Hej :)
Chyba nadszedł już czas na przedstawienie wam moich ulubieńców roku 2015, tym bardziej, że od września nie pojawił się żaden post z ulubieńcami miesiąca. W dzisiejszym poście pojawią się tylko perełki, dzięki którym pielęgnacja mojego ciała odbywała się w sposób przyjemny, szybki i efektowny.
Zacznijmy od produktów do pielęgnacji twarzy.
Jeśli chodzi o płyny micelarne to absolutnymi hitami okazały się dwa produkty: płyn micelarny do skóry wrażliwej firmy Garnier oraz płyn micelarny Loreal Ideal Soft. Oba te kosmetyki bardzo dobrze zmywały makijaż niewodoodporny, nie rozmazywały go na twarzy, świetnie radziły sobie z każdym tuszem do rzęs, były wydajne i niedrogie.
Do mycia twarzy stosowałam kilka produktów, ale tylko jeden okazał się strzałem w 10! Mowa o
nawilżającej piance do cery suchej i wrażliwej firmy Ecolab. Pianka ta zawiera ponad 99,5% komponentów roślinnych w tym m.in. wodę morską, olej ze słodkich migdałów, ekstrakt z aloesu i kwas hialuronowy. Delikatnie, ale bardzo dobrze oczyszcza skórę z resztek makijażu nie wysuszając jej. Będzie dobra dla osób, które borykają się z problemem przesuszonej i odwodnionej skóry.
Po oczyszczeniu skóry dla przywrócenia jej prawidłowego pH stosowałam hydrolat różany firmy Manufaktura Kosmetyczna. Jest to w 100% czysty hydrolat z róży damasceńskiej, który odświeżał skórę, tonizował ją i delikatnie nawilżał. Przy okazji ładnie pachniał i zmniejszał zaczerwienienia. Oprócz hydrolatu stosowałam wodę termalną Uriage, która miałam bardzo podobne właściwości co opisany powyżej hydrolat, tylko zawierała w sobie więcej minerałów i nie miała już takiego przyjemnego zapachu, co hydrolat z róży damasceńskiej.
Jeśli chodzi o kremy do twarzy to w okresie zimowym stosuję bogaty krem nawilżający z serii Hydrabio Riche firmy Bioderma. Nie jest to tłusty krem, ale powoduje, że skóra po użyciu dostaje zdrowego blasku. Świetnie nawilża skórę, a samo nawilżenie jest odczuwalne przez długi czas. Krem ten jest wydajny, ma przyjemny zapach i dobry skład. Na okres letni polecam zaś emulsję firmy Clinique Dramatically Different Moisturizing Lotion+. Jest to produkt o lekkiej konsystencji, który bardzo szybko się wchłania, pięknie pachnie i naprawdę dobrze nawilża. Przy okazji pozostawia skórę zdrowo wyglądającą i jest przy tym niesamowicie wydajny. Skóra po użyciu obu tych kremów jest niesamowicie miękka i przyjemna w dotyku.
No i oczywiście muszę wspomnieć o mojej ukochanej odżywczej maseczce do twarzy z miodem firmy Nivea, która zasługuje na szczególne wyróżnienie. Po użyciu tego kosmetyku moja skóra jest niesamowicie miła w dotyku, gładka i promienna, a przy tym jest niesamowicie odżywiona i nawilżona. Śmiało mogę wam ją polecić do zastosowania przed ważnymi wyjściami, ale także do okazyjnego użytku np. raz w tygodniu. Lepszej maseczki od tej nie miałam.
Spray termoaktywny do układania i regeneracji włosów firmy Ecolab. Jest to produkt, który ma ułatwić rozczesywanie włosów i chronić przed gorącym powietrzem. Co do ułatwienia rozczesywania to się nie zgodzę, bo mam włosy bardzo plączące się i niestety sam ten produkt sobie z moimi włosami nie poradzi, ale jeśli chodzi o ochronę przed gorącym powietrzem suszarki i ciepłem prostownicy to nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Moje włosy mimo suszenia suszarką są w dobrym stanie (no może nie ostatnimi czasy, po rozjaśnieniu sobie końcówek) i myślę, że m.in. dzięki temu produktowi włosy mam jakie mam. Aktywnymi składnikami są: ekstrakt z hibiskusa, ekstrakt z imbiru, organiczny olej makadamia oraz keratyna. Skład jest naprawdę dobry i naturalny.
Jeśli chodzi o odżywki do włosów do pokochałam trzy produkty: odżywkę Balea z mango i aloe vera oraz dwie odżywki firmy Garnier z awokado i masłem karite oraz z cudownymi olejkami. Wszystkie te produkty pięknie wygładzały moje włosy, powodowały, że stawały się one miękkie i przyjemne w dotyku, świetnie się spłukiwały i przy okazji pięknie pachniały. Miały także dobry skład i kosztowały niewiele. Szkoda tylko, że zapach na włosach tak krótko się utrzymywał.
Z szamponów do włosów pokochałam dwa produkty. Pierwszy jest kosmetykiem naturalnym, a pochodzi z firmy Alva. Szampon ten przeznaczony jest do włosów cienkich, zawiera w sobie m.in. kofeinę i aloes. Drugi produkt to szampon odbudowujący z firmy Biokap. Oba te szampony świetnie oczyszczają włosy, powodują, że się aż tak nie plączą, zmiękczają i odrobinę wygładzają włosy. Dobrze się pienią mimo, że nie posiadają w sobie SLS'ów. Nie posiadają także parabenów.
Ulubioną odżywką w spray'u została ekspresowa odżywka regeneracyjna Gliss Kur Ultimate Oil Elixir. Pokochałam ją dlatego, że jako jedyna świetnie radziła sobie z moimi splątanymi włosami i powodowała, że ich rozczesanie miałam znacząco ułatwione. Przy okazji nie obciążała włosów, zmiękczała je i odżywała.
Z masek do włosów pokochałam maskę z masłem shea firmy Planeta Organica. Kosmetyk ten przeznaczony jest do włosów suchych i zniszczonych. W składzie znajdziemy m.in. 15% masła shea, olej baobabu, ekstrakt z owoców baobabu, a także olej z avocado. Naprawdę rewelacyjna maska, która niesamowicie zmiękcza włosy, zapobiega ich plątaniu, pięknie odżywia i nawilża włosy nie obciążając ich przy tym. Jest naprawdę tania jak na tak dobry skład i wydajność. Polecam każdemu, szczególnie osobom farbującym włosy.
Gdy moje włosy wołały o umycie, a nie miałam czasu żeby to zrobić to stosowałam suchy szampon Batiste. Zużyłam w zeszłym roku chyba z 6 takich opakowań, jak nie więcej i nadal będę ten produkt używać. Drugim świetnym suchym szamponem okazał się szampon z firmy Dove. Jakoś super włosów nie bielił, za to świetnie je odświeżał i lekko unosił u nasady. Przy tym (tak samo jak Batiste) pięknie pachniał.
Moimi ulubionymi perfumami okazały się dwa zapachy. Pierwszy zapach stosowany przeze mnie na dzień to woda toaletowa Seductive firmy Guess. Zapach ten należy do zapachów słodko-kwiatowych i jest to zapach niezwykle uwodzicielski, lekki i przy okazji świeży. Nada się także na randki i inne towarzyskie spotkania. Drugi flakon widoczny na zdjęciu to woda perfumowana firmy Avon. Jest to zapach In Bloom pochodzący z serii Today Tomorrow Always. Zapach nieco ciężki zaraz po spryskaniu, ale później łagodnieje i przeradza się w piękny kwiatowy ogród. Woda ta jest niezwykle trwała jak na swoją cenę, ale nie nadaje się do noszenia w torebce mimo małej pojemności 30ml, ponieważ flakonik jest dosyć ciężki.
O antyperspirantach Rexona za dużo pisać nie będę, bo kto mnie czyta ten wie, że to są moje najlepsze antyperspiranty w spray'u, a moim ulubionym zapachem jest zapach Sexy.
Dwa balsamy do ciała podbiły moje serce i ciało. Pierwszy fenomenalny balsam pochodzi z firmy Tołpa. Jest to balsam do ciała z amarantusem z serii Botanic. Szybko się wchłania i dobrze rozsmarowuje na ciele, całkiem dobrze nawilża skórę, a przy tym pięknie pachnie. Od razu po wysmarowaniu się tym specyfikiem można się ubrać nie mając obaw, że pobrudzimy sobie ubranie. Drugi balsam do ciała pochodzi z firmy Balea i zawiera w sobie aż 40% różnych olejków. Niestety balsam ten jest już nieco tłusty i radziłabym chwilę odczekać niż ubierzemy na siebie ubranie. Rewelacyjnie odżywia i nawilża skórę, szybko się wchłania i daje się dobrze rozsmarować. Niestety nie każdemu przypadnie do gustu jego zapach. Mimo to warto go kupić i stosować w okresie zimowym, bo pięknie skórę pielęgnuje.
Do mycia używałam wielu kosmetyków, ale płyny do kąpieli Avon'u są moimi ulubionymi płynami. Ulubionym zapachem okazał się zapach waniliowo-figowy (widoczny na zdjęciu). Do kąpieli używam także płynu dla mam Babydream. Boziu jak on obłędnie pachnie, dzięki czemu podczas kąpieli odczuwam pełen relaks. Zużyłam już chyba z 5 opakowań tego kosmetyku i na pewno kupię kolejne opakowania. Patrząc na świetny skład i niską cenę warto w niego zainwestować.
Z żeli pod prysznic pokochałam żel przywieziony z Zakynthos. Jest to żel firmy Korres o zapachu wanilii i śliwki. Pokochałam go dlatego, że ma dobry skład no i przypomina mi o zeszłorocznych wakacjach. Kupiłam dwa opakowania tego produktu, a następne czeka już w kolejce na użycie.
Z kremów do rąk zakochałam się w kremach firmy Balea. Szczególnie pokochałam zapach owoców leśnych, ale także polubiłam się z kremem o zapachu maślanki i papai. Kremy te szybko się wchłaniają i naprawdę dobrze pielęgnują skórę dłoni. Szkoda, że nie można ich dostać stacjonarnie.
Spośród produktów do makijażu także znalazłam kilka perełek. Pierwszą z nich będzie podkład firmy Revlon Nealry Naked. Swój posiadam w odcieniu 120 Vanilla. Podkład ten delikatnie matuje skórę, ale wygląda na twarzy bardzo naturalnie i świeżo. Pięknie się w nią wtapia, długo utrzymuje się na swoim miejscu i nie trzeba go raczej utrwalać pudrem (wszystko zależy jaki krem mamy na twarzy pod podkładem). Obojętnie czym go nałożymy to i tak zawsze pięknie wygląda na twarzy. Dokładnie to samo mogę powiedzieć o podkładzie Lasting Finish firmy Rimmel. W przypadku tego podkładu trwałość jest zdecydowanie lepsza, a wykończenie nie jest już takie pudrowe jak w przypadku NN. Oba te podkłady nie ciemnieją po nałożeniu, nie obciążają skóry, dzięki czemu nie musimy się obawiać wyprysków, a także mają całkiem dobrą wydajność i paletę odcieni.
Ulubionym pudrem prasowanym okazał się puder firmy Revlon z serii Nearly Naked. Mój posiadam w najjaśniejszym odcieniu. Puder ten bardzo ładnie matowił skórę, a przy tym niesamowicie naturalnie wyglądał na twarzy. Całkiem długo się na niej utrzymywał, a także był wydajny (ale to chyba większość pudrów tak ma z tą wydajnością).
Z pomadek używałam głównie pomadek firmy Wibo z serii Elixir w odcieniu 01, 03 i 07, które całkiem długo utrzymywały się na ustach i równomiernie z nich schodziły. Dodatkowo nie wysuszały ust, zawierały w sobie witaminy i powodowały, że usta nabierały blasku, bo ich wykończenie było błyszczykowate. Pomadka z serii Kate firmy Rimmel także podbiła moje serce ze względu na trwałość i brzoskwiniowy kolor nr 16, który pięknie pasował do mojej jasnej karnacji i delikatnego, dziennego makijażu. Do pielęgnacji ust stosowałam wiele produktów, ale tylko balsam do ust Tisane był w stanie ukoić i zregenerować moje usta. Świetnie nawilżał i odżywiał usta, a także świetnie smakował i przyjemnie pachniał.
Najlepszym lakierem do paznokci, który sobie upodobałam, a który wytrzymywał na moich paznokciach ponad tydzień (w połączeniu z top coat'em) był lakier firmy Rimmel w odcieniu 340 berries and cream. Uwielbiam takie malinowo-krwistoczerwone odcienie na swoich pazurkach.
Co do top coat'u to nie znalazłam niczego nowego wartego uwagi i nadal kocham ten z Sally Hansen Insta-Dri. Nie dość, że produkt ten przyspiesza wysychanie lakieru, to dodatkowo tworzy nabłyszczającą warstwę, która trzyma się na paznokciach nawet do trzech tygodni! Lakier+ten top coat to idealne rozwiązanie dla osób, które nie lubią długo czekać na wysychanie lakieru, a także dla tych, które nie lubią często malować paznokci i chcą, aby lakier utrzymywał się na paznokciach jak najdłużej.
Tusz do rzęs, który pokochałam był tylko jeden, a jest nim tusz do rzęs Volume Million Lashes So Couture firmy Loreal. Tusz ten nie osypywał się, pięknie wydłużał, a przede wszystkim pogrubiał i rozdzielał rzęsy, dzięki czemu mogłam się cieszyć rzęsami jak z okładki magazynu. Musiałam go wyrzucić po ponad 4 miesiącach tylko dlatego, że się skończył.
Ulubionym i jedynym rozświetlaczem jaki posiadam jest rozświetlacz Silver z firmy Wibo. Produkt ten tworzy na twarzy dosyć chłodną taflę, która nie każdemu może się spodobać. Ja uważam jednak, że mi ten odcień rozświetlacza pasuje. Jedyną wadą tego produktu jest jego kruszenie się podczas nabierania go z opakowania. Mimo to bardzo go lubię, bo jest niedrogi, a na twarzy utrzymuje się naprawdę długo.
To by było tyle jeśli chodzi o moich ulubieńców 2015 roku. Myślę, że wiele z tych kosmetyków zostanie ze mną na dłużej, ale nadal będę szukała i testowała wiele nowości, które mogą stać się ulubieńcami 2016 roku.
A wy znaleźliście pośród moich ulubieńców jakiś wasz ubiegłoroczny hit? Dajcie znać w komentarzach, czy któryś z powyżej opisanych produktów was zaciekawił, a jeśli macie jakieś odmienne zdanie na temat któregokolwiek z produktów to chętnie przeczytam waszą opinię.
Znam kilku z Twoich ulubieńców, jedynie ostrzegam przed suchym szamponem, daje fajne efekty ale bardzo niszczy skórę głowy, powoduje zapalanie mieszków włosowych, bardzo osłabia cebulki i może spowodować nadmierne wypadanie włosów
OdpowiedzUsuńSame perełki :) W moich ulubieńcach również pojawił się krem Bioderma Hydrabio, ale legere. Bardzo lubię też kosmetyki dla mam BabyDream, choć wyróżniłam tylko oliwkę :) Hydrolat z róży damascena i wodę temalną Uriage bardzo lubię, Batiste mają satłe miejsce na mojej półce, znam i bardzo lubię też topCoat Sally Hansen InstaDRY :)
OdpowiedzUsuńLubie micela i Batiste :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię ten płyn micelarny ;)
UsuńPodpisuję się pod komentarzem Pauliny Haydenki. Z suchymi szamponami trzeba uważać. Znam parę pozycji z Twojej listy ulubieńców, również polubiłam rozświetlacz z Lovely :)
OdpowiedzUsuńSporo tego moja droga. Mi za to ta emulsja Clinique wyjątkowo nei pasowała.
OdpowiedzUsuńZnam wiele spośród Twoich ulubieńców. Z wielu korzystałam, ale tak na prawdę z nimi nie zostałam. Jednak ciągle szukam, ciągle testuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
tez mam batiste w swoich ulubienicach :) zapraszam
OdpowiedzUsuńTrochę się tego nazbierało :)
OdpowiedzUsuńTy żyjesz! ;)
OdpowiedzUsuńSporo tego, część znam i sama bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie podkładem Nearly Naked, ale dopóki nie zuzyję zapasów, to go nie kupię.
OdpowiedzUsuńZnam kilkoro Twoich ulubieńców :)
OdpowiedzUsuńSame cudeńka :)
OdpowiedzUsuńMiałam tylko micel z Garniera;)
OdpowiedzUsuńO tak! Woda różana to zdecydowanie też mój ulubieniec 2015 i jednocześnie odkrycie 2015, bo wcześniej nigdy nie używałam :)
OdpowiedzUsuńTrochę się tego nazbierało. :)
OdpowiedzUsuńPłyn do kąpieli z Babydream uwielbiam:)
OdpowiedzUsuńJa z kolei nie lubię tego płynu do kąpieli. Miałam jeszcze oliwkę z tej serii i też mi nie pasowała. Nawet zapach mi nie przypadł do gustu.
OdpowiedzUsuń