i pękaniem.

A co wy myślicie o tym kosmetyku?

Moja ogólna ocena: 4+/5 

wtorek, 15 lipca 2014

Skarpetki peelingujące Anielskie Stopy: złuszczająca maseczka do stóp + pielęgnacja, czyli kosmetyk, na którym bardzo się zawiodłam


Cześć :)
Tematem dzisiejszego posta będzie złuszczająca maseczka do stóp+pielęgnacja (ulepszona) "Anielskie Stopy", czyli skarpetki peelingujące, o których jest głośno już od jakiegoś czasu. Także i ja zapragnęłam mieć to cudo, które pomoże mi przywrócić moje stopy do ładu, a inaczej mówiąc spowoduje, że moje stopy będą gładkie i piękne jak stópki niemowlaka.
Jako, że produktów tych nie widziałam wcześniej w żadnej drogerii, ani supermarkecie (teraz te skarpetki dostępne są w Biedronce i Hebe) postanowiłam, że zakupię je na Allegro. Bardzo się ucieszyłam gdy znalazłam skarpetki peelingujące w dosyć niskiej cenie, a mianowicie 15,99zł+koszt wysyłki. Łącznie zakup ten kosztował mnie 20zł.


Od razu po przyjściu przesyłki zaczęłam testować ten produkt. Przyznam się szczerze, że zaniepokoiłam się nieco faktem, iż skarpetki te trzyma się na stopach od 90-120min. Trochę długo w porównaniu z innymi tego typu produktami innych firm. Jednak postanowiłam zaryzykować i założyć foliowe skarpetki na moje stopy.
Jak widać na poniższych zdjęciach skarpetki te wykonane są z białej folii, w której znajduje się całkiem spora ilość płynu. Trochę ciężko było mi je otworzyć tak, więc musiałam je rozerwać, ponieważ nie chciało mi się lecieć po nożyczki :P Aby płyn przylegał do całych stóp producent zaleca założenie bawełnianych skarpetek, które spowodują, że płyn dokładnie otoczy całą naszą stopę. Niecałe dwie godziny miałam te skarpetki na stopach, po czym tak jak pisze producent dokładnie wymyłam pozostałości płynu ze stóp i nałożyłam na nie krem.
Producent pisze, że stopy zaczynają się łuszczyć od 4 do 7 dnia od zastosowania produktu, jednak u mnie łuszczenie było już widoczne od drugiego dnia po zastosowaniu tego niby cudownego produktu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby to łuszczenie było większe i obejmowało całą stopę, a nie tylko wybrane miejsca. Pierwszego dnia łuszczenie obejmowało środkową część stóp, co widać na zdjęciu. Myślałam, że w kolejne dni skóra zacznie schodzić z pozostałych miejsc. Niestety nic bardziej mylnego. Dwa dni później łuszczenie pokazało się na dużym palcu i nadal obejmowało środkową część stopy, a także jej boki. Było jednak troszeczkę bardziej widoczne. Po kolejnych dwóch dniach nie działo się już NIC. Totalnie NIC. Resztki martwego naskórka zeszły i tylko tyle.


Bardzo zawiodłam się na tym produkcie, bo liczyłam, że skóra bardziej mi zejdzie, a stopy (szczególnie pięty) będą bardziej miękkie i to tam będzie widoczne największe łuszczenie. Niestety takiego efektu nie było. Moje stopy były może minimalnie bardziej miękkie niż zazwyczaj i to wszystko. Nie czułam żadnego nawilżenia, nie widziałam rozjaśnienia skóry. Jedynie co to tak jak już wspomniałam moje stopy były nieco bardziej gładkie i miękkie, ale nie był to żaden efekt "wow". Na szczęście produkt ten mnie nie uczulił, ani nie podrażnił, czego bałam się najbardziej.
Ja straciłam 20zł wydane na ten produkt i mam nadzieję, że po przeczytaniu tej recenzji nie kupicie tego kosmetyku i zaoszczędzicie te 20zł, które ja wyrzuciłam w błoto.
Czy polecam? Nie, bo to strata pieniędzy. Może te biedronkowe skarpetki peelingujące będą lepsze. Ja na razie podziękuję tego typu produktom, ponieważ zakupiłam sobie niedawno elektryczny pilnik do stóp i jestem z niego bardzo zadowolona. Kupiłam go w Biedronce za 20zł, więc jeśli jeszcze go nie macie to koniecznie lećcie sprawdzić do Biedronki, czy tam jeszcze są :)

Moja ogólna ocena: 2/5 

P.S. Mam do odsprzedania kilka kosmetyków (i nie tylko). Wystawiłam je na Allegro, ale gdyby ktoś z was był czymś zainteresowany to piszcie na maila: luckywoman0108@gmail.com
Możemy się dogadać :)

sobota, 12 lipca 2014

Pierwsze urodziny drogerii Hebe w Rybniku-fotorelacja


Cześć :)
Dziś chciałabym was zaprosić na krótką fotorelację z wczorajszego spotkania w drogerii Hebe w Rybniku. Sześć blogerek z pobliskich miejscowości dostało zaproszenie od kierownictwa do wzięcia udziału w pierwszych urodzinach drogerii Hebe. Bardzo chciałam podziękować Pani Emilii za zaproszenie i mile spędzone piątkowe popołudnie :)

Jak zwykle dotarłam na spotkanie nieco spóźniona, ale korki i remonty dróg uniemożliwiły mi szybsze pojawienie się w drogerii. Po dotarciu na miejsce na prośbę pani Emilii opowiedziałam co nieco o sobie dziewczynom (większość mnie znała :D), a następnie pani Emilka opowiedziała nam kilka słów o drogerii Hebe (muszę przyznać, że nie wiedziałam, iż Hebe to młodsza siostra Biedronki). Następnie nasza prowadząca rozpoczęła prezentację kilku kosmetyków, które jej zdaniem są warte uwagi. Rozpoczęła od kosmetyków BeautyLab, które mają w swoim składzie m.in. peptydy i dwucząsteczkowy kwas hialuronowy. Następnie przestawiono nam kremy CC od Eveline i kremy Magic Blur od L'Oreal.


Następnie pani Małgosia pokazała nam najlepiej sprzedające się kosmetyki oraz nowości i hity wszystkich marek kosmetycznych mających w swojej ofercie kosmetyki kolorowe. Wymieniłyśmy się z panią Małgosią naszymi spostrzeżeniami na temat pewnych kosmetyków, a także mogłyśmy przetestować na sobie parę nowości.


W tym dniu czekała na nas także część praktyczna, a mianowicie użyłyśmy face chartów do stworzenia makijażu według swoich upodobań. Wykorzystałyśmy do tego wszelkie możliwe testery, które znajdowały się w drogerii.


Tak oto prezentuje się mój face chart. Cienie na oku są firmy Catrice, pomadka Bourjois, róż Catrice, bronzer Bell, cień do brwi Misslyn.
P.S. Ponoć nasze prace mają wisieć w drogerii :) Za jakiś czas to sprawdzę :P


Na końcu drogeria przygotowała dla nas upominki, które możecie zobaczyć poniżej. Oczywiście nie mogło się obyć bez zakupów, ale zakupiłam tylko dwa kosmetyki, czyli maseczkę do twarzy i balsam do ust.


Jeszcze raz bardzo dziękuję Pani Emilii za zaproszenie mnie na to spotkanie i świętowanie pierwszych urodzin drogerii Hebe w Rybniku. Dziękuję także za prezenty i pomoc w doborze kosmetyków do mojej bardzo suchej, wręcz przesuszonej i odwodnionej cery. Tak więc zmieniam diametralnie swoją pielęgnację, a za jakiś czas spodziewajcie się posta o mojej najnowszej pielęgnacji twarzy.
Dziękuję także dziewczynom za miłe towarzystwo, a także Pani Małgosi za pokaz kolorówki :)

A teraz najprzyjemniejsza wiadomość: za kilka dni (ponoć od 19 lipca) w drogeriach Hebe ma rozpocząć się promocja -40% na kosmetyki kolorowe! Każdego dnia będzie w promocji jedna marka kosmetyczna tak, więc macie okazję uzupełnić swoją kosmetyczkę kosmetykami, które nie są dostępne w Rossmann'ie takimi jak Catrice, Essence, Bell, czy Misslyn.

Cieszycie się? :D

środa, 9 lipca 2014

Recenzja kredki Big Bright Eyes w odcieniu highlight it ... nude


Hej :)
Dziś chciałabym wam przedstawić kolejny kosmetyk firmy Essence, tym razem jednak będzie to produkt do oczu, a dokładnie będzie to kredka Big Bright Eyes w odcieniu nude, czyli rozświetlająca kredka do oczu jumbo.
Już od jakiegoś czasu polowałam na kredkę w cielistym kolorze, jednak nigdy nie mogłam znaleźć takiej, która byłaby tania i miękka. W swojej kolekcji mam co prawda kredkę na linię wodną, ale jest ona w kolorze białym, a bardzo chciałam mieć coś cielistego. Jednak dzięki spotkaniu blogerek w moje rączki wpadła nudziakowa kredka Essence, która po pierwszym użyciu okazała się strzałem w dziesiątkę :)


Opis producenta:
Nowy sposób na rozświetlone spojrzenie. Miękka kredka w drewnianej oprawie doskonale stapia się ze skórą i natychmiastowo nadaje spojrzeniu zrelaksowany wyraz. Możesz nałożyć ją w kącikach oczu lub poniżej linii brwi – powiększy optycznie oczy.

Skład:
CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, petrolatum, ISOPROPYL PALMITATE, CALCIUM ALUMINUM BOROSILICATE, CARNAUBA (COPERNICIA CERIFERA) WAX, RICINUS COMMUNIS (CASTOR) SEED OIL, BUTYL STEARATE, CANDELILLA (EUPHORBIA CERIFERA) WAX, silica, CERA ALBA (BEESWAX), ceresin, STEARYL HEPTANOATE, CERA MICROCRISTALLINA (MICROCRYSTALLINE WAX), polyethylene, STEARYL CAPRYLATE, paraffin, talc, mica, tin oxide, bht, methylparaben, propylparaben, CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE).


Tak jak już wspomniałam moja kredka ma cielisty odcień, który jednak troszeczkę idzie w kierunku bieli. Nie jest to jednak typowa biel. Wykończenie kredki według producenta jest matowe, jednak moim zdaniem kredka ta ma delikatny satynowy poblask, co ładnie prezentuje się na oku.
To co uwielbiam w tej kredce to to, że jest niesamowicie miękka i kremowa, co powoduje prostą, szybką i bezbolesną aplikację produktu na linię wodną. Niestety jednak często zdarzało mi się tak, że nie tylko na linii rzęs była nałożona kredka, ale także i na dolnych rzęsach, co wygląda trochę nieestetycznie. Biorę wtedy patyczek higieniczny i delikatnie oczyszczam rzęsy z nadmiaru kredki albo poprawiam je delikatnie tuszem do rzęs, co daje lepszy efekt w zatarciu śladów po kredce na rzęsach niż użycie patyczka.
Oprócz aplikacji tej kredki na oko znalazłam w niej też zastosowanie jako cień do powiek oraz bazę pod cienie. Raz pokusiłam się nawet na aplikację kredki pod łuk brwiowy, ale efekt jakoś średnio mi się podobał. Za to często stosuję ten produkt do rozświetlenia wewnętrznego kącika oka.
Kredka ta jest niesamowicie napigmentowana przez co efekt na oku nie jest zbyt naturalny, jednak po 2-3 godzinach kredka nieco blaknie i wtedy na oku prezentuje się naturalniej. Dobrze się rozciera i niesamowicie rozświetla oko. Im więcej jej nałożymy tym efekt rozświetlenia będzie bardziej intensywny i spotęgowany.
Trwałość tego produktu nie jest najgorsza. Kredka utrzymuje się na linii wodnej do 4-5 godzin, jednak ja mam tendencję do częstego przecierania oka, szczególnie w okolicy wewnętrznego kącika przez co oczywiście sporą część kredki ścieram z oka i później nie ma po niej śladu. W zewnętrznym kąciku natomiast jest widoczna nieco dłużej, ale nie jest już taka intensywna jak od razu po aplikacji.
Cena tego kosmetyku to tylko 8,99zł, więc myślę, że warto się na taką kredeczkę skusić. Do wyboru mamy trzy rodzaje tych kredek: matowa 01 highlight it... nude, perłowa 02 highlight it... pearl oraz opalizująca 03 highlight it... funky. Waga produktu to 1,4g. Kredki te dają się łatwo natemperować nie łamiąc się przy tym, a data ich ważności to 24 miesiące od daty otwarcia produktu.


Podsumowując: bardzo polubiłam tą kredkę za jej niesamowicie miękką i kremową konsystencję, dzięki czemu sunie po oku jak masełko. Dobrze się rozciera i całkiem długo utrzymuje na oku i gdybym tak często nie przecierała oczu to może by się utrzymywała jeszcze dłużej. Podczas temperowania nie łamie się. Nadaje się nie tylko na linię wodną, ale także jako cień do powiek i baza pod cienie.
Polecam wam wypróbować ten kosmetyk, bo kosztuje tylko 9zł, a mamy do wyboru aż trzy warianty o różnym wykończeniu.

Moja ogólna ocena: 4+/5

LINK: Opinie na Wizażu

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...