piątek, 31 października 2014

Ulubieńcy października


Hej :)
Jako, że dziś mamy ostatni dzień miesiąca pora na post o ulubieńcach października. Jak zwykle nie jest ich dużo, ale są to produkty po które najczęściej sięgałam w tym miesiącu.


Zacznijmy od płynu micelarnego Ideal Soft Loreal'a. Wiele z was go polecało i po długim czasie i wielu przemyśleniach, czy to nie jest kolejny chwyt marketingowy firmy postanowiłam się skusić na ten kosmetyk do demakijażu. Micel ten pięknie zmywa makijaż, a z tuszem do rzęs radzi sobie świetnie. Wiadomo, że trzeba wacik nasączony płynem chwilę na oku przytrzymać, ale nie trzeba trzeć oka, aby je oczyścić z resztek makijażu. Kosmetyk ten nie szczypie mnie w oczy i za to ma ogromy plus, bo nienawidzę, gdy podczas demakijażu coś je podrażnia. Za ten produkt zapłaciłam jakoś 7zł i żałuję, że nie kupiłam od razu dwóch butelek. Za tą cenę, wydajność i działanie jest to kosmetyk godny polecenia.


Kolejny mój ulubieniec to jajeczko do makijażu Ebelin. Jest to moje pierwsze jajeczko do makijażu i powiem wam, że długo zastanawiałam się nad tym z jakiej firmy mam zamówić ten właśnie produkt. Po wielu przeczytanych recenzjach doszłam do wniosku, że będzie to jajeczko niemieckiej firmy Ebelin. Poprosiłam, więc kochaną Darię o zakup mi tego jajeczka jak będzie w Niemczech i po wielu poszukiwaniach Daria go znalazła. Produkt ten kosztował mnie 2,5 Euro o ile dobrze pamiętam. Pięknie nakłada się nim podkład, dzięki czemu uzyskujemy naturalny efekt, a nie maskę na twarzy. Niestety jajeczko trzeba bardzo dobrze odcisnąć z wody, bo inaczej podkład się rozwodni i nie będzie już taki kryjący jak powinien. Po użytkowaniu podkładu z Revlon'u Color Stay gąbeczki nie szło już dokładnie wyczyścić i jak widać pozostały na niej plamy. Na szczęście jajeczko mi jeszcze nie popękało i nadal mogę się nim cieszyć każdego rana :)


Ulubieńcem nie tylko października, ale i jesieni jest szminka firmy Maybelline niestety niedostępna już w sprzedaży. Swoją posiadam w odcieniu 345 Plum Sunrise, czyli w pięknym śliwkowym kolorze, który wspaniale komponuje się z aurą na dworze i moimi włosami w kolorze wiśniowo-brązowym. Ciężko mi niestety oddać prawdziwy odcień tej szminki, ale uwierzcie mi na słowo, że jest to ciepły różowo-śliwkowy kolor z dodatkiem błyszczących drobinek.
Szminka dosyć długo utrzymuje się na ustach bez jedzenia i picia. Niestety po spożyciu czegokolwiek trzeba ją poprawić, bo resztki ciemnej szminki na ustach wyglądają nieestetycznie. Zakochałam się w tym odcieniu na amen i żałuję, że ta seria nie jest już dostępna w sprzedaży. Szminka w cenie na do widzenia w Rossmann'ie kosztowała mnie 7zł, więc tym bardziej jestem zadowolona z tego zakupu.


Jako, że wieczory są już długie i zimne zrezygnowałam z prysznica i korzystam już tylko z wanny. Uwielbiam wtedy wlewać do wody wszystko co pięknie pachnie i dobrze się pieni. Ulubieńcem października jeśli chodzi o kąpiele jest płyn do kąpieli firmy Avon o zapachu ciepłej wanilii i figi. Zapach ten mnie tak zauroczył, że zakupiłam sobie nawet mgiełkę i balsam do ciała z tej samej serii zapachowej. Tak pięknego połączenia słodkości jeszcze nie spotkałam. Płyn ten kosztował mnie 13zł w promocji za litr i muszę przyznać, że nie jest jakoś bardzo tani, ale mimo wszystko jest wydajny. Wystarczy tylko jedna, max dwie nakrętki i mamy całkiem sporo piany i pięknego zapachu w łazience. Poza tym płyn ten ładnie oczyszcza ciało przez co nie muszę już dodatkowo używać innego produktu do mycia.


To by byli wszyscy moi ulubieńcy w tym miesiącu. Coś was zainteresowało, a może mieliście coś z moich ulubieńców, ale nie polubiliście się z tym produktem?
Jakie kosmetyki do kąpieli byście mi poleciły na te chłodne wieczory? Mieliście coś w postaci babeczek lub kuli do kąpieli? Czekam na wasze komentarze.

poniedziałek, 27 października 2014

Kolagenowa maseczka do twarzy w formie tkaniny firmy Beauty Formulas


Hej :)
Na początku chciałabym się wam wytłumaczyć z moich coraz dłuższych nieobecności na blogu. Niestety jestem tutaj o wiele rzadziej niż kiedyś ze względu na fakt, iż mam dwie prace i niezbyt udany grafik na koniec miesiąca, który nie pozwalał mi na napisanie nowych postów.
Same dniówki po 12 godzin nie tylko skutkują brakiem czasu, ale i wpływają na ogólne osłabienie organizmu. Nawet weekendy mam zajęte, bo mam pracę. Gdy mam jednak dłuższą chwilę czasu poświęcam ją mojemu chłopakowi, bo o miłość trzeba przecież dbać. Na szczęście w listopadzie mam w miarę dobry rozkład dnia dlatego mam nadzieję, że będzie mnie tu (i u was) więcej.


Teraz jednak wracam do tego o czym ma być dzisiejszy post, czyli do kolagenowej maseczki do twarzy firmy Beauty Formulas. Maseczkę tę zakupiłam już dosyć dawno podczas wizyty w drogerii Super-Pharm. Nie pamiętam ile dokładnie kosztowała, ale była w granicach 6-7zł i była to cena promocyjna. Cena regularna waha się w granicach 8-12zł. Dla jednych te 6zł to może być dużo jak na jednorazowy użytek tej maseczki, a dla innych mało, więc czy opłaca się wydać te pieniądze na ten kosmetyk, czy nie to już sami musicie zdecydować.
Collagen Essence Facial Mask to maseczka w formie tkaniny nasączona płynem, którą mamy pozostawić na swojej twarzy przez minimum 15 minut. Producent zaleca użytkowanie tego typu maseczek przynajmniej raz w tygodniu jednak ja zastosowałam ją dwa razy, bo na tyle użyć wystarczy jeśli schowamy ją z powrotem do opakowania, gdzie znajduje się jeszcze trochę płynu, który nam tą maseczkę ponownie nawilży.


Maseczka ma wycięte otwory na oczy, usta i nos dzięki czemu możemy zastosować ją na Halloween w formie dodatku do przebrania za ducha lub mumię :P Niestety po jej nałożeniu raczej nie powinnyśmy mówić, ponieważ trochę zjeżdża nam z twarzy szczególnie w okolicy ust.
Zapach tego produktu jest niezwykle delikatny, ładny i słodki, taki trochę mydlany, jednak po zdjęciu maski z twarzy zapach całkowicie się ulatnia. Maseczka ta nie uczuliła i nie podrażniła mojej skóry.
Składniki zawarte w maseczce takie jak ekstrakt z alg, ekstrakt z liści miłorzębu japońskiego, gliceryna, kolagen morski i ekstrakt z morwy białej mają naszą skórę porządnie nawilżyć i odżywić, poprawić elastyczność i jędrność skóry oraz spowolnić procesy starzenia. Niestety po zmyciu resztek płynu efekt nawilżenia znika, dlatego przy drugim razie resztki produktu wmasowałam w twarz i pozostawiłam na skórze aż do wieczornej toalety. Jak można się domyślić po jednorazowym użytkowaniu tego produktu efektów w postaci jędrnej skóry nie widać. Może gdybyśmy ją stosowali regularnie przez dłuższy okres czasu to jakieś efekty byłyby bardziej widoczne.


Podsumowując: fajna maseczka, która sprawdzi się podczas wieczornego lub weekendowego relaksu lub przed ważnym wyjściem. Chwilowo nawilża twarz, chłodzi ją, sprawia, że staje się ona miękka i gładka oraz powoduje, że wygląda ona świeżo jednak po zmyciu resztek produktu cały ten efekt znika. Nie wiem, czy warto poświęcić te 6-12zł na ten produkt, bo jest to kosmetyk jednorazowego użytku, jeśli jednak chcecie się zrelaksować i nie jest wam szkoda wydać tych kilku złotych na tego typu produkt to warto choć raz dla wypróbowania kupić sobie tą maseczkę.

LINK: Opinie na Wizażu

Moja ogólna ocena: 4/5

wtorek, 21 października 2014

10 trików, które pomogą ci w walce o piękny wygląd


Hej :)
Dziś chciałabym wam przedstawić kilka urodowych sztuczek, które są nie tylko przydatne w poprawianiu wyglądu, ale są także szybkie i łatwe w użyciu, przez co możemy poczuć się lepiej i wypięknieć w kilka chwil. Mam nadzieję, że wskazówki okażą się wam pomocne i chętnie z nich kiedyś skorzystacie :)


1. Aby wybielić zęby należy pocierać je wewnętrzną stroną skórki od banana. Powinnyśmy to robić przez mniej więcej dwie minuty, kilka razy w tygodniu, aby efekt był widoczny. Po około miesiącu stosowania możemy zauważyć wybielenie zębów nawet o kilka tonów. Dzięki składnikom takim jak potas, magnez, czy mangan twoje zęby będą widocznie bielsze. Sposób ten dodatkowo nie uszkadza szkliwa zębów w porównaniu do innych środków wybielających.


2. Aby zlikwidować worki i opuchliznę pod oczami należy stosować okłady z zimnych łyżeczek. W tym celu powinnyśmy wsadzić wieczorem do zamrażarki dwie łyżeczki, a następnie wyjąć je rano i położyć na oczy do momentu, aż poczujemy, że stają się one ciepłe. Takimi zimnymi łyżeczkami można także wykonać masaż wokół oczu, który skutecznie poprawi napięcie i ukrwienie skóry.


3. Aby zlikwidować przebarwienia powstałe po ciemnym kolorze lakieru do paznokci należy przecierać paznokcie sokiem z cytryny wyciśniętym na wacik lub odrobiną pasty do zębów.


4. Chcesz mieć na ustach odcień pomadki, której nie masz w swojej kosmetyczce? Nic prostszego. Wystarczy, że nałożysz na łyżkę odrobinę wazeliny i dodasz do niej cień do powiek w odcieniu jaki chcesz mieć na ustach. Wystarczy teraz ogrzać łyżkę i to wszystko ze sobą wymieszać- szminka gotowa :)


5. Jeśli masz zalotkę, która niezbyt dobrze podkręca rzęsy wystarczy, że delikatnie ogrzejesz ją suszarką. Taka ciepła zalotka wzmocni efekt, dzięki czemu twoje rzęsy będą o wiele bardziej podkręcone.

 
6. Chcesz mieć na paznokciach matowy lakier do paznokci, ale nie masz takiego w swojej kolekcji, a do sklepu ci nie po drodze? Wystarczy, że pomalujesz swoje paznokcie zwykłym lakierem do paznokci i wystawisz go na działanie pary wodnej. Dzięki temu twój lakier powinien zmienić się w lakier matowy.


7. Chcesz ogolić nogi, ale skończył ci się żel lub pianka do golenia nóg? Wystarczy, że masz pod ręką jakąkolwiek odżywkę do włosów. Nałożona na nogi nie powinna szybko spływać, bo jest całkiem gęsta, a dodatkowo zmiękczy włoski i ułatwi golenie.


8. Masz nieświeże i oklapnięte włosy, a nie masz pod ręką suchego szamponu? Zastosuj na nie sypki puder wmasowując go we włosy u nasady, a resztę produktu strzep. Puder sypki szybko zaabsorbuje nadmiar sebum i na krótki czas odświeży fryzurę.


9. Nie masz pod ręką kremu do stóp, ale masz w domu krem na odparzenia dla dzieci? To świetnie! Wystarczy, że nałożysz go na noc na stopy, a rano twoje pięty będą zmiękczone i gładsze.


10. Masz na twarzy niechcianego pryszcza? Pozbądź się go nakładając na niego na noc pastę do zębów, krem z cynkiem (np. taki na odparzenia dla dzieci), mieszankę sody oczyszczonej z wodą lub maść ichtiolową. Zadziałają one wysuszająco i przeciwzapalnie. Jednak pamiętaj, aby nie stosować tego triku zbyt często, ponieważ możesz podrażnić i mocno wysuszyć swoją skórę.


To by było na tyle. Pewnie większość osób zna większą część tych sposobów, ale mam nadzieję, że poszerzyłam wiedzę choć jednej z was :) Myślę, że są to proste sposoby na ułatwienie sobie życia i poprawienia urody :)

czwartek, 16 października 2014

The Body Shop- nawilżające, jagodowe masło do ciała dla skóry suchej


Hej :)
Witam was po dość długiej nieobecności spowodowanej natłokiem pracy. Dziś korzystając z okazji, że mam nocną zmianę postanowiłam wygospodarować chwilę czasu na napisanie posta o nawilżającym, jagodowym maśle do ciała od The Body Shop. Masełko to wygrałam w konkursie i jest to moje pierwsze pełnowymiarowe masło do ciała tej firmy.

Długo zastanawiałam się, czy napisać osobnego posta o tym kosmetyku jednak stwierdziłam, że arganowe masło do ciała, które jakiś czas temu recenzowałam jest niestety gorsze od tego, które dziś wam przedstawię. Myślę, że powinnyście wiedzieć, że nie każde masło The Body Shop jest takie samo, jak ta średnia udana nowość z olejkiem arganowym, o której pisałam TUTAJ.


Opis producenta:
Masło jest przeznaczone do skóry suchej. Działa nawilżająco i natłuszczająco na skórę. Oprócz tego chroni skórę przed wysuszaniem, opóźnia starzenie się skóry i powstawanie zmarszczek. Zawiera ekstrakt z owoców borówki. Poprawia gładkość skóry i zapewnia jej 24-godzinne nawilżenie.

Zacznę może od zapachu, który nijak oddaje jagody. Zapach tego masła jest kwaśny z delikatną nutą słodyczy. Mimo wszystko jest to zapach energetyzujący, przyjemny, ciekawy i rzadko spotykany, który niejednej z was może przypaść do gustu ;) Dosyć długo utrzymuje się na skórze i to jest jego dodatkowy plus.
Konsystencja tego produktu jest maślano-kremowa, dzięki czemu produkt ten z łatwością rozprowadza się na ciele. Pod wpływem ciepła dłoni i ciała produkt ten bardzo szybko się rozsmarowuje, wchłania i nie pozostawia przy tym żadnych smug. Jestem wyjątkowo zadowolona z tej konsystencji, bo zależy mi (szczególne w zimie) na szybkim nałożeniu i wchłonięciu się kosmetyku w ciało.
Po użyciu tego kosmetyku moja skóra jest przede wszystkim miękka, gładka i dobrze nawilżona. Nie zauważyłam jednak, aby była jakoś wyjątkowo odżywiona. Na ciele po wsmarowaniu masła pozostaje cienki filtr, ale nie jest on tłusty. To po prostu taka niewidoczna bariera ochronna, która ma zapobiegać utracie wody. 
Skład tego masełka jest dużo lepszy niż w poprzedniej wersji jagodowego masła, a znaleźć w nim możemy: masło shea i masło kakaowe, glicerynę, wosk pszczeli, olej sezamowy, olej z orzesznicy wyniosłej, ekstrakt z borówki czarnej. Reszta składników to głównie konserwanty, utwardzacze i składniki zapachowe.
Opakowanie jak widać to niebieski, plastykowy pojemniczek, z którego możemy bez problemu wydobyć całe masełko. Fajnie się go trzyma nawet w mokrych dłoniach.
Za 200ml masełka będziemy musieli w sklepie The Body Shop zapłacić aż 65zł. Jak dla mnie jest to ogromna kwota jak na masło do ciała i osobiście za taką cenę bym go nie kupiła. Na szczęście jest to produkt wydajny, który powinien wystarczyć na co najmniej dwa miesiące (zależy oczywiście jak często takie produkty używacie). Miło jednak było go poużywać, bo widziałam, że moja skóra dzięki temu produktowi jest przyjemna w dotyku, gładka, miękka i nawilżona.
W Polsce była to edycja specjalna i nie wiem, czy to masełko jest jeszcze dostępne w sklepach stacjonarnych The Body Shop. Dajcie znać jeśli go tam widziałyście.


Podsumowując: jagodowe masełko przeznaczone jest do skóry suchej i z taką skórą sobie radzi. Dobrze nawilża ciało, pozostawiając je miękkie i przyjemne w dotyku. Niestety cena regularna jaką trzeba zapłacić za to masełko jest stanowczo za wysoka i w regularnej cenie na pewno tego masła nie kupię. Gdyby jednak, któraś z was była zainteresowana masłami The Body Shop (i nie tylko) to napiszcie do mnie maila. Mam namiary na dziewczynę, która sprzedaje je za 39zł z wysyłką, a zapłata za produkt jest dopiero przy odbiorze, więc się opłaca i wszystko jest bezpieczne :)

LINK: Opinie na Wizażu

Moja ogólna ocena: 4/5 (jedna ocena mniej za cenę)

piątek, 10 października 2014

Odżywka do rzęs Bodetko Lash- efekty po czteromiesięcznej kuracji


Hej:)
Dzisiaj chciałabym dla was opisać moją pierwszą przygodę z odżywką do rzęs, która ma wydłużyć i zagęścić nasze rzęsy. Odżywka, którą posiadam pochodzi z firmy Bodekto Lash i wygrałam ją na majowym spotkaniu blogerek. Początkowo sceptycznie do niej podchodziłam, jednak chęć posiadania pięknych rzęs wzięła górę i zmusiłam się do codziennego jej użytkowania. Nie żałuję ani trochę tej samodyscypliny, bo dzięki temu moje rzęsy znacząco się wydłużyły, zagęściły i wzmocniły.


Jak same możecie przeczytać poniżej, odżywka Bodetko Lash ma nasze rzęsy uczynić długimi i gęstymi, a to za sprawą codziennego wieczornego wsmarowywania w nie tegoż specyfiku. Przyznam się bez bicia, że codziennie tej odżywki nie stosowałam, bo chodząc na nocne zmiany nie chciałam kłaść jej pod makijaż oka. Robiłam to jednak rano, po przyjściu z pracy i wtedy nadrabiałam wieczorną zaległość. Na początku ciężko mi było zmusić się do codziennego jej stosowania, bo jakoś nie wierzyłam w cudowne jej działanie, ale stwierdziłam, że moje rzęsy są w złej kondycji, wypadają i mają wybrakowane miejsca na oku, dlatego też spiełam się w sobie i codziennie ten specyfik stosowałam.
Pierwsze efekty było widać już po miesiącu regularnego stosowania i wtedy to zauważyłam, że moje rzęsy nieznacznie się wydłużyły i zagęściły, jednak zagęszczenie było o wiele bardziej widoczne niż wydłużenie. Ten efekt w połączeniu z wydłużającym tuszem do rzęs spowodował wielkie "boom" na moim oku. Tak bardzo spodobał mi się ten efekt, że zrezygnowałam z nakładania cieni i rysowania kresek na rzecz samych wytuszowanych rzęs. Zauważyła także, że podczas demakijażu na waciku jest mniej rzęs niż zazwyczaj. Dopiero pod koniec trzeciego miesiąca użytkowania widać już było spore efekty w postaci mocno zagęszczonych i wydłużonych rzęs (zresztą sami możecie to ocenić po zdjęciach, które wykonane były po czterech miesiącach stosowania).
Co do działania niestety nie jest to efekt trwały, ponieważ po czterech miesiącach, gdy ograniczyłam stosowanie odżywki (w celu sprawdzenia co będzie się działo, gdy nie będę jej używać codziennie) zauważyłam, że rzęsy zaczynają cofać się do swojego pierwotnego stanu. Po tygodniu widać już było, że rzęsy zaczynają znów wypadać, a co za tym idzie jest ich coraz mniej, a gęstość nie jest już taka jak poprzednio. Na szczęście swojej długości nie zmieniły i nadal mam pięknie długie rzęsiory :)
 

Jak już opisałam całe działanie tej odżywki to przejdę może do rzeczy technicznych. Odżywka ta ma 3ml i to powinno wystarczyć nam na około 6-8 miesięcy stosowania. Opakowanie jest solidnie wykonane, ale niestety zauważyłam, że napisy zaczynają się z niego zdzierać. Substancję nakłada się za pomocą pędzelka w formie eyeliner'a przejeżdżając nim tuż przy linii rzęs. Pędzelek jest dosyć cienki, ale dzięki temu precyzyjnie naniesie odżywkę na rzęsy. Skład u niektórych może budzić kontrowersje, bo na drugim miejscu (tuż po wodzie) znajduje się bimatoprost, który stosowany jest w leczeniu jaskry poprzez zmniejszenie ciśnienia wewnątrzgałkowego i który nie powinien być stosowany u kobiet w ciąży, jak i u kobiet karmiących piersią. Składnik ten drażni cebulki rzęs i dzięki temu rosną, jednak podczas dostania się do oka może je podrażnić powodując ból, pieczenie i zaczerwienienie oka. Mnie kilka razy oczko zaszczypało, ale szybko ten dyskomfort minął i wszystko po krótkim czasie wróciło do normy. Następnie w składzie znajduje się Euphrasia Officinailis Extract (ekstrakt ze świetlika), Sodium Chloride (chlorek sodu, który zwiększa lepkość i redukuje nieprzyjemny zapach), Alkohol Denat. (etanol- składnik o działaniu tonizującym, oczyszczającym, odtłuszczającym, odświeżającym), Benzalkonium Chloride (substancja antystatyczna, dezodoryzująca i antyseptyczna zapobiegająca elektryzowaniu się włosów, która także je zmiękcza). Odzywkę zakupić możecie na fanpage'u Bodetko Lash, czyli TUTAJ, a jej regularna cena to aż 189zł. Jednak często jest w promocji i aktualnie możecie ją zakupić o 30% taniej, czyli za 132zł. Ja kończę już powoli piąty miesiąc użytkowania tego produktu i chyba zostało mi go jeszcze połowa mimo, iż nie oszczędzałam tej odżywki, więc jej wydajność jest całkiem dobra.


Podsumowując: jestem bardzo zadowolona z tego kosmetyku. Dzięki tej odżywce moje rzęsy znacząco urosły i zgęstniały :) Niestety nie jest to produkt tani i czasami nieco podrażnia oczy. Mimo wszystko zdobył moje uznanie, bo jego działanie jest naprawdę godne podziwu :)

A co wy uważacie o tych odżywkach do rzęs? Są warte swojej ceny? Dajcie też znać co sądzicie o składzie, a dokładnie o jednym składniku jakim jest bimatoprost, bo wiem, że ten składnik budzi wiele kontrowersji.

Moja ogólna ocena: 5-/5 (minus za cenę)

wtorek, 7 października 2014

Jak pachną moje jesienne wieczory, czyli kraina zapachu Yankee Candle


Hej :)
Z każdym dniem za oknem robi się coraz zimnej, ale i coraz bardziej kolorowo, a to za sprawą jesieni, która funduje nam piękne widoki opadających kolorowych liści. W takie jesienne wieczory coraz częściej sięgam po zapachy w postaci wosków, które chętnie sobie palę, gdy tylko za oknem zrobi się ciemno. W swojej małej kolekcji posiadam trzy zapachy, które według mnie będą idealne nie tylko na jesień, ale także i na zimę. Aby je poznać zapraszam was do przeczytania ich opisów poniżej.


Zacznę może od mojego ulubionego zapachu jakim jest Fireside Treats, czyli typowe pieczone nad ogniskiem pianki marshmallow. Zapach ten pochodzi z kolekcji letniej Q2 na 2013 rok i według producenta ma pachnieć pieczonymi piankami i karmelem. Jak pachną pieczone pianki nie wiem, bo nigdy takowych nie piekłam, ani nie jadłam, ale zapach tego wosku jest bardzo słodki i ma w sobie coś męskiego, a nawet rzekłabym, że drzewnego. Zapach palony w kominku jest niezwykle intensywny i rozchodzi się nie tylko po całym pokoju, ale czuć go też w innych pobliskich pomieszczeniach :) Niestety po wygaszeniu kominka dosyć szybko przestaje się go czuć.
Teraz ten zapach jest zapachem miesiąca, więc można go nabyć o 20% taniej i możliwe, że dam się skusić na zakup świecy. Mimo, iż zapach pochodzi z kolekcji letniej to uważam, że będzie idealny do palenia w mroźnie, zimowe wieczory albo w deszczowe, jesienne dni.


Kolejny zapach, który lubię, ale który nie podbił mojego nosa jakoś szczególnie to Torquoise Sky. Według producenta wosk ten łączy w sobie aromat morskiej trawy, świeżej bryzy i piżma. Ja wyczuwam w nim tani odświeżacz toaletowy, trochę cytrusów i piżma, a gdzieś tam daleko sól. Jednak po zapaleniu wosk pachnie nieco inaczej i staje się przyjemniejszy dla nosa. Mam wrażenie, że piżmo zaczyna dominować i zza taniej kostki toaletowej wyłania się powoli ta świeża bryza, o której pisze producent. Zapach jest bardzo intensywny, a po zgaszeniu całkiem długo się utrzymuje. Jednak im więcej czasu mija od jego zgaszenia, tym bardziej przyjemniejszy się staje.
Polecam palić późnym wieczorem, ponieważ jest to zapach wieczorowy i mocny, ale mimo to nadal pozostaje świeżym zapachem.


Midnight Oasis to typowo męski zapach. Jeśli takowych nie lubicie to myślę, że się z nim nie zaprzyjaźnicie. Ja niezbyt wielką miłością do niego zapałałam, za to mój luby bardzo go lubi.
Zapach pochodzi z wiosennej edycji Q1 na 2014r. Według producenta zapach ten składa się z trzech aromatów: morskiej bryzy, drzewa sandałowego i cytrusów. Dzięki tym trzem składnikom zapach wydaje się być nie tylko mocny i męski, ale także ciężki, tajemniczy i elegancki. Gdyby tej tajemniczości i elegancji w tym zapachu nie było to nie wiem czy bym go po pierwszym paleniu ponownie zapaliła. Niestety jest to zapach bardzo intensywny, który długo będzie utrzymywał się w pomieszczeniu, nawet po szybkim jego wygaszeniu. Wąchając go "na sucho" mam wrażenie, że obok mnie siedzi przystojny, dobrze ubrany biznesmen, który z natury jest subtelnym i wrażliwym człowiekiem. Niestety po zapaleniu mam wrażenie, że siedzi obok mnie młody chłopak, który chce mi na siłę udowodnić jaki on to nie jest przystojny, bogaty i ile to na niego lasek nie leci. Ja jednak się mu nie oprę ;)


Ostatni zapach, czyli Salted Caramel to zapach, który znienawidzili wszyscy moi domownicy już na początku pierwszego palenia. Mój chłopak czuł go nawet, gdy wosk znajdował się w kominku, jednak nie był podpalony i kazał mi go wynieść z pokoju, bo by inaczej w nim nie wytrzymał. Według producenta zapach ten łączy w sobie słodkość palonego cukru i kremowo-waniliowego karmelu z nutami soli morskiej. Dla mnie takie zestawienie karmelu, wanilii, cukru i soli to bomba zapachowa, którą albo się pokocha, albo znienawidzi. Ja niestety należę do grupy osób, której ten zapach nie leży. Jeśli ktoś lubi kuchenne, jedzeniowe, słodko-słone zapachy to może go pokochać.
Zapach ten jest tak intensywny i trwały, że nawet po wygaszeniu utrzymuje się w pokoju bardzo długo. Dlatego właśnie już go nie zapalę ponownie, bo potem szybko nie pozbędę się tego zapachu z mojego pokoju. Trzeba jednak przyznać, że ten zapach diametralnie różni się od pozostałych wosków Yankee Candle i jest istnym majstersztykiem jeśli chodzi o takie odwzorowanie zapachu palonego cukru, karmelu, wanilii i soli. Wszystkie te cztery składniki są wyczuwalne w tym wosku, jednak to połączenie nie przypadło mi do gustu, a tylko wywołało ból głowy.

A wy, któryś z tych wosków macie? Lubicie Salted Caramel i całą resztę? Dajcie znać co sądzicie o dzisiejszych czterech zapachach :)

sobota, 4 października 2014

Historia powstania szminki i inne ciekawostki z nią związane


Cześć wam :)
Ostatnio w internecie znalazłam artykuł, w którym znajdowały się trzy króciutkie fakty związane z powstaniem jednych z najpopularniejszych kosmetyków, a mianowicie szminki, lakieru po paznokci i podkładu. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, jak to właściwie z tymi danymi kosmetykami było i kto je wymyślił. Zaczęłam więc przeszukiwać internet w poszukiwaniu ciekawostek i tym oto sposobem powstał ten post, bo chciałabym się z wami tą wiedzą i ciekawostkami podzielić. Dziś chciałabym wam opisać historię powstania szminki, bo to aktualnie mój ulubiony kosmetyk kolorowy.


Według historyków szminka może mieć nawet 5000 lat, jednak oficjalnie ma ich 127. Jej pierwszymi użytkowniczkami były kobiety Indusu, które malowały usta proszkiem ze zmiażdżonych drogocennych kamieni zaś w grobowcach egipskich i sumeryjskich kobiet znaleziono garnuszki z tlenkiem żelaza. Kleopatra w trakcie swojego życia także miała możliwość używania szminki, jednak pozyskiwana była ona z żuków i mrówek w postaci karminowego proszku. Zaś w antycznej Grecji czerwone usta nosiły tylko kobiety lekkich obyczajów, aby można je było odróżnić w tłumie od innych kobiet. W Europie tworzono szminki głównie z wosku pszczelego i siarczku rtęci i taki typ kosmetyku do ust został rozsławiony przez Elżbietę I, która wraz z innymi kobietami z dworu wykreowała typ bardzo jasnej cery i mocno czerwonych ust.
Prototyp dzisiejszych szminek, czyli czerwona maź zamknięta w papierowym rulonie i wykonana z olejku rycynowego, łoju jelenia i wosku pszczelego została zaprezentowana po raz pierwszy 1 maja 1883r na wystawie w Amsterdamie, na której dwóch francuzów zaprezentowało pałeczkę do malowania ust o nazwie „Stylo d’Amour", czyli inaczej "kredce miłości" (inne źródło mówi o 1884r i wystawie w Paryżu), a nieco później, bo w 1910r można już było nabyć szminkę w sztyfcie. Zaś w 1915r stworzono pierwszą szminkę, która uwydatniała usta.
W 1920r na rynek weszła czarna szminka, która była wykorzystywana głównie przez aktorki grające w niemych filmach, a w 1930r można już było zakupić różne kolory tego produktu. W tym samym roku Max Factor wymyślił błyszczyk, który w dzisiejszych czasach jest równie chętnie używany przez kobiety jak szminka, a w tamtych czasach był dla niej niemałą konkurencją.


Inne ciekawostki związane ze szminką:
- egipskie królowe nakładały na usta czerwoną ochrę i karmin, a greckie i rzymskie arystokratki używały rozgniecionych jeżyn i korzeni czerwienicy barwierskiej, aby zabarwić swoje usta na czerwono. Kobiety XVII wieku kolorowały zaś usta winogronami oraz gęstymi maściami na bazie soku z ciemnych winogron,
- niektóre egipcjanki z rodzin królewskich upodobały sobie fiolet na ustach, który powstał z połączenia jodu i bromu. Niestety mieszanka ta okazała się dla nich, jak i dla ich kochanków śmiertelna dlatego do dziś pozostało określenie „pocałunek śmierci”,
- w średniowieczu kobiety, które nosiły na ustach czerwoną szminkę uważane były za kochanki diabła,
- w 1770r parlament Wielkiej Brytanii wprowadził akt, który zezwalał na oskarżenie kobiet, które miały pomalowane usta o czary (w tamtejszych czasach bardzo często kobieta nosząca szminkę na ustach była uważana za wiedźmę i groziła jej śmierć poprzez spalenie na stosie). Ustawa ta mówiła również o możliwości unieważnienia małżeństwa jeśli panna młoda nosiła przed ślubem makijaż, czy malowała usta szminką, ponieważ w ten sposób mogła omamić swojego przyszłego męża i zaciągnąć go do ołtarza,


 
- w latach 1910-1930 szminka sprzedała się w tak wielkim nakładzie, że gdyby ułożyć szminki jedna za drugą to powstałby odcinek mierzący około 3 tysiące kilometrów od Chicago do San Francisco,
- w 1912r podczas manifestu w Nowym Jorku Elizabeth Arden rozdawała czerwone szminki sufrażystkom. Twierdziła ona, że był to znak niezależności kobiet, jednak inni twierdzą, że był to po prostu chwyt reklamowy jej firmy, 
- w 1915r wynalezione przez Marice'a Levy metalowe cylindryczne opakowanie zapoczątkowało nową erę szminki. Początkowo opakowanie to było w kształcie tulejki z gwintem, ale szybko zostało unowocześnione o mechanizm rotacyjny wypychający szminkę,
- pierwsza wykręcana szminka pojawiła się w Polce w 1923r,
- w 1930 roku Salvador Dali zaprojektował kanapę, która kształtem przypominała słynne czerwone usta królowej burleski Mae West. Takich sof wyprodukowano tylko 5 jednak od razu stały się one ikoną designu. 42 lata później, czyli w 1972r mebel został unowocześniony przez firmę Studio 65 i nazwany na cześć Marilyn Monroe Marilyn Bocca Sofa (z włoskiego słowo bocca oznacza usta),

Sofa zaprojektowana przez Salvatora Dali Mae West

Marilyn Bocca Sofa

 - w 1950r dzięki amerykańskiej chemiczce Helen Bishop powstała pierwsza trwała pomadka, która nie rozmazywała się podczas pocałunków i była używana głównie przez aktorki,


- pierwsza kampania marketingowa szminki została stworzona przez firmę Revlon, która w 1952 roku wprowadziła hasło „Ogień i lód”. Dzięki temu określeniu szminka stała się jednym z najlepiej sprzedających się produktów na świecie,


- w 1959r inżynierowie z polskiego przedsiębiorstwa Inco-Veritas opracowali recepturę szminki, a jednym z jej twórców był Stanisław Trusiewicz. Szminkę nazwano Celia i była to jedna z najpopularniejszych szminek w Polsce. Zaś w 1971r Lech Wilkoszewski opracował recepturę transparentnej szminki, która dostępna była w 11 kolorach,
- w 1900r firma Guerlain, która sprowadzała z Wielkiej Brytanii do Francji płynny ekstrakt z róży do różowienia ust, zaprojektowała praktyczne opakowanie szminki, czyli metalową tulejkę, która praktycznie w niezmienionej formie istnieje do dziś,  


 - w latach 60-tych XX wieku kobiety, które nie malowały ust uchodziły za chore psychicznie lub były uważane za lesbijki,
- w 2008r w Genewie szwajcarka Sylvie Flury na otwarcie swojej wystawy zaprojektowała kieliszki z odciskiem umalowanych ust. Cieszyły się one tak wielkim powodzeniem, że niektóre już na wernisażu znalazły się w torebkach zaproszonych pań. Kilka miesięcy później, na wernisażu w Paryżu każdy gość mógł sobie zabrać taki kieliszek do domu,



 - czerwony barwnik, czyli koszenila używany do produkcji szminek pochodzi ze zmielenia wysuszonych pluskwiaków żerujących na kaktusach (czerwce kaktusowe). Aktualnie koszenila stosowana jest jako barwnik o symbolu E120,
- nazwa szminka pochodzi prawdopodobnie od niemieckiego "schminke", a w czasach staropolskich używano takich nazwa jak barwica, barwiczka, rumienidło, czy czerwienidło,
- kobiety, które nie mogły się malować przygryzały wargi lub mocno pocierały kryształkami cukru, a japonki przyciskały do ust nasączoną barwnikiem bibułkę,
- aktualnie w USA sprzedaje się prawie 1500 sztuk szminki na minutę,
- rocznie na świecie sprzedaje się prawie 700 milionów szminek, czyli co 22 sekundy jedna z kobiet staje się posiadaczką tego małego cuda do malowania ust,
 - według naukowców statystyczna kobieta poprzez oblizywanie ust zjada w ciągu całego swojego życia około 3-4 kilogramów szminki,
- według naukowców 90% kobiet maluje swoje usta, aby poczuć się pięknie, a nie podobać się mężczyznom i według nich kelnerki z czerwonymi ustami dostają większe napiwki.

I to by było na tyle jeśli chodzi o historię szminki :) Mam nadzieję, że ten post wam się spodobał. Dajcie znać, czy chcecie podobny post, ale o jakimś innym kosmetyku :)
Określenie "pocałunek śmierci" pochodzi nie tylko od femme fatale, które w książkach stosowały zatrutych pomadek, ale też dlatego, że przez lata kosmetyk ten produkowano przy użyciu toksycznych substancji (np. ołowiu).

Więcej na: http://www.zeberka.pl/art/wszystko-czego-jeszcze-nie-wiecie-o-szmince-28324
Określenie "pocałunek śmierci" pochodzi nie tylko od femme fatale, które w książkach stosowały zatrutych pomadek, ale też dlatego, że przez lata kosmetyk ten produkowano przy użyciu toksycznych substancji (np. ołowiu).

Więcej na: http://www.zeberka.pl/art/wszystko-czego-jeszcze-nie-wiecie-o-szmince-28324

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...