czwartek, 30 kwietnia 2015

Czym mi pachnie, czyli moje świece Yankee Candle


Cześć :)
Dzisiejszym tematem posta będą moje świece Yankee Candle. Aktualnie w swojej kolekcji posiadam trzy duże słoje i tak bardzo się w nich zakochałam, że planuję zakup jeszcze jakichś. Oczywiście muszę najpierw trafić na zapach, który mnie oczaruje :)


Pierwszą świecą jaką sobie kupiłam była świeca o zapachu Black Coconut należąca do zapachów świeżych z serii classic. Black Coconut to nic innego jak połączenie kokosa z wanilią, jednak producent pisze, że wyczuwalnymi aromatami są dojrzały kokos, egzotyczne kwiaty oraz drzewo cedrowe. Jest to najbardziej intensywna świeca jaką posiadam. Po jej zapaleniu, już po kilku minutach, czuć zapach w całym moim pokoju (który notabene nie jest mały). W miarę palenia zapach roznosi się już nie tylko po moim pokoju, ale także i reszcie domu. Po wygaszeniu świecy i pójściu spać, a później po przebudzeniu się, nadal czuć słodki zapach unoszący się po pokoju. Muszę przyznać, że ten zapach pozytywnie mnie nastraja. Dzięki niemu mam wrażenie, że wakacje coraz bliżej :) Ten zapach bardzo lubię i naprawdę chętnie go palę.


Drugi zapach, który nabyłam to Snow In Love, który pochodzi z okolicznościowej linii zapachowej Yankee Candle z serii classic. Wyczuwalne aromaty to drzewa iglaste i paczula. Rzeczywiście czuć iglaki, ale są to delikatne nuty zapachowe, które po zapaleniu są ledwie wyczuwalne. Sam zapach jest zapachem perfumeryjnym. Przypomina mi jakieś drogeryjne perfumy, tylko nie mogę sobie przypomnieć jakie. Nie jest jakiś wybitnie intensywny, ale czuć go w pokoju. Niemniej jednak to nie do końca mój zapach. Planuję go wymienić na jakiś inny, bardziej słodszy lub kwiatowy zapach.


Kolejny lubiany przeze mnie zapach to Soft Blanket, czyli zapach, który ma nas otulać tak jak delikatny ręcznik otula nasze ciało. Zapach należy do zapachów świeżych z serii classic. Wyczuwalne aromaty to cytrusy, wanilia oraz bursztyn. Moim zdaniem najbardziej czuć tutaj wanilię, cytrusy czuć delikatnie, a czy czuć bursztyn to nie wiem, bo nie wiem jak on pachnie. Nie jest to jednak tak intensywny zapach jak Black Coconut, ale jest on wyczuwalny w obrębie pokoju. Mimo to musi się ta świeca palić dłużej niż świeca powyższa, aby zapach był wyczuwalny. Moją świecę nabyłam w sklepie Zielona Mydlarnia, który znajduje się w Katowicach. Właścicielką jest urocza Klaudia, która przygotowała dla moich czytelników rabat na zapachy Yankee Candle i Kringle Candle.


Na hasło TODAY otrzymacie W ZIELONEJ MYDLARNI -10% zniżki na woski, samplery oraz zapachy do auta Yankee Candle i Kringle Candle, a na dowolną świecę otrzymacie -15%. RABAT TEN MOŻECIE WYKORZYSTAĆ W SKLEPIE STACJONARNYM W KATOWICACH.

Duże świece u Klaudii kosztują 89zł, a więc po rabacie możecie je kupić za 75,65zł. Niestety oferta ta skierowana jest głównie dla osób mieszkających w Katowicach lub okolicach. Sklep internetowy jeszcze nie został otwarty, ale z tego co wiem to Klaudia ma plany, aby takowy sklep uruchomić. 
Zielona Mydlarnia znajduje się w Katowicach na ulicy Wawelskiej 2, blisko Galerii Katowickiej. Oprócz przeróżnych zapachów sklep ten oferuje także naturalne kosmetyki.


Lubicie któryś z tych zapachów? Ja uwielbiam miśka i czarnego kokosa. Z wosków, które posiadam, żaden niestety nie zachwycił mnie na tyle żeby zakupić świecę :(

środa, 22 kwietnia 2015

Kwartalne denko, czyli zużycia ze stycznia, lutego i marca


Długo nie mogłam się zabrać do zrobienia denka. Ilość pustych opakowań rosła, a ja nie miałam chęci, ochoty i czasu na ich opisanie i zrobienie im zdjęć. Dzisiaj dostałam jednak jakiegoś powera i oto jest post ze zużyciami nie miesiąca, a ostatnich trzech miesięcy.


Jak na trzy miesiące, tych zużyć i tak nie jest sporo, ale to zasługa minimalizmu kosmetycznego jaki u siebie wprowadziłam. Staram się nie kupować nowych kosmetyków póki nie zużyję aktualnie otwartych, a jeśli już coś kupię to raczej tego nie otwieram, dopóki poprzednicy nie zostaną zużyci (szminki w to postanowienie nie wchodzą :P Ich minimalizm nie objął :D). Przejdźmy jednak do rzeczy. Oto moje zużycia jakie poczyniłam w styczniu, lutym i marcu.


WŁOSY:

Szampon Garnier Ultra Doux z olejkiem arganowym i żurawiną do włosów farbowanych 400ml- produkt ten nadawał się do użycia tylko okazyjnie, bo przy częstym myciu nim włosów, powodował ich szybsze przetłuszczanie. Miałam nawet wrażenie, że je obciąża, przez co są one oklapnięte i wyglądają nieświeżo. Mimo początkowego zauroczenia (bo włosy były miękkie po użyciu) nie polubiliśmy się.

Szampon Garnier Fructis Oleo Repair do włosów suchych, przesuszonych i zniszczonych 400ml- mmm ten słodki zapach od razu skusił mnie do zakupu tego produktu. Muszę przyznać, że z moimi włosami produkt ten całkiem dobrze się obchodził. Nie powodował szybszego przetłuszczania i plątania się włosów, a włosy były nawet miękkie i to bez użycia odżywki.

Suchy szampon Batiste Blush- tutaj chyba nie muszę się rozwodzić i napiszę tylko tyle, że szampony Batiste uwielbiam i jako jedyne nie mają żadnej wady jeśli chodzi o działanie. To już moje ente opakowanie, a w zapasie mam jeszcze kilka (tym razem postawiłam na inne wersje zapachowe, których nie miałam). Więcej o tym produkcie możecie przeczytać TUTAJ.

Szampon do włosów Kares 250ml- lubiłam ten szampon, szczególnie za kwiatowy zapach z owocową nutką. Jeśli jednak chodzi o działanie to nie robił nic nadzwyczajnego z moimi włosami. Mył je bardzo dobrze, nie plątał ich, a przy okazji pozostawiał na włosach przyjemny zapach, który jednak jakoś wybitnie długo się na nich nie utrzymywał. Produkt ten otrzymałam na rybnickim spotkaniu blogerek.

Odżywka Balea do włosów suchych i zniszczonych z olejkiem arganowym 200ml- szkoda, że produkty Balea nie są dostępne w Polce stacjonarnie, bo po tą odżywkę na pewno bym się wróciła. Pięknie wygładzała włosy, zmiękczała je, a i zapach był bardzo przyjemny. Na pewno do niej jeszcze kiedyś powrócę :)

Maska do włosów Mythos 150ml- to już moje trzecie opakowanie tej maseczki. Uwielbiam ją, bo po użyciu moje włosy są cudownie miękkie, wygładzone, lekkie i tak cudowne w dotyku, że nie potrafię przestać ich dotykać. Polecam z czystym sercem! Więcej o tym produkcie możecie przeczytać TUTAJ.

Odżywka do włosów Garnier dołączona do farby Olia 40ml- dlaczego firmy nie wypuszczają takich odżywek/ masek w wersji pełnowymiarowej!? Zaraz bym taki kosmetyk zakupiła. Po użyciu tej odżywki moje włosy były tak miękkie, gładkie i lśniące, że nie mogłam oprzeć się pokusie ich ciągłego dotykania i oglądania. Naprawę genialny produkt (tak samo jak farba do włosów)! A jak pachniał!

Szampon Mythos 50ml wersja podróżna- dobrze, że nie miałam pełnowymiarowego produktu, bo z tym szamponem się nie polubiłam. Plątał moje włosy i pozostawiał je szorstkie. Niestety ten produkt nie jest dla mnie.


TWARZ I CIAŁO:

Isana migdałowy zmywacz do paznokci 250ml- tani i dobry zmywacz do lakieru z acetonem. To już moja kolejna buteleczka i wiem, że nie ostatnia. Naprawdę polecam.

Tołpa Białe Kwiaty orzeźwiający tonik-mgiełka 150ml- lubiłam go, bo fajnie odświeżał i tonizował skórę, nawilżał ją i miał przyjemny, kwiatowy zapach. No i miał przyjemny skład. Pompka rozpylała przyjemną mgiełkę, która pokrywała całą twarz. Możliwe, że jeszcze kiedyś po niego sięgnę. Produkt ten otrzymałam na spotkaniu blogerek w Leszczynach. Więcej o tym produkcie możecie przeczytać TUTAJ.

Vedara złoty peeling do ciała- mimo, iż jest to produkt przeznaczony do ciała to stosowałam go głównie do twarzy. Naprawdę świetnie zdzierał suchy naskórek i przy okazji bosko pachniał poziomkami. Posiadał w sobie drobinki złota, które trochę mnie wkurzały, bo przy zmywaniu część z nich osadzała się na włosach, przy skalpie i potem w słońcu się nieco mieniłam. Chętnie powrócę jeszcze raz do tego kosmetyku, bo był świetny! Tylko szkoda, że jest taki drogi. Więcej o tym produkcie możecie przeczytać TUTAJ.

Tołpa Vitality orzeźwiający peeling-maska 250ml- ten kosmetyk chyba z pół roku zużywałam, jak nie dłużej. Jako, że zazwyczaj biorę kąpiel w wannie, a nie pod prysznicem to ciężej było mi wykończyć ten produkt, ponieważ maska ta nadaje się do stosowania raczej pod prysznicem. Nie za bardzo przepadałam za tym kosmetykiem, bo wymagał dłuższego wmasowywania w ciało, a ja nie lubię spędzać zbyt wiele czasu kąpiąc się. Jednak jak już się skusiłam i wmasowywałam te 10 minut ten produkt w swoje ciało to po zmyciu go skóra była naprawdę przyjemnie gładka i nawilżona. Także samo działanie na plus. Produkt ten otrzymałam na spotkaniu blogerek w Leszczynach. Więcej o tym produkcie możecie przeczytać TUTAJ.

Antyperspirant Lady Speed Stick Pro-5 150ml- nawet całkiem dobrze się sprawdzał w walce z potem, ale nie wiem jak się sprawdzi w okresie letnim. Jak będzie znów w promocji to może go ponownie zakpię.

Antyperspirant Rexona Ultra Dry 150ml- uwielbiam antyperspiranty Rexona, jednak ten średnio przypadł mi do gustu. Miałam wrażenie, że gorzej chroni mnie przed potem niż inne antyperspiranty Rexona jakie miałam. Tej wersji już nie kupię.

Eveline krem do rąk niewidzialne rękawiczki 100ml- ten krem nic dobrego nie zrobił dla moich dłoni. Po wysmarowaniu nim rąk powodował tylko powstawanie powłoki ochronnej, a to wszystko dzięki parafinie, która jest na drugim miejscu w składzie. Może nieco zmiękczał dłonie, ale o odżywieniu i nawilżeniu nie ma mowy. Nie polecam! Produkt ten otrzymałam na rybnickim spotkaniu blogerek.

Podkład Revlon Nearly Naked odcień 120 Vanilla z SPF20- jeden z najlepszych podkładów jakie miałam okazję używać. Nie ciemnieje, kryje średnio, jednak dla mnie wystarczająco. Naturalnie wygląda na twarzy, ma filtr przeciwsłoneczny i odcień idealnie dopasowany do mojej karnacji. Na pewno znów go kupię, tylko czekam na odpowiednią promocję.

Fennel truskawkowy jogurt do ciała (próbka)- fajnie rozsmarowywał się na ciele, szybko się wchłaniał i nawilżał. Nie wiem jednak, czy zakupię wersję pełnowymiarową, bo zapach średnio mi odpowiadał.

Pomadka Tisane Suntime z filtrem SPF30- fajna pomadka na okres letni, jednak do nawilżania ust polecam raczej klasyczną wersję Tisane, tą w czerwonym słoiczku. Planuję jej ponowny zakup na okres mojego wyjazdu na urlop za granicę.

Duafe masełko shea (próbka)- świetne masełko w postaci musu. Z takim masłem, w takiej postaci się jeszcze nie spotkałam, ale to dobrze, że ma taką formę, bo to wyróżnia go na tle innych masełek shea.
Produkt ten pięknie nawilża moją suchą skórę i mam wrażenie, że trochę ją koi. Na pewno kupię sobie pełnowymiarową wersję, ale myślę, że dopiero na okres jesienno-zimowy. Produkt ten otrzymałam na rybnickim spotkaniu blogerek.

Mythos żel pod prysznic wersja podróżna 50ml- pachnie ziołowo i trawiasto i muszę przyznać, że zapach ten mnie nie urzekł. Wolę tańsze żele pod prysznic, ale ładniej pachnące. Wersji pełnowymiarowej na pewno nie kupię.

Różany olejek do twarzy Alverde 15ml- fajnie nawilżał i odżywiał moją skórę, ale nadawał się tylko do stosowania na noc. Miał przyjemny dozownik w postaci pipetki i fajny skład. Nie wiem, czy go znów zakupię, bo 100 razy bardziej wole masełko shea do stosowania na twarz niż oleje.


Płatki kosmetyczne Carea z aloesem- świetne płatki, które się nie rozwarstwiają. Kupię je pewnie jeszcze nie raz. Dostępne były Biedronce za 6zł trzy opakowania.

Próbka emulsji do kąpieli Emolium- fajnie zmiękczała ciało podczas kąpieli i tylko tyle mogę powiedzieć.

Kneipp płyn pielęgnujący pod prysznic- fajnie oczyszczał ciało i cudnie pachniał cytrusami, więc będzie idealny dla osób, które prysznic biorą z rana.
   
Maseczka regenerująca z kwasem hialuronowym: liście zielonej oliwki Ziaja 7ml- całkiem przyjemna jak na Ziaję maseczka do twarzy za 1,20zł. Starczyła mi na 3 użycia. Ładnie wygładzała skórę i lekko ją nawilżała. W porównaniu z Niveą wypada słabo, ale w porównaniu do innych maseczek z Ziaji naprawdę dobrze się sprawdza.

Maseczka do twarzy Nivea do cery suchej z miodem, olejkiem migdałowym i hydra IQ 2*7,5ml- świetnie nawilżająca i odżywcza maseczka do twarzy! Obecnie mój hit jeśli chodzi o maseczki! Po jej użyciu skóra jest niesamowicie miękka, gładka i przyjemna w dotyku! Naprawdę polecam!

Płatki kosmetyczne Life- mimo, że je tak lubiłam to ich miejsce zajęły płatki Carea, bo te w przeciwieństwie do nich się rozwarstwiają, szczególnie przy zmywaniu paznokci. Kupię je tylko jeśli będą w promocji.


HIGIENA:

Tołpa kąpiel borowinowa 270ml- bardzo lubiłam ten kosmetyk, ponieważ sam jego zapach powodował, że się relaksowałam i cały stres odchodził w zapomnienie. Kosmetyk ten zawiera aż 84% borowiny, którą stosuje się do odnowy biologicznej np. do kąpieli w jacuzzi. Możliwe, że znów sobie zakupię ten produkt, ale musi on być w promocji, bo jego cena regularna jest troszkę za wysoka.Produkt ten otrzymałam na spotkaniu blogerek w Leszczynach. Więcej o tym produkcie możecie przeczytać TUTAJ.

Dove żel pod prysznic Silk Glow- lubię żele z Dove, bo nie wysuszają skóry, mają piękny zapach i świetną kremową konsystencję. Ten żel jednak nie wpłynął na rozświetlenie mojej skóry. Żel jak żel, oprócz mycia ciała nic dodatkowego nie robi.

Mydełka w płynie Isana 500ml o zapachu bzu i orchidei oraz mango i pomarańczy- oba mydełka jeśli chodzi o zapach polubiłam, ale to o zapachu mano i pomarańczy bardziej przypadło mi do gustu, nie tylko ze względu na zapach, ale i bardziej kremową konsystencję niż to o zapachu bzu. Poza tym bardzo lubię te mydła, bo są tanie i niektóre naprawdę cudownie pachną.

Mydło w płynie On Line Hipoalergiczne 500ml- fajne mydełko, które nadaje się nie tylko do mycia rąk ale także i twarzy. To już moje drugie opakowanie, ale ciężko kupić ten produkt. U mnie w mieście znalazłam go tylko w jednym sklepie. Więcej o tym produkcie możecie przeczytać TUTAJ.

Chusteczki do higieny intymnej Facelle: bardzo je lubię, bo są tanie i nie podrażniają mojej skóry, a także są dobrze nasączone. Aktualnie przerzuciłam się na chusteczki dla dzieci- zobaczymy jak się sprawdzą.


Tak oto prezentują się moje zdenkowane produkty z trzech miesięcy. A jak u was ze zużyciami? Lepiej niż u mnie, czy podobnie? Co myślicie na temat minimalizmu kosmetycznego? Warto go wprowadzić w swoje życie?

sobota, 18 kwietnia 2015

Prezentacja biżuterii oraz test magicznych chusteczek


Na rybnickim spotkaniu blogerek otrzymałyśmy od sponsorów kilka błyskotek, które chcę wam dzisiaj pokazać. Może nie jest to super piękna i elegancka biżuteria, którą można nosić co niedzielę do kościoła albo zakładać na ważne imprezy, jednak dwie rzeczy spośród czterech naprawdę przypadły mi do gustu i z chęcią noszę je na co dzień.


Zacznę może od mojej ulubionej bransoletki, którą noszę codziennie (no może z małymi wyjątkami) :) W dniu spotkania byłam szczęściarą i tą właśnie biżuterię wygrałam w losowaniu <3 Magnetyczna bransoletka pochodzi z firmy ENERGETIX i posiada w sobie dwa magnesy, które mają wpłynąć na nasze pole magnetyczne, a co za tym idzie poprawić nasze zdrowie. Czy zauważyłam jakąś poprawę mojego zdrowia i samopoczucia? Tak! Znacząco poprawiła mi się morfologia krwi, a zawsze miałam jej zaniżone parametry i nie miewam już bólów głowy. Mimo to bransoletkę noszę nie tylko dla zdrowia, ale i dla uzupełnienia stroju, ponieważ bardzo podoba mi się jej design.


Z firmy VENISIMA dostałam bransoletkę z rakiem, którą oddałam młodszej siostrze. Była to bransoletka na sznureczku, którą miałam problem założyć na swoją rękę. Mniejsza ręka siostry okazała się jednak idealna do noszenia tej biżuterii.


To co totalnie mi się nie spodobało i wygląda tandetnie to kolczyki z firmy INFI NITI. Gdy je pierwszy raz założyłam to poczułam się jak cyganka, która lubi mieć na sobie wszystko co wyraziste. Niestety kolczyki wylądują w koszu, bo wstyd mi je komukolwiek podarować. Poza tym dostałam je bez zatyczek i jednego kamyczka.


Od firmy BUZIAK STYLE otrzymałyśmy taką oto bransoletkę. Ja swoją posiadam w niebieskim odcieniu i muszę przyznać, że prezentuje się ona na ręce bardzo elegancko. Czekam z noszeniem jej na lato, bo wtedy będzie najbardziej pasowała do moich ubrań i dopełni całość outfitu. Bransoletka ta wykonywana jest ręcznie przez mamę trójki dzieciaków :)


Na spotkaniu dostałyśmy również magiczne chusteczki firmy Primo, które ponoć mają nam się przydać w podróży. Muszę przyznać, że w podróż zabieram małą paczkę nawilżanych chusteczek, bo te przydadzą się bardziej niż te suche, do których rozwinięcia potrzebujemy wody. Mimo to wypróbowałam kilka tych "tabletek" do różnych celów. Najbardziej przydatne są gdy się nam coś wyleje. Wystarczy wtedy wrzucić jedną taką chusteczkę do małej kałuży i wtedy chusteczka sama się rozwinie, więc pościeramy nią to co się nam wylało. Inna opcja do jakiej możemy ją użyć to wytarcie rąk, pościeranie kurzu i zastosowanie jej jako papier toaletowy. Do wytarcia twarzy raczej jej nie polecam chociaż też może do tego posłużyć.
Aby chusteczka się rozwinęła potrzebujemy nakrętkę wody. Mniejsza ilość wody spowoduje, że ciężej będzie nam ją rozwinąć. Muszę przyznać, że jakoś nie zachwyciły mnie te chusteczki, jednak dwie "tabletki" noszę teraz w torebce, bo nigdy nie wiadomo czy nie będą mi potrzebne :) Na szczęście są lekkie i zajmują mało miejsca.


Spodobało wam się coś z biżuterii jaką dostałyśmy? Ja uwielbiam dwie bransoletki z firmy Energetix i Buziak Style. Dajcie znać co myślicie o magicznych chusteczkach? Jest to dla was zbędny gadżet?

niedziela, 12 kwietnia 2015

Wzmacniacz i wypełniacz do paznokci firmy LR: hit czy kit?


Hej :)
Najpierw chciałabym się wam pochwalić, ze w końcu mam jakiś działający komputer! Niestety oba moje poprzednie kompy zepsuły się na amen, a ich naprawa się nie opłacała, więc zmuszona byłam kupić coś nowego. Nareszcie jednak mam jakiś sprzęt i mogę dla was w końcu coś napisać :)

Na sosnowieckim spotkaniu blogerek jednym z przedstawicieli firm, którzy do nas przyjechali był pan Jerzy, który jest niezależnym partnerem biznesowym firmy LR. Firma ta działa na podobnej zasadzie co Avon, czy Oriflame, a chodzi mi tutaj dokładnie o to, że ich produkty możecie wybrać z katalogu i zamówić przez konsultanta.
Oprócz dość długiego przedstawienia modelu działania firmy, pan Jerzy powiedział nam na tym spotkaniu jedno zdanie, które szczególnie utkwiło mi w pamięci, a mianowicie, że produkty firmy LR, dzięki odpowiednim certyfikatom mogłyby śmiało stać przy kosmetykach droższych marek takich jak Chanel, czy Dior. Przez to zdanie od razu chciałam sprawdzić, czy pod względem jakości również mogą konkurować z kosmetykami wysokopółkowymi, więc bardzo ucieszyłam się z możliwości przetestowania jakiegoś ich kosmetyku.


Opis producenta:
Wzmacniacz i wypełniacz do paznokci z serii Colours wzmacnia i utwardza słabe paznokcie. Idealny dla paznokci miękkich i łamliwych. Regularne stosowanie sprawia, że paznokcie stają się zdrowsze i twardsze.

Wzmacniacz i wypełniacz paznokci Nailrepair
  • Wzmocnienie i wygładzenie powierzchni paznokcia
  • Wzbogacony o ekstrakt z alg morskich 
Pojemność: 7 ml

Skład:
Butyl Acetate, Ethyl Acetate, Nitrocellulose, Adipic Acid/Neopentyl Glycol/Trimellitic Anhydride Copolymer, Acetyl Tributyl Citrate, Isopropyl Alcohol, Stearalkonium Hectorite, Sucrose Acetate Isobutyrate, Acrylates Copolymer, Talc, Nylon-12, Boron Nitride, Benzophenone-1, Benzophenone-3, Palmaria Palmata Extract, Dimethicone, CI 77891 (Titanium Dioxide), CI 77491 (Iron Oxides), CI 77499 (Iron Oxides), CI 19140 (Yellow 5 Lake).


Od pana Jerzego do testów otrzymałam wzmacniacz i wypełniacz do paznokci Nail Repair z serii Colours, który zaczęłam praktycznie od razu używać. Bardzo lubię tego typu produkty, ponieważ moje paznokcie nie są w najlepszym stanie, a takie kosmetyki je nieco ratują. Zniszczone paznokcie są efektem częstego mycia rąk i stosowaniem środków dezynfekcyjnych, które niestety nie najlepiej działają na nasze dłonie i paznokcie. Jednak dzięki temu, że ich stan nie jest najlepszy mogłam lepiej sprawdzić i ocenić działanie tego produktu, który krótko mówiąc nie robi NIC. Moje paznokcie pomimo ponad miesięcznego stosowania nadal się łamały, rozdwajały i rozwarstwiały. Produkt ten ani odrobinę im nie pomógł, przez co przestałam go na chwilę stosować. Po jakichś dwóch tygodniach stwierdziłam, że użyję go jako bazy pod lakier. O matko! Do tego zadania to się w ogóle nie nadawał, bo lakier odpryskał z paznokci już w ten sam dzień! Nie wiem, czy można to nawet odpryskiem nazwać, bo lakier schodził całkowicie z paznokci takim jednym płatem! Próbowałam kłaść na ten produkt lakiery różnych marek i efekt był identyczny. Tylko kilka lakierów utrzymało się bez całkowitego zejścia z paznokci przez dwa dni.
Kosmetyk ten ma jedynie przyjemny w aplikacji pędzelek, którym naprawdę łatwo się ten produkt nakłada. Cena tego wzmacniacza i wypełniacza to aż 32,90zł za 7ml! Za tą kasę to sobie kilka porządnych odżywek do paznokci kupię! Data ważności tego produktu to 36 miesięcy od otwarcia.


Ogólnie rzecz biorąc ten produkt to bubel. Nic dobrego nie robi naszym paznokciom, nawet nie nadaje się jako baza pod lakier. Nie polecam.

Moja ogólna ocena: 1/5

wtorek, 7 kwietnia 2015

Ulubieńcy marca


Cześć :)
Jak to w zwyczaju bywa o tym czasie powinni pojawić się moi ulubieńcy miesiąca, no i w końcu są :) Już myślałam, że nie dam rady o nich napisać, bo nadal mam problem z dostępem do komputera. Na szczęście siostra była dobroduszna i pozwoliła mi na kilka godzin pożyczyć swojego laptopa.
No dobra, to tyle tytułem wstępu, teraz czas na marcowych ulubieńców.

  
Moim największym ulubieńcem jest szminka "Zmysłowa Przyjemność" firmy Avon, którą w marcu miałam na ustach praktycznie codziennie. Odcień jaki posiadam nazywa się Peach Petunia i jest to mieszanka koralu i brzoskwini. Kolor naprawdę pięknie prezentuje się na ustach, całkiem długo się na nich utrzymuje (około dwóch, trzech godzin bez jedzenia i picia), a także pięknie się błyszczy w świetle słonecznym :) Szminka ta posiada w sobie filtr SPF15 co jest jej dodatkową zaletą i kosztuje tylko około 15zł. Konsystencja jest żelowa, co daje się od razu wyczuć, bo pomadka sunie po ustach jak masełko, pozostawiając je gładkie i nawilżone. Jest całkiem dobrze napigmentowana i można nią budować krycie, nie podkreśla również suchych skórek. Naprawdę polecam, szczególnie ten odcień <3


W marcu aż dwóch ulubieńców pochodzi z firmy Avon. Drugim z nich jest krem pod oczy Hydra Beyond z serii Solutions. Krem ten kupiłam za grosze, bo zapłaciłam za niego tylko 8.90zł. Poleciła mi go moja znajoma, która mówiła, że krem ten daje natychmiastowe uczucie nawilżenia i całkiem dobrze sprawuje się pod makijażem. Postanowiłam to sprawdzić i rzeczywiście muszę przyznać, że obie cechy wymienione powyżej posiada. Krem ten stosuję głównie na noc, a rano po przebudzeniu czuć, że działał, bo skóra wokół oczu jest dobrze nawilżona, delikatnie napięta, a cienie pod oczami są nieco mniejsze. Za te pieniądze warto go wypróbować.


Jak tylko mocniej zaświeciło słoneczko od razu na moich paznokciach pojawił się iście wiosenno-letni lakier. Mowa tutaj o lakierze Sally Hansen z serii Xtreme wear w odcieniu 340 Mint Sorbet. Jak ja lubię taki odcień zieleni. Mięta na moich paznokciach to kolor, który w okresie letnim maltretuję :P W tym roku wyjątkowo zagościł na moich pazurkach już w marcu. Lakier ten lubię nie tylko za kolor, ale także za trwałość i dosyć szybkie wysychanie. Mam jeszcze z tej serii odcień Coral Reef, który równie często jest przeze mnie używany, jednak w marcu poczułam miętę do mięty :P


Niestety w mojej pracy ostatnio jeszcze częściej myję ręce niż zazwyczaj i dlatego potrzebuję czegoś co dobrze nawilża oraz odżywia przesuszone dłonie, a dodatkowo ładnie pachnie. Od Darii na rybnickim spotkaniu blogerek wysępiłam poniższy krem do rąk i od tego czasu codziennie go napastuję :P Krem do rąk Balea, który dziś wam przedstawiam pochodzi z serii limitowanej i jest o zapachu papai i maślanki. Jeju jak to pachnie! Nawet mój narzeczony zakochał się w tym kosmetyku i co jest u mnie to smaruje nim ręce nawet kilka razy w ciągu całej wizyty. Oprócz boskiego, tropikalnego zapachu, krem ten ładnie nawilża dłonie i całkiem szybko się wchłania, nie pozostawiając przy tym tłustej warstwy ochronnej. Bardzo lubię kremy do rąk, które nie pozostawiają tłustego filmu na dłoniach. Ten krem co prawda tworzy na dłoniach delikatną powłoczkę, jednak nie jest ona jakoś bardzo wyczuwalna i nie utrudnia pracy, ani nie pozostawia tłustych śladów. Konsystencja i skład także przypadły mi do gustu. Naprawdę wystarczy niewielką ilość tego kremu nałożyć na dłonie, aby je całe wysmarować. Dzięki temu produktowi (a raczej jego zapachowi) czuję, że idzie lato :D


To by było na tyle jeśli chodzi o moich ulubieńców. Dajcie znać co u was sprawdziło się w marcu, a jeśli miałyście któryś z powyższych kosmetyków to dajcie znać jak u was się sprawdził :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...