Cześć!
W końcu mam trochę czasu żeby ogarnąć dla was ulubieńców zeszłego roku. O dziwo znalazło się nawet kilka produktów z jednej kategorii kosmetycznej, co rzadko się u mnie zdarza. Jednak bardzo się z tego cieszę, że tak wiele kosmetyków, które zakupiłam się u mnie sprawdziło, bo bardzo nie lubię wyrzucać pieniędzy w błoto, kupując buble (żadna z nas tego nie lubi).
Zacznę może od kolorówki, której jest nawet całkiem sporo (szczególnie tuszy do rzęs). Zacznę może od podkładu, który podbił moje serce, a jest nim Revlon Nearly Naked w odcieniu 120 Vanilla. Tak dobrego podkładu jeszcze nigdy nie miałam. Nie wysusza mojej skóry, pięknie i naturalnie na niej wygląda, nawet po kilkunastu godzinach spędzonych w różnych warunkach, nie tylko atmosferycznych, ale i różnych sytuacjach życiowych. Obojętnie jak i czym go nałożę i tak świetnie wtapia się w skórę. Może nie kryje jakoś ekstra, bo krycie ma średnie, ale mi takowe maskowanie niedoskonałości i wyrównywanie kolorytu skóry wystarcza. Nie ciemnieje, schodzi z twarzy równomiernie, a jedynym minusem jakim mogę się w tym podkładzie dopatrzeć jest brak pompki.
Do podkładu dokupiłam sobie (za poleceniem mojej koleżanki Kasi) puder prasowany Revlon Nearlny Naked w odcieniu 010 Fair. Puder ten naprawdę na długo matuje moją skórę, nie tworząc przy tym efektu maski, a nawet bym rzekła, że twarz wygląda po przypudrowaniu świeżo i promiennie (oczywiście jeśli nie przesadzimy z ilością). Produkt ten nakładam pędzlem, bo ładniej wygląda na twarzy, jednak do opakowania dołączony jest malutki puszek, którego rzadko używam, a który nawet dobrze ten puder nakłada na twarz. Innym pudrem prasowanym, w którym się zakochałam był puder z firmy Manhattan w odcieniu Naturelle, który jest jednak troszeczkę gorszy od pudru opisanego powyżej, a to dlatego, że nie matuje na tak długo jak Revlon Nearly Naked. Mimo wszystko równie ładnie wyglądał na twarzy, równo z niej schodził i jej nie wysuszał. Jego zaletą jest natomiast prawie 3 razy niższa cena od poprzednika, a mianowicie nie kosztuje on 49,99zł jak to jest w przypadku Revlona, a 22,99zł w cenie regularnej.
Jeśli chodzi o róże do policzków moimi ulubieńcami były w tym roku dwa odcienie, dwóch różnych marek: prasowany brzoskwiniowy róż Inglota nr 84 i sypki zgaszony róż nr 50 Opal Rose Maybelline. Oba równie często używałam, jednak zgaszony róż używam głównie w te chłodne jesienno-zimowo miesiące, a ten cieplejszy Inglotowski odcień stosowałam na wiosnę i w lato. Oba róże bardzo ładnie wyglądają na mojej bladej skórze, długo się utrzymują i dobrze dają się rozcierać, nie tworząc przy tym plam.
No i na koniec przedstawię wam moje trzy ulubione tusze do rzęs, które naprawdę dobrze wspominam. Pierwszym tuszem, który był moim odkryciem w 2014 roku był tusz do rzęs Eveline Mega Size Lashes z dosyć wygiętą szczoteczką, która bardzo ładnie rozdzielała, wydłużała i troszeczkę pogrubiała rzęsy już przy pierwszej warstwie. Drugim tuszem, który polubiłam jest słynny tusz z firmy Lovely Curling Pump Up Mascara, który ładnie rozdzielał moje rzęsy, wydłużał je i podkręcał. Niestety bardzo szybko wysychał i ciężko było nałożyć druga warstwę i tak samo szybko się osypywał tworząc tzw. efekt pandy. Niestety równie szybko wysechł i już po około 6 tygodniach nadawał się do kosza. Wybaczam mu jednak to wszystko, bo tusz ten kosztuje tylko 8,99zł w cenie regularnej :) Ostatnim ulubionym tuszem jest tusz z firmy L'oreal Volume Million Lashes So Couture, który udało mi się nabyć za 32zł, a który używam jeszcze do teraz. To jest dopiero odkrycie! Tusz używam już od ponad dwóch miesięcy, a nadal nic się z nim nie dzieje, nie osypuje się, nie wysechł. Nadal zachowuje się jak nowy! Ładnie rozdziela moje rzęsy, pogrubia je i troszeczkę wydłuża, ale niewiele. Mimo wszystko tworzy z rzęs firankę, która przepięknie zdobi oko i na którą uwagę zwracało wiele kobiet, myśląc sobie, że mam doklejone sztuczne rzęsy. Niestety regularna cena tego tuszu to ponad 60zł. Uważam jednak, że tusz ten jest warty wydania na niego tych pieniędzy, jednak najlepiej poczekać na jakąś dobrą promocję i kupić go taniej, tak jak ja to zrobiłam przy okazji jednej z rossmannowskich promocji.
Jeśli chodzi o kolorówkę pod postacią lakierów i innych produktów związanych z paznokciami to moim ulubieńcem 2014 roku jeśli chodzi o ich zmywanie, jest zmywacz do paznokci Isana Mandelduft (ten zielony). Duża butla kosztuje jakoś 7zł i naprawdę dobrze radzi sobie ze zmyciem większości lakierów. Jakoś szczególnie mocno nie wysusza skórek wokół paznokci, jest wydajny i nawet bardzo nie śmierdzi.
Jeśli chodzi o utrwalenie lakieru na paznokciach moim ulubieńcem stał się top coat Insta Dri z Sally Hansen, który nie tylko utrwali lakier, pozwalając nam dłużej cieszyć się brakiem odprysków, ale także przyspieszy wyschnięcie lakieru i doda naszym paznokciom połysku. Jest naprawdę wydajny i poza tym po zużyciu połowy buteleczki nadal nie zrobił się glutowaty.
Przechodząc jednak do samych lakierów moimi ulubieńcami stały się trzy lakiery, trzech marek kosmetycznych. Wiem, że na zdjęciu jest aż pięć lakierów, jednak dwa lakiery Paris firmy Golden Rose aż tak często nie były przeze mnie używane jak pozostałe. Pozostając przy firmie Golden Rose moim ulubionym lakierem stał się lakier w odcieniu malinowej czerwieni z serii Rich Color nr 57. Z firmy Yves Roche pokochałam lakier w popielatym kolorze nr 106 Taupe, który jak dla mnie jest jasnym brązem. Natomiast z firmy L'oreal polubiłam się z lakierem z serii Color Riche nr 506 Exotic Grenad. Wszystkie te lakiery lubiłam za trwałość, szybkie wysychanie, a przede wszystkim za kolory, które mnie uwiodły.
Nadeszła teraz pora na moją ulubioną część kolorówki, czyli na pomadki do ust. W 2014 roku pokochałam trzy serie z trzech różnych firm kosmetycznych. Moimi ulubieńcami ulubieńców są pomadki firmy Wibo z serii Elixir w odcieniu nr 03 (fuksja) i 07 (ciepły róż), które nie tylko nawilżają usta, ale równie pięknie je nabłyszczają. Może trwałość na ustach nie jest największa, ale ich prezentacja na nich już tak. No i pomadki te całkiem ładnie pachną i smakują :) Przeciwieństwem blasku jest mat, a jeśli o niego chodzi to polubiłam się z dwoma odcieniami firmy Golden Rose z serii Velvet Matte, a odcieniami tymi są piękna malinowa czerwień nr 19 i hibiskusowy, nieco neonowy róż nr 04. Jeśli chodzi o czerwień to jest to cudowny odcień, który naprawdę do mnie pasuje i który przy okazji optycznie wybiela mi zęby :) Róż także kocham, ale używam go stosunkowo rzadziej niż czerwień. Pomadki te nie wysuszają ust i całkiem długo się na nich utrzymują, jednak powodują nieprzyjemnie uczucie wyschniętych ust, co mnie akurat nieco przeszkadza. Pamiętajmy jednak, że matowe pomadki najlepiej prezentują się na zadbanych ustach, więc przed ich użyciem proponuję wykonać sobie peeling ust.
Idealną pomadką na jesień okazała się pomadka z firmy Maybelline w odcieniu nr 345 Plum Sunrise w śliwkowym odcieniu z dodatkiem rozświetlających drobinek. Niestety seria, z której pochodzi ta pomadka została już dawno wycofana, a szkoda, bo pewnie bym jeszcze zakupiła jakieś inne odcienie, ze względu na kremową konsystencję, dobrą trwałość i niewysuszanie ust.
Moimi ulubionymi zapachami okazały się dwie wody perfumowane firmy Avon z serii Today Tomorrow Always. Po prawej stronie mamy 30ml wodę In Bloom, która należy do zapachów ciepłych i jest naprawdę bardzo trwała. Ta woda była kiedyś w Avonie, ale ją wycofali, by znów przywrócić ją do sprzedaży. Bardzo się z tego faktu cieszę, bo to był i jest jeden z moich ulubionych zapachów jakie kiedykolwiek miałam okazję używać. Natomiast drugą wodą jest woda Today o pojemności 50ml, której miałam już chyba z 4 lub 5 flakoników. Muszę jednak przyznać, że ostatnio mi się już "przejadła" i jak na razie nie planuję zakupu kolejnego flakonika. Obie te wody są całkiem trwałe i nawet niedrogie, bo kosztują około 55zł.
Tutaj nie będę się rozwodzić jeśli chodzi o antyperspiranty i mgiełki. Od wielu lat uwielbiam i ciągle kupuję antyperspiranty firmy Rexona, bo tylko one tak dobrze na mnie działają jeśli chodzi o antyperspiranty drogeryjne. Natomiast mgiełki do ciała mam zawsze z Avonu, bo są one tanie i świetnie nadają się do odświeżenia ciała w gorące dni lub po wysiłku fizycznym. Niestety nie są one trwałe, ale od mgiełki za 8zł trwałości perfum nie wymagam.
Z pielęgnacji twarzy moimi ulubieńcami w 2014 roku były trzy produkty. Woda termalna Uriage doskonale sprawdzała się do odświeżenia w gorące dni, a także jako tonik. Dodatkowo łagodziła drobne zaczerwienienia. Kupiłam sobie już drugie, albo trzecie opakowanie, które jeszcze nie jest otwarte co widać na zdjęciu. Jeśli chodzi o płyn micelarny to moim ukochanym pogromcą makijażu okazał się micel z firmy L'Oreal Ideal Soft, który doskonale radził sobie z niewodoodpornymi kosmetykami, świetnie zmywał tusz, który bardzo szybko rozpuszczał, bez konieczności tarcia oka. Dodatkowo okazał się bardzo wydajny i niedrogi, bo zapłaciłam za niego w promocji jakieś 7, czy 8zł. Z kategorii kremy do twarzy moim ulubieńcem okazał się krem do twarzy Alverde Intensiv Repair, który oprócz świetnego składu, ma także dobrą cenę i świetne nawilżające działanie. Niestety ze względu na swoją tłustą konsystencję nadaje się do stosowania tylko na noc. Szkoda, że krem ten nie jest dostępny stacjonarnie w Polsce, bo na pewno znów bym go kupiła.
Jeśli chodzi o mycie ciała to do kąpieli używam płyny z Avon'u, które pięknie się pienią i pachną. Moimi ulubionymi zapachami w 2014 roku okazały się zapachy: Warm Vanilla i Dark Orchid & Raspberry. Płyny te niestety do tanich nie należą, bo 1 litr kosztuje około 16zł, muszę jednak przyznać, że płyny te są wydajne i właśnie z powodu tej wydajności i cudownych zapachów je kupuję. Mydełka w płynie stale kupuję z firmy Isana, bo mają piękne zapachy i są tanie. Niestety czasami różnią się mocno składem i konsystencją, a niektóre nawet mocno wysuszają skórę. Jednak te dwa przedstawione na zdjęciu (mleko i mód oraz róża i jogurt) bardzo lubiłam, bo aż tak nie wysuszały mojej skóry rąk.
Natomiast jeśli chodzi o nawilżenie rąk to moim ulubionym kremem do rąk okazał się krem z firmy Balea o zapachu owoców leśnych, który doskonale się wchłaniał, nie pozostawiając tłustego filmu na dłoniach, pięknie pachniał, nawilżał i odżywiał dłonie, a także był wydajny. Niestety nie można go już dostać, bo była to wersja limitowana (w niektórych sklepach internetowych jest jeszcze dostępny, gdyby ktoś go szukał).
Z kategorii włosy na ulubieńców roku zasłużyły cztery produkty. Jeśli chodzi o odżywki do włosów to zakochałam się w dwóch odżywkach do włosów suchych i zniszczonych. Jedna pochodzi z firmy Balea i zawiera w sobie olejek arganowy, a druga z Garniera ma w sobie olejek z awokado i masło karite. Obie te odżywki powodowały, że moje włosy po ich zmyciu były gładkie, miękkie i mniej się puszyły. Czuć było, że są one także dobrze nawilżone i dociążone. Obie kosztują niewiele, jednak odżywka Balea jest ciężko dostępna stacjonarnie, natomiast odżywkę z firmy Garnier można bez problemu dostać w każdej drogerii. Z masek do włosów nadal kocham i mam już trzecie opakowanie maskę z firmy Mythos z oliwą z oliwek, miodem, soją i proteinami pszenicy. Maska ta odżywia i nawilża moje włosy, dociąża je, ale ich nie obciąża, wygładza i ujarzmia, powodując, że są one mniej splątane i mniej się puszą. Natomiast do szybkiego odświeżenia włosów, gdy nie chce się mi ich myć, a są one tylko oklapnięte i delikatnie przetłuszczone używam suchego szamponu Batiste, który w mgnieniu oka powoduje, że moje włosy dostają objętości. Niestety po użyciu wyglądają one na suche i bez połysku (szczególnie u nasady). Minusem jest także biały osad we włosach, który troszeczkę widać, gdy się człowiek bliżej przyjrzy, nawet jeśli jako tako wyczeszemy ten proszek z włosów. Ja mam ciemne włosy i na takich włosach wszystko co jasne dostrzega się szybciej, jednak wiem, że Batiste wypuścił na rynek suche szampony przeznaczone dla różnych typów kolorystycznych jeśli chodzi o włosy, czyli dla blondynek, brunetek i jeszcze bardziej ciemnowłosych pań. Pamiętajmy jednak, że suchy szampon nie zastąpi nam normalnego mycia włosów i ich świeżego wyglądu po umyciu, dlatego powinien on być stosowany tylko okazyjnie.
To by było na tyle jeśli chodzi o moich ulubieńców roku. Znacie, któryś z tych produktów lub któryś z nich także znalazł się w waszych rocznych hitach? A może, któryś z tych kosmetyków okazał się u was totalnym bublem? Opiszcie wasze odczucia w komentarzach. Jeśli macie jakieś dodatkowe pytania chętnie na nie odpowiem :)